Pierwsze kolejki ekstraklasy w 2017 roku za nami. Na wielkie podsumowania jeszcze za wcześnie, ale obok pewnych rzeczy nie da się przejść obojętnie. Tym bardziej, że mają niewiele wspólnego z logiką. Zaprzecza jej np. Lech, czyli drużyna pomijana w zimowych typowaniach jako faworyt do mistrzostwa. Jak to się stało, że zespół Nenada Bjelicy bez wielkiego rozgłosu zaatakował Legię i zaczął grać lepiej od aktualnego mistrza Polski?
Pierwsza myśl - Liga Europy
Legia przez całą zimę miała w głowie dwumecz z Ajaksem. OK, przy Łazienkowskiej powtarzali od dawna, że najważniejsza jest obrona mistrzostwa, a mecze w Europie to tylko dodatek, ale na odpuszczenie walki z wicemistrzem Holandii nikt sobie nie pozwolił.
Legia, choć przegrała w dwumeczu 0:1, była równorzędnym przeciwnikiem dla Ajaxu. - Zabrakło niewiele. Szczególnie w Amsterdamie, gdzie Ajax zagrał gorzej niż w Warszawie. Gdyby Legii udało się tam strzelić gola, to niedoświadczony zespół Petera Bosza mógłby mieć wielkie problemy z awansem - mówi Juskowiak.
Dla Jacka Magiery puchary to jednak żadne wytłumaczenie. Trener Legii sam zaznaczał, że zmęczenie i presja związana z grą w Europie, nie może mieć wpływu na słabsze wyniki w ekstraklasie. - To szukanie tanich usprawiedliwień - mówił trener Legii po sensacyjnej porażce z Ruchem (1:3).
- Dwa mecze w Europie to nie jest obciążenie, które mogłoby usprawiedliwiać słabsze wyniki w lidze - uważa Juskowiak. I dodaje, że problemy Legii opierają się w dużej mierze na filozofii klubu: - Chcieli zarobić na najlepszych piłkarzach i to musiało odbić się na zespole. Nemanji Nikolicia i Aleksandara Prijovicia nie da się zastąpić z dnia na dzień. Jacek Magiera nie jest cudotwórcą, jest trenerem.
Tomas Necid miał być gwiazdą ekstraklasy, a w tym momencie pracuje na jeden z najgłośniejszych niewypałów w historii ligi. - On nie marnuje sytuacji, on ich po prostu nie ma. To jeszcze gorzej. Biega, szuka, czeka na prostopadłe podania, ale ich nie dostaje. Brakuje współpracy z pomocnikami, a bez tego Necid nie będzie w stanie pokazać swoich największych atutów - analizuje Czerszewski.
Problemy mistrzów Polski w ataku to jednak nie tylko Necid. Zagadką cały czas jest Daniel Chima Chukwu. Nigeryjczyk zagrał osiem minut w Amsterdamie, ale gdyby nie akt desperacji trenera, na oficjalny debiut w Legii pewnie musiałby jeszcze poczekać.
Ale Magiera cały czas przestawia, próbuje, kombinuje. W Amsterdamie na szpicy wystawił Michała Kucharczyka. Z Bruk-Bet Termalicą do składu wrócił Necid - dostał godzinę, ale gola nie strzelił. W drugiej połowie - przy wyniku 1:1 - sytuację musiał ratować Kasper Hamalainen, który choć też nie strzelił, to w kilka minut stworzył więcej zagrożenia niż Necid w godzinę.
A co w Lechu? Kłopot bogactwa. Dawid Kownacki rośnie w oczach. Ale nie w pasie, jak w przeszłości, kiedy zarzucano mu nadwagę, tylko piłkarsko.. A przecież w drużynie Bjelicy jest jeszcze Marcin Robak, który w każdym innym zespole miałby pewne miejsce w składzie. W Lechu jest zmiennikiem Kownackiego - i to jakim! - strzelił 12 goli w sezonie, z czego osiem wchodząc z ławki.
Juskowiak: - Nie jest łatwo utrzymać w zespole dwóch świetnych napastników. Tym bardziej, kiedy jeden musi siedzieć na ławce. W Lechu to się udaje i nie wpływa negatywnie na atmosferę w szatni. To majstersztyk w wykonaniu trenera Lecha. Zresztą w ogóle zaskakuje mnie to, co z tą drużyną zrobił Bjelica. Co zrobił nie tylko z jej atakiem, ale też z defensywą.
Problemy z defensywą miał mieć Lech, a ma Legia. Michał Pazdan swoje najlepsze mecze rozgrywa w Europie, w ekstraklasie przytrafiają mu się proste błędy. Maciej Dąbrowski, Jakub Czerwiński i Jakub Rzeźniczak nie zawsze gwarantują jakość. Artur Jędrzejczyk zdecydowanie lepiej czuje się na prawej stronie defensywy niż na środku, gdzie zagrał przeciwko Bruk-Betowi (1:1). A na lewej obronie jest jeszcze Adam Hlousek, któremu brakuje solidnego zmiennika.
- Miał być komfort, a są problemy. Wszystko przez indywidulane błędy, których w ostatnich meczach było zdecydowanie za dużo - uważa Czereszewski.
W Lechu przeciwnie - defensywna sielanka. W trzech meczach ekstraklasy drużyna Bjelicy nie straciła gola, a przecież w zimie z Poznania wyjechał jeden z najlepszych obrońców ligi: Paulus Arajuuri (odszedł do Broendby IF).
- Obawy były duże. Jak widać, niepotrzebnie. Lasse Nielsen doskonale zastępuje Arajuuriego - wskazuje Juskowiak. I tłumaczy: - Ale i tak najważniejsze jest to, że w Lechu walka w defensywie zaczyna się już w ataku. Nie ma piłkarza, który odpuszcza. Bjelica zbudował fundamenty oparte na defensywie, które pomagają rozwinąć skrzydła w ofensywie.
Przewagi, którą Legia miała powiększać nad Lechem, na razie nie widać. - To dobrze dla ligi - mówi Czereszewski, ale od razu dodaje: -Większy potencjał cały czas jednak ma Legia. Musi tylko sobie przypomnieć, że potrafi grać efektownie i skutecznie.
- Kłopot w tym, że po golach strzelonych jesienią Realowi i Borussii w Lidze Mistrzów, piłkarze tak bardzo uwierzyli w swoją moc, że nie zauważyli problemów w ekstraklasie. Ale jeszcze jest czas, by się ocknąć - kończy Czereszewski.