Ekstraklasa. Ruch Chorzów, krajobraz po spadku. "Nie możemy mówić, że Ruch spadł przez rękę Siemaszki"

- Walka rozegrała się na boisku i nikogo nie będzie interesować to, co działo się wokół klubu. Nie chcemy i nie będziemy się tym usprawiedliwiać. Wychodząc na boisko nie myślisz o tym, czy dostałeś pensję, czy nie - powiedział po spadku do 1. ligi Rafał Grodzicki, kapitan Ruchu Chorzów.

Dominik Wardzichowski: Pana koledzy z zespołu byli rozżaleni, nie mieli ochoty na analizę tego co się stało. Ruch spadł z ekstraklasy po kompromitującej pomyłce sędziów. Co pan poczuł po ostatnim gwizdku spotkania w Gdyni?

Rafał Grodzicki: - Smak porażki. W każdym meczu dawaliśmy z siebie tyle, ile mogliśmy. Przed spotkaniem z Arką sytuacja nie była ciekawa , ale pokazaliśmy charakter i potrafiliśmy znaleźć motywację. Walczyliśmy do ostatniej akcji, a przegraliśmy po ewidentnym błędzie sędziów. Rafał Siemaszko zagrał ręką, a żaden z sędziów nie wpadł na to, że strzał głową, w takiej sytuacji, był niemożliwy. Błędy się zdarzają, jasne. Ale ból, że Ruch Chorzów żegna się z ekstraklasą w takich okolicznościach pozostanie.

Zgodziłby się pan ze stwierdzeniem, że Ruch spadł do 1. ligi przez rękę Siemaszki, czy to zbyt proste przedstawienie całej sytuacji?

Nie możemy mówić, że Ruch spadł przez rękę Siemaszki. To zbyt proste. Gdybyśmy we wcześniejszych meczach potrafili wygrać, sytuacja byłaby inna. Nie udało się, a los chciał, że spadliśmy po wielkiej kontrowersji. Nie zagraliśmy źle. Zabrakło skuteczności, która pozwoliłaby nam strzelić drugiego gola i uratować sędziego Musiała. Pierwszy raz spadam z ekstraklasy. Ciężko jest pozbierać myśli i powiedzieć coś sensownego. Katastrofalny błąd sędziego bardzo boli.

Jak z pana perspektywy wyglądało zachowanie Rafała Siemaszki? Był pan bardzo blisko.

W pierwszej chwili pomyślałem, że Siemaszko był na ewidentnym spalonym. Dopiero chwilę później zobaczyłem ruch ręką. Do sędziego podbiegłem z dwoma argumentami. Najgorsze jest to, że Tomasz Musiał i jego asystent nie byli pewni swojej decyzji. A gola uznali…

Jest pan w stanie wskazać element, który zawiódł w decydujących spotkaniach?

Przygotowanie fizyczne, jakość treningów i nawodnienie – to wszystko było na bardzo wysokim poziomie. Siły do walki nie brakowało, a gry w Gdyni nie musimy się wstydzić. Ekstraklasę przegraliśmy wcześniej. Gdyby los poprzednich spotkań potoczył się inaczej, nie mówilibyśmy o ręce Siemaszki.

Odpowiedzialność leży po stronie piłkarzy?

Walka rozegrała się na boisku i nikogo nie będzie interesować to, co działo się wokół klubu. Nie chcemy i nie będziemy się tym usprawiedliwiać. Wychodząc na boisko nie myślisz o tym, czy dostałeś pensję, czy nie. Myślisz o tym, co za chwilę wydarzy się na boisku.

Nie wierzę, że potrafiliście odsunąć o siebie informacje o tym, co działo się wokół drużyny…

Ruch dostał karę czterech ujemnych punktów. Kara, która miała dotknąć ludzi niepłacących zawodnikom pensji uderzyła w… piłkarzy. Sytuacja była trudna, a po tej decyzji skomplikowała się jeszcze bardziej. 

Kluczowa okazała się rezygnacja trenera Waldemara Fornalika?

Wprowadziła zamieszanie w naszych przygotowaniach. Przestawienie na nowy system pracy nie jest łatwe, ale to żadne wytłumaczenie. Odpowiedzialność jest po stronie piłkarzy. Walczyliśmy, ale ponieśliśmy porażkę.

Co dalej z Ruchem Chorzów?

To nie jest moment na zastanawianie się nad sytuacją Ruchu Chorzów. Mógłbym dużo powiedzieć, może za dużo, ale nie chce zwalać winy na to, co działo się wokół drużyny. Tak byłoby najłatwiej, ale to nie w moim stylu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.