Czy Sadiku spłaca swój transfer? "Nie płaci się tyle za piłkarza, którego trzeba odbudować"

Gdy Armando Sadiku podpisał kontrakt z Legią Warszawa, wydawało się, że może być godnym następcą Nemanji Nikolicia. Wymagania wobec niego były duże, bo w końcu został najdroższym piłkarzem sprowadzonym do ekstraklasy. Jednak Albańczyk nie pomógł Legii awansować ani do Ligi Mistrzów, ani Ligi Europy.

Dariusz Dziekanowski, były reprezentant Polski: Trudno coś powiedzieć o zaletach i atutach Sadiku. Na razie jest przeciętny i nijaki. Nie jestem zwolennikiem sprowadzania do Polski zawodników, którzy mają 26-27 lat i płacenia za nich tak dużych pieniędzy. Jeżeli Albańczyk faktycznie kosztował 1,5 mln euro, to uważam, że jest to brak rozeznania na rynku. Ciekaw jestem, kto się podpisał pod tym transferem. Legia powinna kupować i inwestować w 19-20 letnich piłkarzy, ukształtować ich i po dwóch lub trzech latach sprzedawać za duże pieniądze.

Marcin Mięciel, były napastnik Legii: Skoro sprowadzono go za takie pieniądze, to powinien być gwiazdą ekstraklasy. Na razie nie ma stałego miejsca w składzie Legii, a powinien być ciągnięty za uszy i grać cały czas, aż złapie formę i zrozumie się z kolegami.

Mecze z Astaną do zapomnienia

Legia po porażce 1:3 w Astanie musiała na swoim terenie odrabiać straty. W 20. minucie Adam Hlousek dośrodkował piłkę w pole karne, ale Armando Sadiku strzałem głową trafił w bramkarza. - Powinien to strzelić, ale najlepsi napastnicy na świecie też pudłują w takich sytuacjach - mówi Mięciel. To była jedyna sytuacja Albańczyka w tym meczu. Później był bezproduktywny i Jacek Magiera w 57. minucie zdjął go z boiska. Pół godziny później przygoda Legii z Ligą Mistrzów dobiegła końca. Sadiku na otarcie łez pozostał gol wbity mistrzom Kazachstanu w pierwszym spotkaniu.

Podpisując kontrakt z Legią, Albańczyk miał inne plany. "Jestem głodny sukcesów i chcę zdobywać tytuły. Gra w Lidze Mistrzów jest wspaniałym doświadczeniem. Chcę wygrywać i grać w ważnych meczach. W Zurychu nie miałem takiej szansy." Po meczach z Astaną Jacek Magiera próbował usprawiedliwiać napastnika. - Miał za mało czasu, by odpowiednio wejść do drużyny - mówił trener mistrzów Polski. - Legia chyba wiedziała, kiedy rozpoczynają się eliminacje Ligi Mistrzów. Za 1,5 mln euro powinno sprowadzać się przygotowanego do gry zawodnika. Nie płaci się tyle za piłkarza, którego trzeba odbudować - twierdzi Dziekanowski.

Sadiku kontrakt z Legią podpisał 14 lipca. Dwanaście dni później Legia pojechała do Astany na pierwszy mecz 3. rundy eliminacji. - Jeśli chodzi o aklimatyzację, to nie ma reguły. Jeden zawodnik szybciej wchodzi do drużyny, drugiemu zajmuje to więcej czasu. Z Sadiku był inny problem. On od początku nie miał miejsca w podstawowym składzie, brakowało mu zaufania ze strony sztabu szkoleniowego. W jednym meczu strzelił gola, w drugim siedział na ławce. W Legii dochodziło do zbyt dużej rotacji wśród napastników. Sadiku powinien grać przez 5-6 kolejek non stop i łapać formę oraz zrozumienie z kolegami - dodaje Mięciel.

1,5 mln euro na ławce w Tyraspolu

Albańczyk w eliminacjach Ligi Mistrzów grał przez 77 minut. Jeszcze mniej pomagał Legii w walce o awans do fazy grupowej Ligi Europy. W pierwszym spotkaniu z Sheriffem wybiegł w podstawowym składzie (zszedł w 55. minucie), ale zawiódł. Za ten występ przyznaliśmy mu notę 1. Uzasadnienie: "Znów zagrał bez błysku. Teoretycznie stwarzał zagrożenie, ale nic z niego nie wynikało. Bardzo często nie potrafił poradzić sobie z przyjęciem. Z jego strony brakowało również strzałów."

Po spotkaniu w Warszawie Legia stała nad przepaścią. W Tyraspolu musiała zdobyć co najmniej jednego gola, więc Magiera potrzebował snajpera z pełnym magazynkiem, ale nie miał takiego pod ręką. Posłał do boju Kaspera Hamalainena, Sadiku usiadł na ławce. Albańczyk wszedł ratować sytuację w 74. minucie, nie zdołał jednak odwrócić losów dwumeczu.

