Paweł Jaroszyński: Tak, dawno temu, w szkole. A właściwie to przejrzałem streszczenie. Fabułę jednak pamiętam. Obym nie skończył jak Romeo…
Słynnego balkonu domu Julii jeszcze nie widziałem, wszystko przede mną. Byłem za to w centrum miasta i jest naprawdę urocze. Wiem, że do odkrycia zostało jeszcze wiele pięknych miejsc. Na razie nie mogę ich poznawać, bo mieszkam w Calmasino, miasteczku leżącym 25 km od Werony. Tam znajduje się nasze centrum treningowe, czyli Veronello. Razem z żoną codziennie chodzimy za to do restauracji, szukamy włoskich smaków. Werońska pizza smakuje inaczej, niż robiona w Polsce. Ale przecież nie przyjechałem tu zwiedzać.
Nie wiem czy jest w Europie liga równie trudna dla defensorów. Już kilka pierwszych treningów dało mi do zrozumienia, gdzie jestem. Muszę szybko przestawić moje granie – z polskiego na włoskie. Różnica jest olbrzymia.
We wszystkim. Nacisk na poruszanie się w linii czy przesuwanie formacji jest ogromny. Codziennie ćwiczymy pressing, ustawienie, automatyzm. Obrońca w fazie ataku jest na przykład piłkarzem wspomagającym, a nie jak w polskim systemie – inicjującym. Trener Rolando Maran zwraca na to dużą uwagę. Dodatkowo zajęcia są bardzo intensywne. Może nie trenuje się ciężej, niż w Polsce, ale szybciej. Wiadomo też, że umiejętności piłkarsko-taktyczne kolegów są na wyższym poziomie. Ale mimo to mają oni fajne podejście. Jeśli trzeba zapierdzielać, to zapierdzielają, ale w szatni czy przed treningiem mają wielki luz, żartują, śmieją się. Od razu czuć południowy klimat.
Podobnie było kiedyś u Wojciecha Stawowego.
Systemy są inne. Ale nie chodzi o samo ustawienie, tylko zachowania. W Cracovii graliśmy przeważnie 4-2-3-1, ewentualnie 4-4-2. W Weronie preferują 4-3-3. I może nie muszę uczyć się gry w defensywie od początku, ale ciągle przyswajam sobie nowe reakcje. Po prostu w Polsce zostałem nauczony pewnych schematów, które w Serie A w ogóle nie są używane.
W tej chwili pierwszym wyborem jest Massimo, ale robię wszystko, aby pokazać trenerowi, że stać mnie na dobrą grę przez 90 minut. Jeśli chodzi o Gobbiego to od razu widać, że to gracz dużej klasy – jego zagrania, podania, błyskotliwość, spryt, przyjęcie to kosmos. Ale jestem w stanie podjąć rękawicę. Myślę, że Maran będzie miał niedługo pozytywny ból głowy.
Myślałem o tym już w trakcie rundy wiosennej. Determinacja, aby odejść, rosła z każdym tygodniem. Wyjazd był mi potrzebny do zrobienia kroku w przód. W ogóle nie patrzyłem na kasę. Interesowała mnie możliwość rozwoju.
Było kilku chętnych, ale zabrakło konkretów. Pojawiło się też jedno zainteresowanie z 2. Bundesligi i jedno z mocnego polskiego klubu. Ale z nikim nie rozmawiałem. Propozycję na papierze wysłało tylko Chievo.
Wiedziałem już przed. Sygnał, że mnie obserwują, dostałem wiosną. A oferta przyszła w trakcie Euro. Włosi od początku byli bardzo zdeterminowani.
Jeden czy dwa mecze nie mogą przekreślić całego piłkarskiego dorobku. Są przecież gorsze dni, a na swoją renomę pracuje się sezon albo nawet dwa lata. Poza tym nie uważam, że nasza reprezentacja zagrała dramatycznie…
To inna sprawa. Z drugiej strony nie przegrywaliśmy po 0:4. Strzelaliśmy bramki, prowadziliśmy, chociaż mieliśmy problemy z kontrolowaniem gry. Nie zagraliśmy słabiej, niż w okresie przygotowań do turnieju. Po prostu rywale zaprezentowali jakość, jakiej wcześniej nie widzieliśmy. A gra się tak, jak rywal pozwala. Mieliśmy pomysł na grę. Ale nie udawało się go realizować.
Podejmowaliśmy złe decyzje, dokonywaliśmy głupich wyborów, do tego doszły błędy indywidualne. I brak piłkarskiego szczęścia. Szkoda, że po stracie piłki w naszych szeregach pojawiał się chaos. Może brakowało nam szybkości, może luzu? Wyszło jak wyszło. A nie tak miało być. Piłka to gra błędów a my popełniliśmy ich więcej, niż wszyscy nasi rywale.
Nie mam zamiaru się biczować, ale szczytu możliwości nie pokazałem. Dałem z siebie tyle, ile mogłem. Ale widocznie to, ile mogłem, to było za mało. Dramatu jednak nie było. Nawet statystyki to wskazują. Czułem natomiast, że brakowało mi minut spędzonych na boisku. Ale żadnych wymówek nie szukam.
Wydaje mi się, że Włosi dostrzegają w kimś potencjał, coś, czego piłkarz jeszcze nie pokazał, kupują go tanio, szkolą i sprzedają za miliony. Wierzę, że tak będzie w naszym przypadku. Przyszliśmy tu, aby się rozwinąć.
I o to chodzi. Polacy mają w Europie coraz lepszą markę. Z Arkiem i Piotrkiem miałem już okazję się spotkać. Chievo grało mecz towarzyski z Napoli. W sparingu było 1:1. Oby to był dobry prognostyk przed sezonem.