EkstraStats dla Sport.pl: Lubimy Ekstraklasę. Na mecze czekamy, jak na kolejne odcinki serialu

- Zawsze zastanawiamy się czym zaskoczy nas np. Piotr Nowak, a jakie show da Michał Probierz. Dużą mobilizacją jest też to, że przed nami nie ma ściany, do której dojdziemy i powiemy sobie, że już nic więcej nie możemy zrobić. Zawsze można coś dodać, coś zrobić szybciej i lepiej - mówią twórcy portalu EkstraStats i "Przewodnika Kibica", którego patronem medialnym jest Sport.pl.

Kup najnowszy "Przewodnik Kibica" od EkstraStats.

Konrad Ferszter: „Przewodnik Kibica” na rundę jesienną sezonu 2017/18 jest trzecim, który wydaliście w wersji papierowej. Spodziewaliście się, że wasz projekt aż tak się rozwinie?

Mateusz Januszewski: Pierwszy przewodnik dostępny był tylko w wersji elektronicznej. Wtedy nie spodziewaliśmy się, że kiedykolwiek wydamy go na papierze. To spore zaskoczenie tak samo jak to, że najnowsze wydanie ukazało się przy współpracy z dużym koncernem medialnym. Jeśli chodzi o rozwój samego EkstraStats, to nie jestem zaskoczony miejscem, w którym dziś jesteśmy. Od momentu, w którym zaczęliśmy publikacje na naszej stronie internetowej, bardzo się rozwinęliśmy. Co pół roku, wraz z początkiem kolejnych rund, dokładaliśmy nowe rzeczy. Liczba materiałów, które dziś publikujemy po każdej kolejce, jest naszym największym sukcesem. „Przewodnik kibica” jest „truskawką na torcie”, trwałym podsumowaniem naszej ciężkiej pracy.

Marcin Łagowski: Trzeba podkreślić też to, że przewodnik z założenia nie jest projektem biznesowym. Od samego początku traktujemy go jako naszą wizytówkę. Niech to będzie nasz wkład w rozwój polskiej piłki. Oczywiście projekt ten, aby mógł być dalej kontynuowany, musi na siebie zarobić i dlatego też stale poszukujemy sponsorów.

Nie jest to projekt biznesowy, ale dziś jest to część waszej pracy.

MJ: Pojawiły się pieniądze, ale my nie wprowadzamy nowości tylko po to, by zarobić. Gdyby zależało nam jedynie na pieniądzach, to zrezygnowalibyśmy z części merytorycznych publikacji, a w ich miejsce publikowalibyśmy coś dla innego odbiorcy. Na pewno nie bawilibyśmy się w takie rzeczy jak np. rozbieranie każdego strzału na czynniki pierwsze, tylko poszlibyśmy w stronę łatwiej przyswajalnych ciekawostek. Zawsze zależało nam na tym, by robić rzeczy ciekawe, profesjonalne i merytoryczne. To nasz priorytet.

Przeciętny kibic naszej piłki takich rzeczy często jednak unika.

MJ: Wprowadzanie innego rodzaju materiałów i oswajanie z nimi czytelnika jest dłuższym procesem. Z drugiej strony, od samego początku zdawaliśmy sobie sprawę z tego, do jakiego grona odbiorców chcemy trafić. Część kibiców dzięki nam poszerzyła swoją wiedzę, ale wiedzieliśmy też, że nasze teksty i analizy mają trafiać w pierwszej kolejności do ludzi, którzy z takimi publikacjami mieli już styczność.

MŁ: Dostrzegamy jednak, że w ostatnim czasie zwiększyła się liczba fanów, którzy pragną dowiedzieć się czegoś więcej i mecze ligowe chcą oglądać bardziej świadomie. To widać chociażby po wynikach sprzedaży „Przewodnika Kibica”, które z wydania na wydanie wyraźnie rosną. Cieszy nas też to, że wśród osób, które zamawiają przewodnik, są również piłkarze, nie tylko ci z Ekstraklasy.

Czym najnowszy przewodnik różni się od poprzedników?

