Policja sprawdziła nagranie z monitoringu. Czy piłkarze Legii zostali pobici przez kibiców?

- Wstępne analizy i czynności wykazują, że nie mamy do czynienia z pobiciem. Ale mamy świadomość, że monitoring mógł nie uchwycić wszystkich okoliczności związanych z tym zajściem - mówi Sport.pl rzecznik Komendy Stołecznej Policji, Sylwester Marczak.

Władze Legii przekazały policji materiał z monitoringu pokazujący wydarzenia, do których doszło w nocy z niedzieli na poniedziałek przy Łazienkowskiej. Przypomnijmy, że kibice mieli wówczas zaatakować piłkarzy stołecznego klubu, którzy wrócili do Warszawy po przegranym 0:3 meczu z Lechem w Poznaniu. Zawodnicy mieli być szturchani, a nawet uderzani otwartą dłonią w twarz.

Sprawą zajęła się stołeczna policja, a konkretnie Wydział ds. Zwalczania Przestępczości Pseudokibiców, który kilkadziesiąt godzin po zdarzeniu otrzymał od Legii nagranie z monitoringu. - Wstępne analizy i czynności wykazują, że nie mamy do czynienia z pobiciem - mówi rzecznik komendanta stołecznego policji kom. Sylwester Marczak

- Materiał dowodowy nie wyklucza jednak, że możemy mieć do czynienia z innymi czynami zabronionymi; mowa tu, chociażby o naruszeniu nietykalności cielesnej - wskazuje rzecznik. Ale od razu zaznacza: - W tym wypadku mówimy jednak o innym trybie ścigania. Niezbędna w nim jest aktywność osoby, która poczuła się pokrzywdzona.

Marczak zapewnia, że czynności wyjaśniające będą nadal prowadzone: - Mamy świadomość, że monitoring mógł nie uchwycić wszystkich okoliczności związanych z tym zajściem. Naszym celem jest teraz dotarcie do jak największej liczby osób i zweryfikowanie wszystkich informacji, które pozwolą nam odpowiedzieć na pytanie, czy doszło do pobicia - tłumaczy.

„System ochrony zawiódł i wymaga zmian”

W środę, kilkadziesiąt godzin po zdarzeniu, na oficjalnej stronie Legii pojawił się pierwszy komentarz Dariusza Mioduskiego. Prezes i właściciel klubu zapowiedział, że „wyciągnie wnioski z niedopuszczalnej sytuacji, w której kibice podający się za grupę wyjazdową, swobodnie poruszają się po obiekcie klubu”.

- Uszczelnimy ten system i zmienimy procedury w tym zakresie. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że w tej sytuacji system ochrony zawiódł i wymaga zmian. Takie wydarzenia nigdy więcej nie mogą mieć miejsca - napisał Mioduski.

Mioduski wyjaśnił także, że ponieważ do incydentu nie doszło podczas imprezy masowej, nie ma możliwości wykorzystać instrumentów wynikających ze stosownej ustawy i nałożyć na osoby biorące udział w zajściu zakazów stadionowych.

- Dla mnie osobiście incydent ten jest szczególnie przykry także ze względu na to, że przemoc kibiców wobec piłkarzy podważa fundament tożsamości Legii Warszawa. Legia jest klubem, który jest ze swoimi piłkarzami niezależnie od wyników sportowych, nigdy się nie poddaje, zawsze walczy do końca i zawsze razem - przekazał właściciel klubu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.