Wolski zimą Wiśle spadł z nieba. Krakowianie byli w strefie spadkowej, jak tlenu potrzebowali bramek i punktów. Wypożyczony na pół roku z Fiorentiny rozgrywający już w pierwszym meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała (1:2) asystował przy golu Zdenka Ondraszka. Pomimo porażki dał nadzieję, że tak fatalna forma to tylko stan przejściowy.
Przez następne trzy miesiące dołożył cztery bramki i sześć asyst, szybko stając się jednym z najlepszych zawodników ligi. Adam Nawałka go bliżej obserwował, rozmawiał i wspierał, a zwykle to pierwszy krok do powołania do kadry. Wiślak pewnie by je dostał, gdyby nie podobny skok Filipa Starzyńskiego, którego gole i asysty zagwarantowały Zagłębiu Lubin awans do europejskich pucharów.
Wolski Wisłę w lidze utrzymał w piorunującym stylu. Ustawiony nie za wysuniętym napastnikiem, ale głębiej w środku pola, skąd bardzo dobrze dyrygował zespołem. A umiejętności starczało też na coś dodatkowego - błyskotliwą wrzutkę, prostopadłe podanie lub drybling. Ale pomocnik swój talent przeniesie do Gdańska, gdzie najpewniej będzie zastępował Sebastiana Milę. Informację o tym, że rozgrywający podpisze z Lechią trzyletni kontrakt jako pierwszy podał Mateusz Borek z Polsatu.
Wisła długo utrzymywała, że pozostanie pomocnika w klubie jest realne. Trener Dariusz Wdowczyk konsekwentnie dodawał też, że zespół musi walczyć o mistrzostwo Polski. - Trzeba to poprzeć wzmocnieniami. Rozmawiałem już o tym z prezesem Bogusławem Cupiałem, przed nowym sezonem będziemy jeszcze o tym rozmawiać - powiedział.
Pozostanie Wolskiego w Krakowie mogło dodać rumieńców zapowiedziom Wdowczyka. Jego odejście robi coś przeciwnego - te zaczęły blednąć, nawet jeśli krakowianie ściągnęli Adama Mójtę i Mateusza Zacharę. Wisła wraca do punktu wyjścia, w którym znajdowała się przed rokiem. Wciąż nie ma pieniędzy, a w dodatku nie ma piłkarza, wokół którego można by było zbudować zespół. A kimś takim Wolski właśnie był.
Rok temu sytuacja była identyczna. Z klubem pożegnał Semir Stilić, a na odchodnym mówił, że oferta przedłużenia kontraktu ze strony Wisły jest taka, jakby chciała pozostać na piątym miejscu w tabeli, nie potwierdziła finansowo chęci gry w pucharach. Bośniak wkroczył do drużyny Franciszka Smudy zimą 2014 roku. Podczas półtorarocznego pobytu rozgrywający zdobył 16 bramek i zaliczył 17 asyst. Gdy pewnie "trzymał kierownicę", Wisła grała znakomicie. Dziennikarze przypomnieli sobie o istnieniu słynnej krakowskiej piłki, czyli stylu gry opartym na dryblingach i krótkich podaniach.
Przyjście Stilicia i Wolskiego do Wisły nie było jednak efektem skautingu, ale prostych umów, nawet przysługi. Piłkarz dostaje dobre miejsce do pokazania talentu, w zamian ma dać klubowi bramki i punkty. Pieniądze chwilowo schodzą na dalszy plan.
Bośniak trafił do Krakowa, bo odezwał się do niego trener, z którym rozgrywający pracował w Lechu Poznań. Do ligi wszedł znakomicie, w pierwszym sezonie zdobył brązowy medal, grał wiosną w Pucharze UEFA, rok później dołożył mistrzostwo. - Mieszkańcy Sarajewa życzyli mi, żebym tutaj trafił. I ten Smuda, nie dawało mi to spokoju. Gdy moja mama usłyszała: "Wisła, Smuda", też powiedziała: "Idź natychmiast do niego, nawet się nie zastanawiaj" - mówił po przyjściu do Krakowa.
Historia Wolskiego w Wiśle zaczyna się wtedy, gdy rozgrywającym zainteresował się Śląsk Wrocław. Przy Reymonta powiedział o tym Tadeusz Pawłowski, który wtedy został trenerem krakowskiego zespołu, a w poprzedniej rundzie prowadził drużynę z Dolnego Śląska. Wtedy szybko skontaktowano się z Wolskim i przekonano go, że pod Wawelem będzie mu najlepiej. Przekonywano go, że 24-latek znów będzie współpracował z Marcinem Broniszewskim (asystentem trenera w Wiśle), którego zna z młodzieżowych reprezentacji Mazowsza.
Dzięki rozgrywającym kibice zapominali, że Wisła to klub z problemami finansowymi, ich odejście to powrót do smętnej rzeczywistości. Aspiracje i umiejętności zawodników oznaczały, że zażądają nowych kontraktów na lepszych warunkach. By zatrzymać Wolskiego, Wisła musiała wyłożyć Fiorentinie pół miliona euro. Krakowianie tych pieniędzy nie mieli i choć próbowali z Włochami negocjować, z rozmów wrócili z pustymi rękami. Zupełnie jak w przypadku Stilicia.
Znów krakowianie muszą pogodzić się z gorszym miejscem w transferowym układzie pokarmowym. Takim, w którym to nie oni decydują o tym, wokół kogo budowany będzie zespół. Nawet jeśli w klubie utrzymują, że następcy są - utalentowany Petar Brlek, a po Euro 2016 wróci też Krzysztof Mączyński - to ich błysk sprawi, że znajdą się na nich chętni, których ofert Wiśle przebić się nie uda.
Ukraina - Polska. Chytry Lewandowski, Pazdan rób głębię! [MEMY]
źródło: Okazje.info