MJ: Po poprzednich wydaniach przewodnika dostawaliśmy dużo sygnałów, że za mało jest w nim treści do poczytania. Bardzo dobrze wyglądaliśmy graficznie i merytorycznie, ale brakowało dłuższych tekstów. Dzięki współpracy ze Sport.pl udało nam się to poprawić. Na 130 stronach przewodnika znajdzie się kilka świeżych wywiadów.

MŁ: Dodatkowo nowością jest możliwość wyboru okładki, która dostępna jest w dwóch wersjach: mistrzowskiej oraz ogólnoligowej.

Nie spotkaliście się z zarzutami, że jedną okładkę poświęciliście tylko Legii?

MŁ: Nie mieliśmy wpływu na to kto został mistrzem Polski. Jeśli w przyszłości tytuł zdobędzie Jagiellonia lub Lech, to piłkarze tych drużyn znajdą się na okładce.

MJ: Nie spotkałem się z opiniami, że zrobiliśmy coś pod Legię. Dla nas to eksperyment. Jeśli wypali, to być może w przyszłości damy kibicom jeszcze większy wybór, niezależnie od tego kto zdobędzie mistrzostwo.

Czym przewodnik papierowy różni się od elektronicznego, który wydaliście na początku sezonu?

MJ: To dwie różne publikacje. W wersji elektronicznej nie chcieliśmy wróżyć z fusów, dlatego mocno okroiliśmy analizę taktyczną. Oczywiście mogliśmy rozpisać ją na podstawie sparingów, ale przykład Wisły Kraków pokazuje, że podjęliśmy dobrą decyzję. Zespół Kiko Ramireza do sezonu przygotowywał się, by grać trójką środkowych obrońców, ale efekty były tak słabe, że drużyna ligę rozpoczęła w ustawieniu z klasyczną czwórką w defensywie. Gdybyśmy wtedy oparli tekst taktyczny na sparingach, to już po pierwszej kolejce nadawałby się on do kosza. Ponadto w wersji papierowej kibic otrzyma zaktualizowane składy oraz nowe wywiady i teksty od dziennikarzy Sport.pl.

Podobnych publikacji na rynku jest sporo. Skąd w ogóle pomysł na stworzenie „Przewodnika kibica”?

MJ: Z totalnego przypadku. Andrzej Gomołysek, którego znałem tylko z Twittera, napisał kiedyś, że przyjdzie czas, w którym sam zapełni lukę na rynku i zrobi merytoryczny przewodnik. Tak się akurat złożyło, że w tamtym czasie myśleliśmy już nad własną publikacją. Połączyliśmy siły, pierwszy przewodnik był darmowy i pojawił się tylko w wersji PDF. Chcieliśmy pokazać, że można to zrobić inaczej. Mieliśmy trochę obaw, zrezygnowaliśmy z druku, nie byliśmy pewni czy nasza koncepcja się przyjmie. Ostatecznie dostaliśmy mnóstwo ciepłych słów, czytelnicy przysyłali nam zdjęcia wydrukowanego przewodnika. Nowością było też to, że jako pierwsi zdecydowaliśmy się wydać wersję papierową już po zamknięciu okienka transferowego, tak aby przewodnik był jak najbardziej aktualny i stąd na start ligi kibice otrzymują wersję elektroniczną, która jest aktualizowana, a dopiero później drukowana.

MŁ: To już jest trzecie wydanie, kiedy „Przewodnik Kibica” ukazuje się w wersji elektronicznej oraz papierowej. Widzimy, że czytelnicy chętniej zamawiają tę drugą, co nas bardzo cieszy. Papier nadal jest mocno pożądany, kiedy niesie za sobą pewną wartość. Musimy się też pochwalić, że poza drukiem, wszystkie rzeczy związane z przewodnikiem robimy sami.

Ile osób pracowało przy powstawaniu przewodnika?

