Ekstraklasa. Jak Śląsk Wrocław pokonał Lechię Gdańsk?

Po niezłej pierwszej i nieco szalonej drugiej połowie trzy punkty zostały we Wrocławiu. Śląsk wygrał po raz pierwszy w tym sezonie i choć uczynił to nieco szczęśliwie, bo dwie bramki zawdzięcza błędom Dušana Kuciaka, to jednak gospodarze zagrali całkiem dobre spotkanie.

Lechia wróciła do meczu po odważnych zmianach w przerwie. Trener Nowak widząc problem z bezpośrednim zagrożeniem rywalom zdecydował się przejść na ustawienie 1-4-4-2, co miało dwa znaczące skutki - podwojenie liczby graczy na skrzydłach i w linii ataku. To przyniosło niemal natychmiastowy efekt w postaci dwóch goli już na początku drugiej połowy (oba w mniej lub bardziej bezpośrednim następstwie zmian). Dwójka graczy na skrzydłach pozwalała na regularne wygrywanie pojedynków w tych sektorach, bo wreszcie dało się stwarzać przewagę przez grę na obiegnięcie. Dwójka Paixão - Kuświk też kilkukrotnie pokazała zmysł do wspólnej gry kombinacyjnej.

Po początkowym szoku do głosu doszedł Śląsk, w którym trener Urban zamieniając po przerwie skrzydłowych stronami, nieco inaczej rozłożył akcenty w drużynie. Do przerwy grający po lewej stronie Jakub Kosecki rzadko bywał przy linii, naturalnie za swoją prawą nogą ściągając akcje do środka. Robert Pich z kolei szukał dryblingu, minięcia i dogrania piłki do obecnego w polu karnym Marcina Robaka. Zwiększający się napór gospodarzy doprowadził w końcu do rzutu rożnego, który dzięki złemu wyjściu bramkarza gości przyniósł zwycięską bramkę. Świetnym prostopadłym podaniem popisał się w poprzedzającej akcji Łukasz Madej, którego wejście w drugiej połowie pozwoliło wrocławianom na przejęcie kontroli w środkowej strefie boiska.

Śląsk w defensywie, nie za wysoko, ale jest kontakt z rywalemŚląsk w defensywie, nie za wysoko, ale jest kontakt z rywalem Ekstra Stats

Wracając jednak do pierwszej połowy, po której Śląsk prowadził 2:0, to w niej przewaga żadnej z drużyn nie mogła się do końca zarysować. Lechia we właściwym sobie stylu budowała akcje od tyłu, a Śląsk częściej kontrował, choć nie gardził też atakiem pozycyjnym. Dwie bramki gospodarzy do przerwy na pewno dały im duży komfort gry w tej części spotkania i też oddawanie inicjatywy rywalom było w tej sytuacji jak najbardziej zrozumiałe. Śląsk nie murował się na własnej połowie - linia ataku wychodziła wysoko, jednak bez agresywniejszego ataku na piłkę - coś w stylu hokejowego forecheckingu, czyli zamykania linii podań z zachowaniem odpowiedniej struktury własnych formacji.

Lechia budowała swoje ataki cierpliwie, ale brakowało jej elementu zaskoczenia. Dobrym pomysłem wydawał się schemat z rozrzuceniem piłki po związaniu akcji na prawej stronie do zamykającego lewego wahadłowego, Jakuba Wawrzyniaka. Lechia próbowała tu kreować zagrożenie atakując ślepą strefę za plecami obrońcy po słabej stronie boiska (czyli tej bez piłki). Wawrzyniak odpowiednim ruchem potrafił wykorzystać lepszą pozycję względem obrońcy jednak i w przypadku dośrodkowań, i w przypadku strzału brakowało dokładności.

Współpraca w drugiej połowie na bokach w wykonaniu LechiiWspółpraca w drugiej połowie na bokach w wykonaniu Lechii Ekstra Stats

Piłkarze Lechii mogą mówić po piątkowym spotkaniu o pechu, nawet o niesłusznie straconych punktach, bo przecież dwie bramki były praktycznie podarowane rywalom. Zmiany trenera Nowaka, zarówno te personalne jak i organizacyjne, okazały się trafione i niemal odwróciły losy spotkania. Tutaj należą się też słowa uznania gospodarzom, bo kiedy ich plan zaczął się walić po przerwie potrafili oni przetrzymać napór rywali i ostatecznie wydrzeć im zwycięstwo.

Jeśli chcesz wiedzieć wszystko o klubach ekstraklasy, to musisz go mieć! Przewodnik EkstraStats pod patronatem medialnym Sport.pl już do nabycia!

Przewodnik kibicaPrzewodnik kibica Agora



Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.