Ekstraklasa. W Śląsku nie chcą "portugalskich kelnerów"

Po kontrowersyjnym rzucie karnym Śląsk zremisował z Cracovią (2:2), ale nie było to jedyne warte odnotowania wydarzenie na meczu we Wrocławiu. Z trybun stadionu coraz głośniej słychać niezadowolenie kibiców ze sposoby, w jaki władze budują drużynę. W sobotę w mocnych słowach zaprotestowali przeciwko sprowadzaniu "portugalskkich kelnerów i hiszpańskich sklepikarzy". Jednak sprawa wizji na przyszłość Śląska jest znacznie bardziej skomplikowana.

"Chcemy w Śląsku wychowanków, dolnośląskich piłkarzy, a nie portugalskich kelnerów, czy hiszpańskich sklepikarzy" - napisali na transparencie kibice Śląska. To wyraz niezadowolenia z polityki transferowej wrocławskiego klubu, który latem sprowadził ośmiu obcokrajowców: Macedończyka, Słowaka, Niemca, trzech Portugalczyków i dwóch Hiszpanów. W meczu z Cracovią z nowego zaciągu zagrało ich czterech, trzech siedziało na ławce. Polaków było tylko siedmiu i gdyby trener Mariusz Rumak chciał, to mógłby nie wybrać żadnego z nich.

Szkoleniowiec Śląska w poprzednim sezonie uratował zespół przed spadkiem, ale latem nastąpiła rewolucja. Drużyna przygotowania zaczęła siłą kilkunastu piłkarzy, później Rumak dostawał zawodników bez klubu i bez odpowiedniego poziomu wytrenowania. Pomimo solidnego startu kołdra szybko okazała się zbyt krótka, a tarcia wewnątrz klubu po transferach doprowadziły do nerwowych rozmów Rumaka z szefostwem Śląska. W połączeniu z kiepskimi wynikami pozycja 39-letniego stała się mocno niepewna.

- Latem musieliśmy budować zespół od nowa, straciliśmy dwóch kluczowych zawodników w środku pola - tłumaczył się kilka razy Rumak po porażkach z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza (1:2), Ruchem Chorzów (1:2), Jagiellonią Białystok (0:4) i najbardziej bolesną w Pucharze Polski z pierwszoligową Bytovią Bytów (0:3). Odpadnięcie z tych rozgrywek w zasadzie zakończyło sezon Śląska, ponieważ PP miał być traktowany priorytetowo, zwłaszcza przy względnie łatwej drabince. "To miała być nasza droga do europejskich pucharów, do dania radości kibicom, uświetnienia 70-lecia Śląska", usłyszałem wtedy w klubie.

Kompromitująca wpadka zniweczyła także plany marketingowe klubu. Na pierwszym meczu sezonu na stadionie zjawiło się niemal 12,5 tys. kibiców, trzy miesiące i dwanaście kolejek później było ich dwa razy mniej. Wobec kolejnego kryzysu władzy w klubie - dni prezesa Pawła Żelema mają być policzone, przez politykę transferową, ale też rekomendację daną Józefowi Wojciechowskiemu w wyborach PZPN - we Wrocławiu kibice mogą spodziewać się kolejnego przeciętnego sezonu. Sezonu, który tylko udowodni, że potencjał z kilku poprzednich lat został zaprzepaszczony. Nie da się go już wykorzystać, a budowa zespołu przypomina chaotyczne, przypadkowe układanie niepasujących do siebie elementów w chwiejny murek.

- Nasi kibice mają być dumni ze swojej drużyny, a klub ma się rozwijać. Powoli budujemy wielki Śląsk i wierzę, że uda nam się go wspólnie zbudować - mówił na prezentacji drużyny dyrektor sportowy klubu, Wojciech Błoński. Tymczasem szybko okazało się, że jakąkolwiek wizję przygotowaną latem przez Śląsk - wspomniany wyżej "murek" - jego fani już wczesną jesienią najchętniej by zburzyli.

Szybko włodarze klubu dowiedzieli się, jak trudno jest zbudować więź między kibicami a piłkarzami zagranicznymi nawet w sytuacji, gdy ci drudzy w swoich CV mają takie marki jak Manchester City czy Barcelonę. Fani chcą takich historii, jak ta Kamila Dankowskiego, który po przejściu szczebla młodzieżowego w Śląsku zadebiutował w pierwszym zespole dwa i pół roku temu, a tydzień temu strzelił swojego pierwszego gola w Ekstraklasie. Piękne trafienie z rzutu wolnego jakby odblokowało wcześniej cierpiącą drużynę, która od końcówki sierpnia była bez zwycięstwa. Z Koroną w Kielcach po słabym meczu Śląskowi wreszcie udało się wygrać (2:1).

Jak jednak pokazał kolejny mecz z Cracovią na razie tych wyrzucanych z klubu obcokrajowców Śląsk potrzebuje. Ryota Morioka nawiązał do najwyższej formy z poprzedniego sezonu, zaliczył dwie asysty przy golach Petera Grajciara, w tym drugą po tzw. rulecie. Świetnie spisywał się sprowadzony z Portugalii lewy obrońca Augusto, kilka interwencji Lubosza Kamenara udowodniło, że postawienie na Słowaka w bramce było dobrą decyzją trenera. Rumak po spotkaniu z Cracovią (2:2) do transparentu nie chciał się odnieść. - Byłem skoncentrowany na meczu - powiedział, a gdy przytoczyłem mu treść apelu kibiców, dodał: - Ale czy hasło było zwrócone do mnie? Jeśli tak, to się odniosę, ale tego nie wiem.

Oprócz transparentu o "portugalskich kelnerach i hiszpańskich sklepikarzach" na trybunie znów pojawiło się hasło nawołujące do oddania klubu w opiekę osobom z Wrocławia, związanymi ze Śląskiem. Taką postacią ma być Tadeusz Pawłowski, którego wymieniono na fladze, którego nazwisko skandowano. Po byłym trenerze drużyny - zwolnionym w grudniu 2015 r. - widać, że zależy mu bardzo na Śląsku. Gdy trzy tygodnie temu wrocławianie przegrali z Niecieczą, Pawłowski długo po ostatnim gwizdku siedział zamyślony, wpatrując się w boisko. Na pytanie o komentarz dotyczący gry zespołu po prostu kręcił z niedowierzaniem głową. Według możliwego scenariusza 63-letni trener miałby zaopiekować się akademią Śląska. Byłby to pierwszy od wielu lat sygnał, że w klubie zaczynają na poważnie myśleć o szkoleniu młodzieży.

Dlatego póki co kibicom pozostaje cieszyć się z małych sukcesów: przeciwko Cracovii było kilka symptomów, że najgorsze już za tą drużyną. Współpraca Morioki z Grajciarem układała się bardzo dobrze, ale najbardziej cieszy forma Dankowskiego. 20-latka Rumak ustawił na prawej obronie i są tego efekty. Wcześniej ta pozycja była najsłabszym ogniwem defensywy Śląska, w sobotę Dankowski zaliczył sześć na siedem udanych odbiorów, wygrał 71 proc. pojedynków. - Wkurzenie jest nie do opisania, bo wiem, że rzutu karnego w ostatniej minucie nie było - mówił po meczu. - To boli jeszcze bardziej, bo nic nie możemy zrobić. Byłoby łatwiej, gdyby Cracovii się należał, byłaby tylko złość.

Zobacz wideo

Ronaldo wrzucił zdjęcie swojego Lamborgini. I pojawiły się [MEMY]

Więcej o:
Copyright © Agora SA