Krzysztof Wołczek: Śląsk ma problem z przygotowaniem fizycznym. Piłkarze nie wyglądają na dobrze przygotowanych do gry na najwyższych obrotach. W kilku meczach brakowało szybkości, a w polskiej lidze to często klucz do sukcesu. Brakuje przebiegniętych metrów, widać zmęczenie materiału i na tle innych zespołów w lidze to wygląda bardzo słabo. Piłkarz czuje kiedy coś jest nie tak. Pamiętam, jak było ze mną. Chcesz przyspieszyć, chcesz pomóc drużynie, ale nie jesteś w stanie. To boli.
To pytanie do trenera. Dobry szkoleniowiec wie, kiedy jego zespół nie funkcjonuje tak jak powinien. Wtedy szkoleniowiec musi zadać sobie pytanie: czy jest w stanie pomóc drużynie? Jeżeli nie, to powinien odejść.
Pamiętam współpracę z trenerem Tarasiewiczem. Graliśmy bardzo słabo, ale drużyna była pewna, że trener wyprowadzi nas z kryzysu. Nie miał okazji. Zastąpił go trener Lenczyk i nagle zaczęliśmy wygrywać.
Wtedy zadziałało. Przyszedł Lenczyk i zaliczyliśmy serię siedemnastu meczów bez porażki, a z trenerem Tarasiewiczem nie potrafiliśmy wygrać pięciu kolejnych spotkań. Ta sama drużyna. I proszę mi wierzyć, trener Lenczyk nie był szarlatanem. Po prostu zaczęliśmy inaczej myśleć.
Zaczęliśmy wierzyć we własne umiejętności. Byliśmy bardziej pewni siebie. Głowa jest bardzo ważnym elementem całej tej układanki. Trzeba być przekonanym, że praca, którą się wykonuje, ma sens.
Odeszli piłkarze charyzmatyczni. Sebastian Mila i Marco Paixao potrafili zmobilizować drużynę. Ich brak z całą pewnością osłabił Śląsk. Nie ma w tym zespole piłkarza, który pociągnąłby drużynę za sobą. Brakuje lidera, który w decydującym momencie weźmie odpowiedzialność za cały zespół. Piotr Celeban i Mariusz Pawełek to bardzo charyzmatyczne postacie, ale nie wiem, czy są w stanie pociągnąć zespół w odpowiednim kierunku.
Wszyscy narzekają na Bilińskiego, a ja widzę, że ma zmysł do grania. Potrafi się świetnie ustawić, przewiduje, walczy. Napastnik żyje z podań i jak cały zespół gra przeciętnie, to napastnik nie będzie w stanie strzelać jak na zawołanie.
To problem organizacyjny. Tu nawet nie chodzi o to, że marketing nie funkcjonuje. Jest problem z tożsamością Śląska. Nikt w klubie nie interesuje się tym, co dzieje się z byłymi zawodnikami. Tradycja tego klubu nie jest budowana tak, jakbym tego oczekiwał.
Chciałbym, żeby władze stawiały na ludzi z Dolnego Śląska. Pamiętam, jak na braci Marka i Janusza Gancarczyków zbierały się cztery autokary kibiców z Oławy. Na Waldka Sobotę kolejne trzy. Pół mojego osiedla interesowało się, jak gra Wołczek. A cała Grabiszyńska zna Darka Sztylkę.
Dla nich Polska to tylko przystanek. To, że potrafią prosto kopnąć piłkę, to nie daje klubom długofalowej korzyści. Trzeba pamiętać o klubowych legendach i budować relacje na zawodnikach, którzy są związani z Dolnym Śląskiem.
Brałem udział w akcji promującej mecz Śląska i wtedy dostałem od klubu zaproszenie na trybuny. Normalnie klub nie zaprasza byłych zawodników na swoje mecze. Co jakiś czas mogę załatwić kilka biletów, nie ma z tym większego problemu. Ale nie lubię się prosić.
Myślę, że tak. Ma świetny kontakt z zawodnikami. Potrafi wprowadzić luźną atmosferę i doskonale zna się na swojej pracy. Widziałem to podczas tygodniowego stażu trenerskiego w Śląsku. Jestem pewny, że piłkarze ufają trenerowi. Pawłowski ma dużą charyzmę i potrafi to wykorzystać. Dajmy mu spokojnie pracować.
Świetlne show podczas karnych? Poznaj dziwne piłkarskie nowinki [ZOBACZ]