O ile jeszcze po pierwszym golu zabrzan w 7. minucie goście szybko się otrząsnęli, o tyle po trzech ciosach przyjętych w pięć minut na początku drugiej połowy już byli bez szans. - W przerwie uczulałem swoich piłkarzy, by wyzbyli się błędów. W drugiej połowie u nas był totalny chaos - narzekał po spotkaniu Radoslav Latal. Wysoka porażka Piasta to woda na młyn krytyków, którzy wątpili w jakość zespołu czeskiego szkoleniowca, nie dając gliwiczanom większych szans na utrzymanie się na pierwszej pozycji.
Faktycznie, spotkanie w Zabrzu obnażyło wiele problemów Piasta. Przede wszystkim wąską kadrę - brak Heberta w obronie był bardzo widoczny, a współpraca Urosa Koruna z Kornelem Osyrą znacznie mniej efektywna. Uraz głowy Gerarda Badii już w piętnastej minucie ograniczył Latalowi pole manewru, bo wpuścił na boisku jedynego zawodnika, który w miarę regularnie gra w pierwszej jedenastce Piasta - napastnika Josipa Barisicia. W końcówce próbował ratować wynik wpuszczając Tomasza Mokwę (zero występów w podstawowym składzie w tym sezonie) i Karola Angielskiego, dla którego kwadrans w Zabrzu był najdłuższym występem w ekstraklasie w barwach Piasta. Krótka ławka i brak odpowiedniej jakości nie pozwolił Latalowi na manewry pozwalające mu w inny sposób zredukować liczbę błędów popełnianych przez jego piłkarzy.
Tych nie brakowało. Piast w defensywie grał równie bojaźliwie, co dwa tygodnie temu w Niecieczy (3-5), gdy jednak więcej interwencji miał Jakub Szmatuła. Problemem była organizacja gry po stracie piłki - wszystkie gole strzelone przez Górnika to następstwo błyskawicznych kontr po stratach w środku pola. - Przyjechaliśmy do Zabrza jak mistrzowie świata, którzy wszystko już potrafią. A Górnik tylko czekał na nasze błędy - pieklił się Latal.
To jeden z najczęściej formułowanych zarzutów w kontekście każdej dobrej, efektownej serii klubu z ekstraklasy - po kilku wygranych piłkarze osiągają taki poziom samozadowolenia, że w końcu tracą koncentrację, a boiskowa pewność siebie staje się bojaźliwością. - Cechą naszej ligi jest niewielka różnica w klasie piłkarzy - mówi Zbigniew Boniek w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" . Stąd także granica między trzema punktami a ich zerowym dorobkiem jest często niewielka. O Lechu Poznań od czasu przejęcia go przez Jana Urbana nie mówi się, że gra dużo lepiej niż w czasie zapaści za poprzedniego szkoleniowca, ale teraz ma mieć po prostu więcej szczęścia.
W tym sezonie Piast był zaprzeczeniem tej ekstraklasowej labilności. Owszem, zdarzały mu się porażki, ale zaraz po nich przychodziły serie kolejnych zwycięstw. Po przegranej w Chorzowie w drugiej kolejce gliwiczanie wygrali pięć kolejnych spotkań ligowych, m.in. z Lechem i Legią. Gdy ulegli Pogoni Szczecin, to w trzech następnych meczach zebrali dziewięć punktów. Sensacyjna wpadka na własnym boisku z Koroną Kielce miała być oznaką kryzysu, ale jej efektem były cztery kolejne zwycięstwa Piasta.
Stąd całkiem słuszne wrażenie, że Piast, słowami swojego szkoleniowca , "wciąż czeka na swój kryzys". To kwestia nastawienia - Zdzisław Kręcina tłumaczył, że przegrywając z Ruchem Chorzów piłkarze zobaczyli, że nie da się w ekstraklasie meczu wygrać na stojąco. Po porażce w Szczecinie Latal narzekał, że zespół przestał grać dynamicznie i agresywnie. Po Koronie Kielce szkoleniowiec wspomniał o braku szerokiej kadry. Jednak wszystkie te błędy czy niedoskonałości lider potrafił błyskawicznie naprawiać albo przykrywać innymi atutami. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej?
Zwłaszcza, że w Zabrzu Piast wcale nie zagrał tak tragicznie, jak może sugerować to wynik. W pierwszej połowie stracona bramka jakby tylko ich rozsierdziła, bo zaatakowali gospodarzy ze zdwojonym wysiłkiem i do przerwy zasłużenie wygrywali. Później można zarzucić im mało charakterystyczną dla Piasta naiwność - w innych meczach w których zespół prowadził po 45 minutach (np. we Wrocławiu) wybierał grę bardziej defensywną w dalszej części meczu, a nie dominację. Może drużyna przy obecnym stanie kadrowym nie jest jeszcze zdolna do tego w pełnym wymiarze czasowym? Taki wniosek może gliwiczanom przydać się zwłaszcza w kontekście trzech kolejnych meczów z Cracovią, Legią i Lechem.
Bardzo ważna jest również perspektywa po tej porażce. W Gliwicach nikt nie "pompuje" tematu mistrzostwa Piasta, jeśli już robią to kibice, rywale i media. Dla Latala celem nadrzędnym nadal jest awans do grupy mistrzowskiej. Jego zespół w siedemnastu spotkaniach zebrał już więcej punktów niż w rundzie zasadniczej (30 meczów) poprzedniego sezonu. Na przestrzeni 37 kolejek minionych rozgrywek tylko siedem drużyn wygrało więcej razy niż Piast w obecnych (dwanaście zwycięstw). Czterdzieści punktów to też umowna granica gwarantująca udział w fazie finałowej z najlepszymi zespołami w kraju, a można spokojnie założyć, że podopieczni Latala nie przegrają wszystkich meczów do podziału na grupy.
Bardzo szybko zrealizowali swój cel, ale nie można powiedzieć, by byli syci. Porażki, które przytrafiały się im co kilka kolejek dają nauczkę bardziej piłkarzom niż trenerowi, nie było nerwowego reagowania. Nawet jeśli do końca roku Piast nie wygra już spotkania, to i tak kryzys zdarzy im się w najlepszym możliwym momencie. Przed przerwą zimową, przed możliwością dokonania transferów, przed przygotowaniami z Latalem. A wątpliwości innych wobec Piasta, które na pewno się w takim wypadku pojawia także drużynie z Gliwic pomogą. Już latem nikt w nich nie wierzył i dopiero swoją grą oraz wynikami zmusili kibiców oraz ekspertów do zweryfikowania tego poglądu. Może czas odwdzięczyć się za tę jesień pewnym kredytem zaufania?
Gdyby Zbigniew Boniek ubierał się jak Grzegorz Krychowiak [ZDJĘCIA]
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!