Ekstraklasa się wyrównuje, czyli czterech kandydatów do tytułu. Dzielenie punktów? "Bzdura zupełna"

Nieczęsto zdarza się, że do ostatniej kolejki ekstraklasy cztery zespoły wciąż liczą się w walce o tytuł. "Liga się wyrównuje" - komentują zgodnie pytani przez nas o tę sytuację eksperci. Niekoniecznie dzięki dzieleniu punktów. To w środowisku temat nadal gorący. - Nie mogę w sporcie pogodzić się z tym, że komuś zabiera się to, co zdobył - słyszymy.

Dzielenie punktów na pół po sezonie zasadniczym pierwszy raz może mieć tak istotne przełożenie na końcowe rozstrzygnięcia w Ekstraklasie. Gdybyśmy dalej spokojnie dodawali oczka, pozycje czołowej czwórki co prawda by się nie zmieniły, ale już cele i możliwości tych drużyn zdecydowanie tak. Legia miałaby 72 pkt, Jagiellonia 70, Lech 68, Lechia 66. To oznaczałoby, że w walce o mistrzostwo Polski liczy się jedynie ekipa Jacka Magiery i Michała Probierza, przy czym białostocczanie byliby już pewni gry w eliminacjach europejskich pucharów. W obecnej sytuacji to nawet Lechia może zdobyć mistrzostwo, a "Jaga" Ligę Europy oglądać tylko w telewizji.

Czy tak wyrównana końcówka sezonu jest jedynie wynikiem zabiegu matematycznego, czy już dowodem na siłę i wyrównany poziom ligi? O to oraz o typy końcowych rozstrzygnięć zapytaliśmy komentatorów i trenerów.

Andrzej Strejlau (były trener reprezentacji Polski i Legii Warszawa, obecnie komentator m.in. Lotto Ekstraklasy):

- Liga się wyrównuje na pewno. To są po prostu cztery najlepsze nasze zespoły mimo, że są miedzy nimi różnice. Lechia od połowy października wygrała tylko jeden mecz wyjazdowy. Legia większe problemy miała w tym czasie u siebie. Lech po świetnym początku, nieco stanął po przegranym finale Pucharu Polski. Jest też najrówniej grająca Jagiellonia. Liga jest ciekawa. Ja jednak od zawsze powtarzałem, że nie wolno zabierać tego, co drużyna zdobyła przez 30 meczów. Czy ktoś by się cieszył z obcięcia połowy pensji? Tak żeby zrównać się z moją, bo słabo zarabiałem. Bzdura zupełna. Ekstraklasa jednak po tych latach sama doszła do wniosku, że dzielenie nie jest najlepszym pomysłem. Będzie się nad tym zastanawiać.

Co do końcowych rozstrzygnięć… W dwóch kluczowych meczach powinniśmy oglądać piłkę ofensywną. Lech i Lechia nie przyjadą się do Białegostoku i Warszawy bronić, bo im to nic nie daje. Kibic kocha niespodzianki. Legia oczywiście ma matematycznie największe szanse, to jest też silny zespół i gospodarz. Pamiętamy jednak, że niedawno broniąca się przed spadkiem Arka pokonała faworyzowanego Lecha w finale Pucharu Polski i to jest fenomen piłki, na tym zostańmy.

Stefan Majewski (były trener reprezentacji młodzieżowych, obecnie dyrektor sportowy PZPN):

- Dzielenie punktów może i w teorii dodaje trochę emocji, ale i tak nie mogę w sporcie pogodzić się z tym, że komuś zabiera się to co zdobył. Jestem tego przeciwnikiem. Walczy się przez cały sezon, a potem o wszystkim decyduje jeden miesiąc. To do mnie nie przemawia. A kontuzje, a kartki? Poza tym ten system premiuje słabszych. Jeśli ktoś ma nad kimś przewagę 6 punktów, to po części zasadniczej ma tylko trzy. A dlaczego? To jest chodzenie na rękę tym, którzy punktów nie zdobywają. A jak są cztery mecze do końca i mam 10 punktów przewagi to ile muszę wygrać. Normalnie wystarczy jedno spotkanie. Z podzielonych pięciu punktów to nawet dwa zwycięstwa nic mi nie gwarantują. Musze wygrać trzy razy. To przeczy idei sportu. Trzeba się zastanowić czy chcemy robić biznes czy mieć normalne sportowe widowisko i popularyzować dyscyplinę. Myślę, że w wielkim, prawie 40 milionowym kraju stać nas po prostu na ligę z 18 zespołami. Wracając do obecnych rozgrywek, te cztery zespoły i tak liczyłyby się w walce o mistrzostwo Polski.

Co do moich przewidywań… Gospodarze ostatnich spotkań będą ich faworytami, ale nie mówię nic kategorycznie. W piłce nożnej zdarzają się różne rzeczy. Też widziałem mecz Arki z Lechem.

Tomasz Smokowski (komentator Lotto Ekstraklasy w Canal+)

- To raczej wynik wyrównania poziomu ligi. Gdybyśmy z powrotem pomnożyli punkty przez dwa, to Lechia byłaby już co prawda poza walką o tytuł, ale wcześniej zmieniłby się też kontekst grania. Zapewne inaczej wyglądałby ich jeden czy drugi mecz np. ten w Poznaniu. Moim zdaniem wszystko się bardzo wyrównało. Poza tym, te cztery czołowe zespoły mają za sobą po prostu solidny sezon, nie gubią punktów. Nie oddawały ich przeciwko tym teoretycznie słabszym drużynom. Odznaczają się jakąś odpornością psychiczną. To były jednostkowe przypadki jak Wisła zabierała punkty Legi, a Korona Lechii. Najmocniejsi radzą sobie z rolą faworyta. Ten regulamin tu wiele nie zmienia.
Z racji funkcji, którą będę pełnił, co do typów na finiszu nie wypada mi się odzywać. Liczę tylko, że gongi w naszym studiu, oznaczające strzelane gole, będą rozbrzmiewały. Obyśmy przyjęli ich trochę na głowę, niech nas nokautują przez całe popołudnie i wieczór!

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.