MŁ: Cały zespół należy podzielić na dwie części. Pierwsza to ta, która zajmuje się aspektami statystycznymi. Druga, kierowana przez Andrzeja Gomołyska, sferą taktyczną. To on odpowiada za opisy zawodników oraz analizy taktyczne. Do tego należy dodać dwóch grafików oraz osobę, która składa to w całość. Pomijając grono osób zaangażowanych w tworzenie przewodnika ze strony Sport.pl wychodzi, że jest to 12 osób.

Jak zmieniła się wasza praca w porównaniu do początków EkstraStats?

MJ: Działamy zdecydowanie bardziej schematycznie, na pewno jesteśmy znacznie bardziej uporządkowani. Największa zmiana zaszła jednak pod względem liczby zdarzeń, które obserwujemy, liczymy i analizujemy. Mamy mnóstwo materiałów z poprzednich sezonów, które możemy porównywać z kolejnymi rozgrywkami.

MŁ: Zaczynaliśmy od rzeczy, które z analitycznego punktu widzenia dziś nie mają najmniejszego znaczenia. Często obserwowaliśmy tylko jednego zawodnika, byliśmy nastawieni na efekt. Uczyliśmy się automatyzacji pracy, ale też tego, jakie rzeczy są nam potrzebne i na jakich powinniśmy się skupiać. Trzeba też podkreślić, że nasz projekt zaczynaliśmy z osobami, które nie miały w swoich CV stanowisk analitycznych, czy też skończonych studiów matematycznych. Byliśmy pasjonatami, którzy chcieli się profesjonalizować w określonym kierunku. Dziś mamy zgrany zespół, nie mamy problemu z obsadą i podziałem ról, nie ma u nas chaosu. Wygląda to zdecydowanie bardziej profesjonalnie.

Jak wygląda wasza praca od strony technicznej?

MJ: Bazujemy przede wszystkim na obrazie telewizyjnym oraz odtwarzaczu, który umożliwia oglądanie akcji klatka po klatce, a do tego komputer i stoper. Pokazujemy tym, że wiele rzeczy możemy robić bez dodatkowej technologii i maszyn, głównie na bazie programów ogólnodostępnych. Na pewno chcielibyśmy robić więcej dzięki automatyzacji, ale wiąże się to z dużymi kosztami, więc na razie spokojnie działamy w sprawdzony sposób.

MŁ: Trzeba też pamiętać o tym, że automatyczne systemy często mylnie interpretują pewne zdarzenia, tak jak np. gole samobójcze i dlatego też pełna automatyzacja nie jest dobra, a poza tym w naszym zespole od samego początku stawiamy na czynnik ludzki, który jest dla nas bardzo istotny.

Sprawdzacie po sobie wykonaną pracę?

MJ: Ufamy sobie, ale sprawdzamy. Zresztą doszliśmy do wniosku, że do posiadania wszystkich niezbędnych nam rzeczy nie potrzebujemy oglądać całego meczu kilka razy, tylko pojedyncze zdarzenia. Dlatego kiedy oglądam spotkanie po raz drugi, otrzymuję wcześniej specjalnie przygotowaną minutówkę, dzięki której nie muszę patrzeć na wszystko. W trakcie pierwszego oglądania na żywo gromadzimy jak najwięcej rzeczy, później tylko dopisujemy, korygujemy.

Co nakręca was do dalszej pracy i rozwoju? Opieka nad statystykami i analiza danych pochłania bardzo dużo czasu.

MJ: Po prostu trzeba lubić to, co się robi. My lubimy ekstraklasę, mimo że mecze nie stoją na wysokim poziomie. Na kolejne spotkania czekamy, jak na kolejne odcinki serialu. Zawsze zastanawiamy się czym zaskoczy nas np. Piotr Nowak, a jakie show da Michał Probierz. Dużą mobilizacją jest też to, że przed nami nie ma ściany, do której dojdziemy i powiemy sobie, że już nic więcej nie możemy zrobić. Zawsze można coś dodać, coś zrobić szybciej i lepiej.

Nie zdemobilizowała was umowa ekstraklasy z InStat, który dostarcza lidze profesjonalnych, zautomatyzowanych danych?

