• Link został skopiowany

Ekstraklasa. Trudny koniec trudnego uczucia. Nieznane kulisy sprowadzania do Legii Warszawa Vadisa Odjidjy-Ofoe

Już dwanaście miesięcy temu Vadis Odjidja-Ofoe jasno dał do zrozumienia, że w Polsce chce grać tylko przez rok. Negocjacje były żmudne, nastąpiło nawet ich zerwanie, bo Belg żądał rocznego kontraktu. Ostatecznie stanęło na dwuletniej umowie, która i tak została zrealizowana tylko w połowie. Dokładnie tak, jak pragnął tego Vadis. Trudne były początki tego uczucia, trudny był też koniec.
Vadis Odjidja-Ofoe
KUBA ATYS

- Ile on ma tej nadwagi? - zapytałem jednego z pracowników sztabu szkoleniowego Legii w przerwie meczu Pucharu Polski z Górnikiem. - Z pięć kilo - odpowiedział, ale nagle zerwał się jego kolega: „No co ty, z siedem raczej!”. 10 sierpnia 2016 roku w Zabrzu Vadis Odjidja-Ofoe wyglądał dramatycznie. Był wolny, przewidywalny, a przede wszystkim spod zielonej koszulki widać było jego odstający brzuch. Kilka miesięcy później Bogusław Leśnodorski, prezes mistrzów Polski, przyznał mi w rozmowie, że tych kilogramów było maksymalnie trzy, dużo mniej, niż miał przychodzący do Warszawy Nemanja Nikolić. I łatka, jaka została przypięta Odjidjy-Ofoe, nie ułatwiła mu startu w nowej lidze i nowym kraju. Zamiast zauroczenia, pojawił się raczej dystans i nieufność.

Śląski dramat

Na śląskiej murawie Belg wytrzymał 90 minut. W ataku był jednak bezproduktywny. Przy golu Hämäläinena człapał 30 metrów od bramki Górnika, przy bramce Nikolicia - to samo. W defensywie było jeszcze gorzej! Gdyby nie prosta strata Vadisa, nie byłoby rzutu karnego dla gospodarzy. Odjidja-Ofoe nie pomógł kolegom przy bramce Kopacza, gdy nie wyskoczył do piłki, a gdy do siatki z dystansu trafił Kurzawa, futbolówkę pod nogi wyłożył mu właśnie 28-latek z Gandawy. Pół roku później tłumaczył w "Wywiadówce Staszewskiego": "Byłem bez treningu, brakowało rytmu. Trapiły mnie problemy rodzinne, moja koncentracja nie była na odpowiednim poziomie. Dlatego wyszło słabo. Ale wiedziałem co potrafię, miałem świadomość, że po prostu potrzebuję czasu i ogrania".

Kiedy znalazł się czas i przyszło ogranie, a zniknął brzuszek, Vadis nakrył czapką i Semira Stilicia z najlepszych poznańskich czasów, i czarującego na Reymonta Maora Meliksona. 6-krotny reprezentant Belgii błyszczał nie tylko w lidze, ale i w Europie - jak w meczu z Realem Madryt, kiedy w Warszawie nie odstawał od wartego worek złota mistrza świata Toniego Kroosa. To spotkanie sam Vadis uważa zresztą za swoje najlepsze podczas polskiej kampanii. Wtedy też stolica pokochała czarnoskórego rozgrywającego – tak jak kilka lat wcześniej kochała zwariowanego Danijela Ljuboję. Nie była to jednak miłość od pierwszego wejrzenia. Jeśli o szczerej miłości - z obu stron - w ogóle można mówić.

Vadis, co Legii nie chciał

Transferu Odjidjy-Ofoe wbrew powszechnej opinii nie wymyślił Besnik Hasi, ale Dominik Ebebenge. To on jako pierwszy zauważył problemy piłkarza, którego znał z ligi belgijskiej. W tym samym czasie do Hasiego zadzwonił agent pomocnika Norwich, Christophe Henrotay. On również wpadł na pomysł, by Belg karierę kontynuował nad Wisłą. Szefowie mistrzów Polski opowiadali jakiś czas temu, iż plan przekonania Vadisa do Legii był prosty: przywieźć go na stadion, pokazać kibiców, a dopiero później negocjować. Nikt jednak nie spodziewał się, że rozmowy będą aż tak trudne. Na niekorzyść stołecznych działał fakt, że działacze z hrabstwa Norfolk wcale nie chcieli pozbywać się piłkarza, który, aby zagrać przy Łazienkowskiej, musiał najpierw rozwiązać swoją umowę.

Mało kto wie, że ówczesne negocjacje z Vadisem były raz formalnie zakończone! Odjidja-Ofoe uparł się na roczny kontrakt, na który nie chcieli zgodzić się Leśnodorski i spółka. Panowie podali więc sobie ręce i pożegnali się, a Legia zaczęła szukać innego piłkarza na środek pomocy. Dopiero po kilku dniach obie strony znów zasiadły do rozmów, które zakończyły się podpisaniem dwuletniej umowy opiewającej miesięcznie na ponad 50 tys. euro netto – co w skali roku dawało zawrotną, jak na polskie realia, sumę 600 tys. euro! Później podobną ofertę otrzymał wracający z Rosji Artur Jędrzejczyk, ale to Odjidja-Ofoe był pierwszym, dla którego postawiono w stolicy tak wysoki komin płacowy.

A mógł być Nowy Jork...

Transfer Belga nie powinien dziwić o tyle, że ofensywny pomocnik stolicę Polski chciał opuścić już zimą. Na wyjazd mocno namawiał go KAA Gent (Odjidja-Ofoe urodził się w Gandawie, tam zaczynał swoją karierę), konkretne sygnały wysyłał Anderlecht Bruksela, gdzie VO-O zadebiutował w Jupiler Pro League. Lidera Legii chciał też San Jose Earthquakes, ale najpoważniejsza oferta przyszła z Nowego Jorku (New York City FC). Zanim jeszcze propozycje pojawiły się na biurku prezesów, Legia rozpoczęła rozmowy o przedłużeniu kontraktu. Plan zakładał podpisanie nowej umowy i sprzedaż zawodnika w ostatnich dniach letniego okna transferowego - już po eliminacjach Ligi Mistrzów. Niedługo później został podpisany aneks do umowy mówiący o podziale zysków, które klub otrzymałby za sprzedaż przekraczającą 1,5 mln euro.

Ostatecznie Odjidja-Ofoe i jego agent zrzekli się tego zapisu, aby wyjechać do Rosji. Trudno się dziwić takiemu posunięciu, skoro w Krasnodarze Vadis przez trzy lata zarobi podobno 6 mln euro! Biorąc pod uwagę fakt, że koszt sprowadzenia Belga do Warszawy i jego roczne utrzymanie nie przekroczyło miliona euro, transakcje na której Legia zarobi od ręki 2 czy nawet 3 mln euro plus ewentualne dwa miliony w bonusach, trzeba uznać za bardzo udaną. Bo należy pamiętać i o ciężkich początkach, i o niezwykle trudnej operacji namówienia zawodnika grę w zielonej koszulce. Vadis Odjidja-Ofoe macha więc chusteczką, zostawiając w Polsce furę pieniędzy i wspaniałe wspomnienia. A koniec tego uczucia, chyba trudno się dziwić, jest taki sam, jak jego początek - wyjątkowo niełatwy.

Więcej o: