Ekstraklasa w Sport.pl. Jak Wisła Kraków znowu walczy o ósemkę, czyli potrzeba twardej ręki

Nowy trener krakowskiego zespołu Dariusz Wdowczyk tak natchnął drużynę, że ta zwycięstwem nad Ruchem Chorzów 3:2 przedłużyła passę zwycięstw do trzech, choć wcześniej przecież nie wygrała jedenastu kolejnych meczów. Dzięki niemu Wisła Kraków znów walczy o pierwszą ósemkę, ale przepis na to był już gotowy wcześniej.

Krakowianie nie potrafili wygrać przez jedenaście kolejnych spotkań. Sześć jesienią i pięć wiosną. To kosztowało pracę dwóch trenerów - Kazimierza Moskala, a później Tadeusza Pawłowskiego. Po drodze Wisłę prowadził też asystent obydwu szkoleniowców Marcin Broniszewski.

Dopiero Dariusz Wdowczyk tę serię odwrócił. Wygrał wszystkie trzy spotkania za swojej kadencji. Takiej passy nie mieli od półtorej roku, kiedy ofensywny duet Semir Stilić-Paweł Brożek pchnął zespół do czterech zwycięstw z rzędu.

Teraz też zwycięstwa opierają się na sile ataku. Wisła od trzech spotkań nie zmienia składu. Jest więc w napadzie tandem Paweł Brożek - Zdenek Ondraszek, a za nimi ofensywny pomocnik Rafał Wolski, ściągnięty na pół roku z belgijskiego Mechelen. 24-latek ma już w tym sezonie trzy bramki i cztery asysty, choć przecież rozegrał ledwie sześć meczów.

W środku pola nie biega już za to Alan Uryga, jedyny nominalny defensywny pomocnik. Dotychczas trenerzy zespołu z reguły go wystawiali, bo bez "zaworu bezpieczeństwa" grać niepodobna. Ale odkąd miesiąc temu zszedł z boiska w meczu z Piastem Gliwice, na murawę ekstraklasy już nie wrócił. Była 77. minuta, kilka chwil później krakowianie doprowadzili do remisu, a w następnym spotkaniu z Koroną Kielce (1:1) potwierdzili, że zwycięstwo może być już za rogiem.

Zresztą z perspektywy czasu wiślacy oceniają, że to właśnie z Piastem przyszło pierwsze przełamanie. W końcu wtedy odwrócili wówczas wynik, a w każdym z poprzednich wiosennych meczów to rywale Wisły strzelali ostatniego gola. Wtedy też pierwszy raz w szatni zespołu pojawiła się nadzieja (obok tradycyjnego niedosytu i zdenerwowania), bo piłkarze zobaczyli, że jednak potrafią zdominować rywala. Na bramkę Piasta oddali wówczas 25 strzałów, ale - co było charakterystyczne jesienią - brakowało skuteczności.

A za poprawę tego elementu odpowiada już Wdowczyk, choć po przyjściu do klubu przed pierwszym meczem zdążył tylko przećwiczyć stałe fragmenty gry, porozmawiał z piłkarzami i przeprowadził odprawę. Zawodnikom mówił, żeby byli bardziej swobodni w ataku, spokojni. Wystarczyło. W spotkaniu z Termaliką Bruk-Bet Nieciecza krakowianie grali błyskotliwie i szybko. I skutecznie, bo beniaminkowi bez problemu wpakowali cztery bramki.

Przy Reymonta mówią, że po nowym trenerze doskonale widać półtoraroczną przerwę od pracy. Na początku chciał nawet prowadzić rozgrzewki. W szatni pojawił się nowy bodziec, którego drużyna potrzebowała. Dwóch poprzednich stałych trenerów pracę opierało na empatii, a Broniszewski z założenia był ledwie szkoleniowcem tymczasowym, któremu trudniej wyrobić sobie autorytet.

Wdowczyk jest bardziej uparty, bliżej mu do jeszcze wcześniejszego trenera - Franciszka Smudy, którego metody wypchnęły Wisłę z marazmu do czołówki ekstraklasy. Gdy się wyczerpały, Wisła sięgnęła po Moskala, który dał piłkarzom więcej luzu. Teraz, jak w sinusoidzie, szatnia potrzebowała twardej ręki.

Ale większości innych procesów zachodzących w zespole Wdowczyk nie odwrócił. Treningi wyglądają podobnie, a drużyna wciąż stara się spokojnie wymieniać piłkę krótkimi podaniami, grać ofensywnie. W dodatku wydaje się, że skorzystanie z przede wszystkim takiej wizji wymaga kadra, która w zimowym okienku transferowym urosła do niespotykanych przez ostatnie naznaczone kryzysem finansowym lata rozmiarów.

Ściągnięto aż sześciu piłkarzy ofensywnych i tylko jednego obrońcę - Rafała Pietrzaka z GKS-u Katowice, który przecież równie często co w defensywie pierwszoligowca grał też na skrzydle. Pierwszy raz od dawna trener Wisły może spokojnie oddelegować do drugiego zespołu kilku zawodników, którzy potem gromią innych trzecioligowych rywali. Regularnie gra tam bramkarz Michał Buchalik, od czasu do czasu też nowy skrzydłowy Witalij Bałaszow i Pietrzak, a ostatnio dołączyli do nich Alan Uryga i Wilde-Donald Guerrier. Na cztery wiosenne spotkania rezerwy wygrały trzykrotnie i mają imponujący bilans bramek 15-6.

Wdowczyk miał gotową do zwycięstw drużynę, ale to on tak na nią zadziałał, że ta rzeczywiście zaczęła wygrywać. Przypomina to zeszłoroczną sytuację po drugiej stronie Błoń. W Cracovii Roberta Podolińskiego zastąpił Jacek Zieliński, który utrzymał zespół w lidze. A ten, napełniony optymizmem po zdominowaniu grupy spadkowej, w obecny sezon wszedł znakomicie i do dziś bije się o puchary.

W Wiśle o takim scenariuszu myślą niechętnie nie tylko dlatego, że nie chcą kroczyć ścieżką wydeptaną przez odwiecznego rywala. Wciąż bowiem mają szansę na awans do pierwszej ósemki, jeśli wyniki innych zespołów ułożą się po ich myśli. Po ostatniej kolejce sezonu zasadniczego może być tak, że aż cztery drużyny będą miały po 38 punktów. Wtedy zadecyduje mała tabela, a z większością zainteresowanych ekip krakowianie mają jednak lepszy bilans bezpośrednich meczów. Gorszy mają tylko z Lechią Gdańsk.

Zobacz wideo

https://bi.im-g.pl/im/2c/f1/12/z19863852Q,Jak-ludzie-polskiego-sportu-wygladali-dawno-temu.jpg">

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.