MJ: Nie wiem czy to w jakikolwiek sposób na nas wpłynęło. Wszystko robimy tak jak dotychczas, patrzymy tylko na siebie i ufamy swoim danym, które dzięki weryfikacji są po prostu dobre.

MŁ: To zupełnie jak z naszym przewodnikiem i innymi tego typu wydawnictwami, które są na rynku. Robimy podobne rzeczy, ale w zupełnie inny sposób i to nas nakręca. Nie traktujemy ich jak konkurencji. Zresztą trudno byłoby nam konkurować z tak dużą firmą jaką jest np. InStat. Naszym celem nigdy nie było wyłącznie rejestrowanie danych i ich gromadzenie, a analiza zapisanego materiału i tą drogą nadal będziemy podążać.

Ekstraklasa nie proponowała wam współpracy?

MJ: Nie. To my się odezwaliśmy, kiedy ekstraklasa nie miała swoich statystyk, ale pozostało to bez odpowiedzi.

MŁ: Co ciekawe - w tym o czym mówi Mateusz - należy szukać genezy powstania EkstraStats. Przez media społecznościowe przewijała się wtedy dyskusja na temat tego, dlaczego ekstraklasa nie posiada własnych statystyk, chociaż są one czymś oczywistym w wielu innych ligach. Mieliśmy pomysł, skonsultowaliśmy go m.in. z dziennikarzami, zaproponowaliśmy konkretne pomysły możliwe do realizacji, ale pozostało to bez odpowiedzi. Dlatego też zrobiliśmy to sami. Nie wykluczamy jednak, że nasze drogi być może kiedyś się zejdą.

Spotkaliście się z przypadkiem wykorzystania przez kluby waszych danych?

MJ: Tak. W jednym klubie nasz przewodnik został wydrukowany i przekazany piłkarzom. Warstwa taktyczna znalazła uznanie w oczach kilku zawodników. Drużyna weszła do grupy mistrzowskiej, więc chyba udało nam się pomóc.

Patryk Lipski przyznał, że czytał nasz przewodnik nie tylko pod kątem rywali, ale też własnej drużyny. Odezwał się do nas i powiedział, że nasza analiza pokrywała się z pewnymi założeniami trenera. To fajne, że ktoś docenia naszą pracę i daje jej swego rodzaju certyfikat jakości.

Jeszcze inny przykład. Dziś wszyscy doceniają grę Górnika Zabrze, dla wielu ekspertów ta drużyna i jej piłkarze są fenomenem. A wystarczyło tylko sięgnąć po nasz przewodnik przed sezonem, gdzie zwracaliśmy uwagę na ich dobre stałe fragmenty gry, na kreującego grę Rafała Kurzawę, czy skutecznego Igora Angulo.

MŁ: Zdarzają się sytuacje, w których kluby i dziennikarze proszą nas o udostępnienie danych, które pomagają im przygotować jakiś materiał. Często liczby te potrzebne są do napisania tekstów, albo po prostu do weryfikacji pewnych rzeczy, jak na przykład liczba spotkań rozegranych przez Franciszka Smudę na ławce trenerskiej w ekstraklasie.

Rozwijacie się dynamicznie, czy w ogóle możliwe jest określenie gdzie chcielibyście się widzieć za rok?

MJ: Jest to chyba trudne do określenia. Krok po kroku wykonujemy swoją pracę, chcemy harmonijnie się rozwijać. Oczywiście stawiamy sobie cele. Te na najbliższy czas to przede wszystkim zwiększenie automatyzacji pracy oraz uporządkowanie dotychczasowych jej efektów w bazie danych, która z każdym meczem powiększa się o setki liczb. Wszystko po to, by m.in. publikować więcej tekstów, przeprowadzać coraz to bardziej skomplikowane analizy i szukać zależności, do których jeszcze nikt przed nami nie dotarł.

Z przewodnikiem wrócimy przed rundą wiosenną. Mamy kilka ciekawych pomysłów, ale na razie nie będziemy ich zdradzać. Dotychczasowe przewodniki różnią się jednak od siebie, więc na pewno inny będzie też ten, który wydamy zimą.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.