- Te rotacje wśród napastników były błędem. Sadzanie snajperów po jednym lub dwóch meczach na ławce źle wpływa na ich psychikę - twierdzi Mięciel. - Sadiku był chyba sprowadzony po to, żeby pomóc Legii w walce o LM i LE, a nie po to, żeby grać tylko w ekstraklasie. Skoro grał tak mało, to trener Magiera musiał zdawać sobie sprawę, że Albańczyk nie był przygotowany do gry od początku spotkań i że był gorszy od innych zawodników. Mecze z Astaną i Sheriffem miały decydujący wpływ na cały sezon, a zawodnik sprowadzony za 1,5 mln euro przyglądał się im z ławki rezerwowych - dziwi się Dziekanowski.

"Te liczby nie robią żadnego wrażenia"

Sadiku do Polski przyjeżdżał z dobrą opinią. W końcu jest etatowym reprezentantem Albanii, strzelił historycznego gola podczas Euro 2016, zdobywał bramki w Szwajcarii. Trafił do Legii za 1,5 miliona euro. Takie informacje podawały szwajcarskie media, o takiej kwocie pisał też "Przegląd Sportowy". - Z prowizjami, bonusami i kwotą transferową, Armando Sadiku to najdroższy piłkarz, którego kupiliśmy do Legii. Wierzę, że to dobra decyzja, ale musi się zgrać z zespołem i zrozumieć go. Może być królem strzelców, ale ważniejsze jest mistrzostwo - mówił kilka tygodni temu Dariusz Mioduski, cytowany przez "PS".

- Dzisiaj możemy powiedzieć, że Legia przepłaciła za Albańczyka, ale poczekajmy jeszcze z takimi opiniami. Za pół roku będziemy wiedzieć więcej. Niektórzy piłkarze spłacają się od razu, inni potrzebują więcej czasu. Vadisa Odjidję-Ofoe też skreślaliśmy i śmialiśmy się z niego, aż w końcu odpalił. Teraz wszystko w rękach Jacka Magiery, który musi odbudować Albańczyka i dać mu pograć - uważa Mięciel.

Sadiku ładnie przywitał się z ekstraklasą. Na dzień dobry wbił gola Górnikowi Zabrze. Po jednej bramce zdobył też w spotkaniu Pucharu Polski z Wisłą Puławy i ligowym z Zagłębiem Lubin. Po prawie dwóch miesiącach pobytu w Legii wypracował takie statystyki: 11 meczów, 4 gole, 568 minut gry. - Te statystki nie są najgorsze - uważa Mięciel.

Dziekanowski jest trochę innego zdania: Te liczby nie robią na mnie żadnego wrażenia, są słabe.

Tęsknota za Nikoliciem wciąż trwa

W Legii od czasu odejścia Nemanji Nikolicia i Aleksandara Prijovicia czekają na snajpera z prawdziwego zdarzenia. Występy przy Łazienkowskiej przerosły Tomasa Necida, Vamarę Sanogo i Daniela Chimę Chukwu. Dwóch pierwszych nie ma już w stolicy. Sadiku miał sprawić, że w Legii nikt nie będzie już tęsknił za Nikoliciem. Albańczyk wziął numer po Prijoviciu, gra z 99 na plecach. - Nie można porównywać Sadiku do Nikolicia. Węgier strzelał w ekstraklasie mnóstwo bramek, był dla Legii bardzo wartościowym zawodnikiem. Nie będę ich porównywał, bo nie chcę obrażać Nikolicia - mówi Dziekanowski.

- To nie jest tak, że Sadiku jest jedynym winnym braku awansu Legii do LM i LE. Na to złożyło się wiele czynników. Z Nikoliciem w składzie Legia też by nie awansowała do Ligi Mistrzów. Drużynie Magiery brakowało zawodnika w środku pola, który pociągnąłby zespół. Kogoś takiego jak Ofoe czy Radović - twierdzi Mięciel.

Sadiku o miejsce w składzie Legii rywalizuje z Jarosławem Niezgodą. W ataku Magiera może wystawić także Kaspera Hamalainena i Michała Kucharczyka, jest jeszcze Chukwu. - W tym momencie w ataku Legii jest rotacja. Sezon trwa już dwa miesiące, a my nie jesteśmy w stanie powiedzieć, kto jest napastnikiem numer jeden i kto jest odpowiedzialny za zdobywanie goli. To jest rotacja dla rotacji. Czyli absurd - mówi Dziekanowski.

Albańczyk po podpisaniu kontraktu z Legią zapowiadał, że chce strzelić co najmniej 20 goli w sezonie. Do realizacji tego celu brakuje mu jeszcze 16 bramek. Najpierw musi jednak złapać formę i wywalczyć stałe miejsce w podstawowym składzie Legii. Wtedy może zacznie strzelać hurtowo gole i o Nikoliciu nikt już nie będzie wspominał. W końcu 1,5 miliona euro do czegoś zobowiązuje.

Copyright © Agora SA