Ekstraklasa w Sport.pl. Maciej Wilusz, czyli istnieje tylko tu i teraz

- Po zajęciach fizycznych, taktycznych czy technicznych siadam w domu i rozmawiam ze specjalistą. To dla mnie dodatkowy trening - o pracy z trenerem mentalnym w powrocie do zdrowia po kontuzji mówi Maciej Wilusz, obrońca Lecha Poznań w rozmowie z Sport.pl

- Nie patrzę ani w przyszłość, ani w przeszłość. Nauczyłem się, że jednego i drugiego nie mam jak kontrolować. Mam wpływ tylko na to, co zrobię dzisiaj - mówi Maciej Wilusz wyciągając się na krześle w jednej z sal na stadionie Lecha między treningami na samym początku przygotowań do sezonu.

To jego kolejne podejście do walki o miejsce w pierwszym składzie. Pierwsze było piorunująco dobre - od razu wskoczył do jedenastki, niemal każdy mecz rozgrywając od deski do deski. - Wgrałem się w drużynę, grałem regularnie w pierwszym składzie - mówi wspominając ósmy mecz sezonu z Legią Warszawa. I ostatni, bo Wilusz przegrał pojedynek w polu karnym z Dossą Juniorem i upadł tak, że kontuzja barku zakończyła jego rundę. - Czułem że jeszcze jeden-dwa mecze i będę w optymalnej dyspozycji, że w końcu się ustabilizuję.

Stabilizacji Wilusz szuka od samego początku kariery. Mówi o sobie, że jest wychowankiem Śląska Wrocław, ale te najważniejsze lata piłkarskiego rozwoju spędził w holenderskim Heerenveen. Gdy jako 19-latek usłyszał od trenera, że wygrał rywalizację z doświadczonymi zawodnikami i w końcu zagra w Eredivisie, nazajutrz kolano spuchło mu tak, że więzadła w nim trzeba było operować. Kilka miesięcy później Wilusz opuścił Heerenveen i przeszedł do Sparty Rotterdam. Tam też nie pograł. Wrócił do kraju i stopniowo, od drugiej ligi, budował swoją pozycję. Zakotwiczył w końcu w Lechu i wydawało się, że w końcu, choć o wiele za późno, trafił do mocnego klubu.

Gdy wrócił po kontuzji barku do zdrowia, wszystkie jego przygotowania w Lechu kończyły się tak, że nawet się nie zaczęły. Wiosną zeszłego roku najczęściej spędzał czas w rezerwach. Choć zapewnia, że czuje się częścią mistrzowskiej drużyny, to mecze Lecha najczęściej oglądał z trybun. - Mogłem tylko robić w stu procentach to, co mi polecono. Czuję się profesjonalistą, to mam zaszczepione od najmłodszych lat, jeszcze we Wrocławiu - opowiada.

- Nie było tak, że pierwszy trener czy ojciec mnie tego nauczyli. Wiedziałem do czego dążę i jak do tego dojść. Zawsze miałem cel - chciałem zagrać w wielkim klubie. Pewne rzeczy mnie zatrzymywały, ale wciąż chcę podążać tą samą drogą.

Zobacz wideo

Jesienią jego kariera weszła w ostry wiraż. Trener Maciej Skorża odstawił go na boczny tor i Wilusz musiał szukać miejsca na wypożyczeniu w Koronie Kielce, gdzie szybko stał się ważnym punktem jednej z bardziej skutecznym defensyw ekstraklasy.

Teraz wrócił do Lecha i chce odzyskać utracone półtora roku temu miejsce w składzie.

- Piłka nożna cały czas wystawiała mnie na próbę. Staram się nie wracać do tamtych chwil i na codzień skupiać się tylko na treningach i na każdym kolejnym dniu - mówi.

- Te ciężkie momenty - kontuzje, powroty do zdrowia, mecze z trybun - mi pomogły. Miałem dużo czasu na rozmyślanie, na dojście do czegoś. Przede wszystkim pomogła mi rodzina, ale pracowałem z różnymi ludźmi - z trenerem mentalnym, z różnymi doktorami, fizjoterapeutami. Przekazywali mi swoją mądrość i to mi się przydaje.

- Nauczyli mnie, że nie ma co patrzeć w przeszłość i przyszłość, tylko na tu i teraz. Tylko na to mamy wpływ i tylko z dzisiaj można wyciągnąć maksimum - podsumowuje.

Temat rozmów piłkarzy ze specjalistami od sfery mentalnej w Poznaniu powtarzany prawie codziennie był wtedy, gdy Lech ugrzązł po pas w strefie spadkowej. Prezes klubu Karol Klimczak deprecjonował znaczenie współpracy z psychologami, piłkarze powtarzali, że pomocy z zewnątrz nie potrzebują, bo sami sobie poradzą.

Nie brakowało głosów, że psycholog jest drużynie potrzebny tak samo jak trener od przygotowania fizycznego, bo głowa jest równie ważna co nogi. - W dużych klubach to na porządku dziennym, że z piłkarzami na codzień pracuje trener mentalny i do tego zawodnicy regularnie z niego korzystają. W Polsce to dopiero zaczyna się pojawiać - mówi Wilusz.

- Wystarczy się otworzyć i spróbować. Po zajęciach fizycznych, taktycznych czy technicznych siadam w domu i rozmawiam ze specjalistą. To dla mnie dodatkowy trening - dodaje.

Ostatecznie Lechowi udało się wygrzebać z dna, a Wilusz miał w tym mały udział, bo codziennie był w kontakcie z kolegami, zwłaszcza z Marcinem Kamińskim. Wymieniali SMS-y, a ten wysłany przez wychowanka Śląska po meczu z Fiorentiną obrońca Lecha w telefonie trzyma zapewne do dziś. "To jest ten mecz" - napisał Wilusz przeczuwając, że to właśnie od bramki Dawida Kownackiego rozpoczął się marsz Lecha w górę tabeli. Oparty na żelaznej defensywie, z której każdy zawodnik udowodnił, że przydaje się zespołowi.

- Skupiam się na sobie, bo wiem, że kiedy jestem w szczytowej dyspozycji, to jestem jednym z najlepszych. Gdzie jest ten szczyt? Jeszcze go nie osiągnąłem - kończy.

Oto nowa dziewczyna Cristiano Ronaldo. Kolumbijska modelka [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.