Ekstraklasa w Sport.pl. Czego Lech Poznań może się nauczyć od Ruchu Chorzów

Finansowo i organizacyjnie Lech Poznań i Ruch Chorzów to zupełnie dwa różne światy jak Goliat i Dawid. Mimo to, oba kluby są dziś w tym samym miejscu. Głównie za sprawą Mariusza Stępińskiego, na którego w Poznaniu nikt pół roku temu by nie spojrzał, a teraz mistrzowie Polski dają za niego milion euro.

Przed sobotnim meczem (godz. 20.30, relacja na Sport.pl i Sport.pl LIVE) obie drużyny mają po 37 punktów. Co dla Ruchu jest na razie znakomitym sezonem, dla Lecha oznacza czas rozliczeń i rozdrapywania ran. W końcu organizacyjnie i finansowo oba kluby pochodzą z zupełnie różnych światów. - Nie możemy zakończyć tego sezonu w takim stylu, w jakim gramy obecnie, bo wtedy czeka nas poważna przebudowa drużyny - mówił niedawno "Przeglądowi Sportowemu" Karol Klimczak, prezes poznańskiego klubu.

Ruch w przebudowie jest permanentnie. W klubie wciąż są doświadczeni Łukasz Surma czy Marek Zieńczuk, ale wszystko inne wokół nich się zmienia. Co roku różni są stoperzy, środkowi pomocnicy, rozgrywający, napastnicy. Niektórzy z nich w Chorzowie się wypromują i pójdą w świat - do bogatszych polskich klubów, ewentualnie za granicę. Teraz skauci bacznie obserwują Patryka Lipskiego, a na Mariusza Stępińskiego już zimą znalazł się poważny kupiec.

Chciał go Lech. Negocjował, starał się, podwyższał ofertę. Zaczął od 600 tys. euro. W końcu rzucił na stół nawet milion, ale Ruch nie sprzedał napastnika. Zresztą sam Stępiński nie chciał odejść z klubu - przyszedł do Chorzowa ledwo pół roku temu. Skoro z Ruchu trafił do kadry, to może też w niej zostać. Na razie na przejście do Lecha za wcześnie.

Stępiński to być może kluczowa w wyciągnięciu Ruchu w górę tabeli boiskowa postać. Jeden z powodów dla których jego klub w tym sezonie dorównuje Lechowi. A żeby tak się stało, musiał najpierw do Chorzowa trafić.

Jeszcze pół roku temu nikt w Poznaniu nie brałby na poważnie pod uwagę ściągnięcia Stępińskiego. W przededniu walki o Ligę Mistrzów byłoby to odebrane jako brak ambicji. Napastnik rozwiązywał kontrakt z Norymbergą, miał za sobą nieudane wypożyczenie do Wisły Kraków, gdzie najczęściej był rezerwowym. Jednocześnie wielu było świadomych jego talentu - to szybki i silny napastnik, dobry do kontrataku. Stępiński potrzebował więc resetu kariery.

Dostał go w Chorzowie. Zaufano mu, bo jego atuty były znane. Ale i on musiał zaufać Ruchowi - do transferu przekonano go transferu najprostszą metodą. - Był wolnym zawodnikiem i szukał klubu. Porozmawiał z nim trener Waldemar Fornalik. Nakreślił wizję współpracy, taktykę zespołu. Widział go tylko w ataku, a nie na skrzydle jak w Krakowie. Na razie scenariusz napisany przez szkoleniowca sprawdza się co do joty - mówi Grzegorz Kapica, skaut Ruchu.

Lech ma swoje, sprawdzone sposoby rekrutacji piłkarzy. Penetruje wschodzące rynki, analizuje wiele szczegółów. W Ruchu na tak szeroki skauting nie ma pieniędzy, więc trzeba iść inną drogą, szukać innych argumentów na przekonanie zawodnika. Jak w klasycznej historii Dawida i Goliata - słabszy nigdy nie dorówna silniejszemu stosując tę samą strategię.

W Poznaniu wciąż jednak Stępińskiego bardzo chcą. Ba, są przekonani, że napastnik latem jednak do Lecha trafi. Choć przecież trudno wykluczyć scenariusz, w którym 21-latek wiosną będzie jeszcze lepszy. Szybszy i skuteczniejszy. Zaciekawi więc jeszcze więcej klubów. Wtedy poznaniacy będą tylko jedną z opcji. Niekoniecznie tą najlepszą. Ostatecznie więc Stępiński do Lecha wcale trafić nie musi.

Jeśli jednak poznaniacy chcą przekonać do siebie napastnika, muszą odwołać się do tego samego, co trener Fornalik - argumentów o stylu gry, miejscu na boisku. Goliat musiałby nauczyć się od Dawida.

"W Polsce nawet boiska nie grają w tygodniu" [MEMY]

Więcej o: