Ruch stanął pod ścianą, gdy firma z Bydgoszczy, która w ostatnich latach pożyczała mu pieniądze, zażądała ich zwrotu. Chodziło o 22 mln zł, a po negocjacjach 12 mln. Tak zadłużonemu klubowi PZPN nie przedłużyłby licencji na grę w ekstraklasie. Ruch zwrócił się więc o pomoc do władz Chorzowa, który jest udziałowcem spółki. Poprosił o 18 mln zł, gdyż długi ma nie tylko w bydgoskiej firmie.
Prezydent Chorzowa Andrzej Kotala uznał, że pomoc jest możliwa przy jednoczesnym zawieszeniu projektu budowy nowego stadionu. Dzięki temu władze miasta mogą przekazać 11 mln zł, a drużyna od lata 2017 r. i tak musi grać na Stadionie Śląskim. Pozostałe 7 mln trzeba znaleźć w budżecie.
Obradom radnych przysłuchiwała się setka kibiców. Zajęli miejsca na galerii. Liczyli, że pożyczka będzie omawiana na początku sesji. Radni zmienili jednak porządek obrad. Kibice długo siedzieli cicho, zniecierpliwili się dopiero, gdy padło pytanie o stan wózków sklepowych.
W południe sprawą Ruchu jako pierwszy zajął się szef komisji budżetu i finansów Krzysztof Hornik. - Jeżeli klub upadnie, to winny będzie właściciel, który doprowadził do takiego stanu, a nie miasto. Przedstawiono nam różne wersje zadłużenia: 15, 20, 30, 50 mln zł. Wiarygodność spółki jest zerowa. I my mamy pozwolić prezydentowi na zwiększenie limitu pożyczki? Nie! - mówił Hornik, zgrabnie omijając fakt, że miasto jest współwłaścicielem Ruchu (22 proc. akcji) i ma swojego przedstawiciela we władzach.
Radni zarzucali szefom klubu - na sali był obecny prezes Dariusz Smagorowicz - nieodpowiedzialność, niegospodarność oraz że ich szantażują losem klubu. Kibice się nie oburzali, a nawet bili brawo. - Wartość akcji Ruchu to około 6 mln zł. Długi i pożyczka z miasta wielokrotnie przewyższają więc wartość klubu. Istnieje olbrzymie niebezpieczeństwo, że nie odzyskamy pieniędzy. I niewykluczone, że konieczne będą kolejne pożyczki - mówił przewodniczący rady miasta Jacek Nowak.
Jak miasto ma się zabezpieczyć? Akcjami Smagorowicza i Aleksandra Kulczyka, przewodniczącego rady nadzorczej spółki? Spłatę mogłyby zapewnić też cesje z transferów piłkarzy, zajęcie herbu klubu. Nowak pytał, czy na spłatę pożyczki można zabezpieczyć wpływy z Canal+. I sam odpowiedział, że Ruch nie przystanie na takie rozwiązanie. Proponowano, by klub gromadził przychody na jawnym rachunku bankowy pod kontrolą miasta.
Gdy Ruch będzie grał na Śląskim, musi oddawać Stadionowi 20 proc. zysków z dnia meczowego. - Mecz będzie bilansował się na zero dopiero przy 10 000 widzów. Ruch będzie dopłacał, gdy przyjdzie ich mniej. W przyszłości miasto może więc przejąć jeszcze bardziej zadłużony klub. Za tym nie zagłosuję - stwierdził Nowak.
- Kwota pożyczki budzi kontrowersje, ale Ruch to ikona naszego miasta - mówił prezydent Chorzowa. - "R-ka", która jest szargana, licytowana, nie jest własnością spółki, lecz całego miasta. Sytuacja klubu nigdy nie była aż tak zła. I to jest wina ludzi, którzy nim zarządzają.
- By ratować klub, musimy rezygnować z budowy nowego stadionu, remontów ulic, przedszkoli i wielu innych ważnych inwestycji. Niech prezes Smagorowicz ma świadomość, że wraz z udzieleniem tej pożyczki kończy się eldorado w zarządzaniu - powiedział.
A na koniec dodał, że miasto wybuduje stadion przy Cichej, tylko później. Głosowanie też zakończyło się korzystnym werdyktem radnych. Po kilku godzinach narzekania i pretensji radni zdecydowali bowiem o przyznaniu pełnej pożyczki. Za głosowało 14 radnych. 3 wstrzymało się od głosu, a 4 było przeciw.