Probierz: To czas hejterów, ale prawda jest taka, że Jagiellonia poszła jak domek z kart

- Piłkarze odchodzili i przychodzili w trakcie sezonu. Nie było możliwości, żeby zagrać sparing z nowymi zawodnikami. Nie udało się tego wyważyć, za dużo było partyzantki. I jesteśmy, gdzie jesteśmy - mówi Michał Probierz, trener Jagiellonii

Jagiellonia była największym odkryciem poprzedniego sezonu. Wiedzieliśmy, że w kolejnych rozgrywkach nie miała wielkich szans, aby powtórzyć tak dobry sezon (3. miejsce), jednak dziś zajmuje dopiero 11. pozycję, a ostatnio przegrała trzy mecze ligowe z rzędu.

Razem z Michałem Probierzem zastanawiamy się, jakim klubem może w przyszłości stać się Jagiellonia. I na jak wielki dołek może pozwolić sobie drużyna, gdy przebudowuje skład.

Przemysław Zych: Wyobraźmy sobie taką sytuację. W jednym sezonie Jagiellonia zajmuje 3. miejsce, potem sprzedaje najlepszych graczy. W kolejnych rozgrywkach odchorowuje straty, odbudowuje zespół, sezon kończy w środku tabeli, aby po roku znów dobić do czołówki. I znów sprzedawać. Podobnie przed laty działało Heerenveen. Co pan na to?

Michał Probierz: To decyzja właścicieli, bo każdy pomysł na klub musi się spinać finansowo. Ostatni okres był dobry dla Jagiellonii. Zajęliśmy trzecie miejsce, ale po kilku miesiącach okazało się, że staliśmy się ofiarą własnego sukcesu. Odeszło pięciu podstawowych piłkarzy, którzy kończyli sezon na trzecim miejscu. Czterech piłkarzy, z którymi zaczynałem poprzednie rozgrywki, występuje dziś w fazie grupowej Ligi Europy: Quintana w Karabachu Agdam, Pazdan w Legii Warszawa, Piątkowski w APOEL-u Nikozja, a Gajos w Lechu Poznań. Tuszyński i Dzalamidze trafili do ligi tureckiej do Caykuru Rizespor.

Piłkarze odchodzili i przychodzili w trakcie sezonu. Nie było możliwości, żeby zagrać sparing z nowymi zawodnikami. Chwilami działaliśmy trochę po partyzancku. Nie udało się tego wyważyć. I jesteśmy, gdzie jesteśmy.

Właściciele rozumieją, że w tych okolicznościach może się wam przytrafić słabszy sezon? Dla mnie, biorąc pod uwagę wasz potencjał i okoliczności, 6-7. miejsce byłoby sukcesem, a 8-9. naturalną pozycją. Ósme miejsce wystarczy?

- Trzeba by spytać właścicieli. Mam z nimi dobry kontakt, ale wiadomo, że nikt nie lubi przegrywać. Rozmawiamy, nie zawsze się zgadzamy, ale rozumiem ich spojrzenie. Zachowuję spokój. Nieraz już miałem trudne sytuacje i z nich wychodziłem. Oczywiście docierają do mnie różne krytyczne głosy z zewnątrz.

Mocno pan dostaje.

- To czas hejterów. Niektórzy nie rozumieją, że nie narzekam, tylko spokojnie opowiadam o zaistniałem sytuacji. Słyszę też, że niektórzy nie przyjmują, że problem jest większy, bo już w lipcu graliśmy w pucharach: "Co mają puchary w lipcu do sytuacji w październiku?". Tylko że te osoby nie zdają sobie sprawy, że od lutego do dziś piłkarze mieli tydzień wolnego. Może na Zachodzie grają co trzy dni, ale w lato mieli miesiąc wolnego.

Patrząc racjonalnie, to jasne powinno być, że Jagiellonia nie będzie grała co sezon o europejskie puchary. Jakie cele postawili przed panem właściciele klubu?

- Mówiliśmy sobie, że Jagiellonia ma być klubem, który promuje młodych piłkarzy, stara się grać o puchary i co roku chce sprzedać jednego czy dwóch zawodników, aby właściciele nie musieli dokładać pieniędzy. Mówiliśmy o tym, że trzeba postawić na nogi szkolenie młodzieży w Białymstoku.

Odejście jednego czy dwóch piłkarzy to co innego niż pięciu.

- To też dla mnie nauka. Zakładałem, że ktoś odejdzie, ale że aż tylu, to nie przewidziałem. Jagiellonia poszła jak domek z kart, jesteśmy najbardziej przebudowanym zespołem w lidze. W zespole nie ma już strzelców 45 goli z 59 w poprzednim sezonie. Dobra, dalej się już nie tłumaczę, bo oczywiście, że odbiór tego jest taki, że Probierz się tłumaczy.

Czego brakuje nowym piłkarzom?

- Mieliśmy wybieganych zawodników, teraz przyszli zawodnicy, których parametry dopiero poznajemy. Nie mówię, że nie są przygotowani, ale mają inne cechy. Na przykład Wasiliew piłkarsko jest dobry, ale nie biega tyle co Gajos, mniej też skacze, nie jest tak agresywny. Cały czas uczymy się, jak nowi zawodnicy reagują na stres. Wszystkich musimy połączyć i dopasować do siebie.

Na początku sezonu słyszałem opinie, że udało nam się zastąpić tych, którzy odeszli. Ale wiedziałem, że prędzej czy później Jacek Góralski, który przyszedł z pierwszoligowej Wisły Płock, musiał osłabnąć. Bo gdy przychodzi się z niższej ligi, tak jest po pewnym czasie. Kolejny nowy - Fedor Cernych przyszedł w ostatnich dniach okna transferowego. Chciałbym go wkomponować do zespołu, ale gdy jest na to czas, wyjeżdża na zgrupowania reprezentacji Litwy.

Kiedy możemy więc spodziewać się, że uda się połączyć ich w zespół? Zimą?

- To będzie taki czas, gdy w końcu będziemy mogli nadać kształt temu zespołowi. W trakcie ostatniej przerwy reprezentacyjnej mieliśmy na treningu ośmiu albo dziewięciu piłkarzy. W poprzednim sezonie potrafiliśmy strzelać gole po stałych fragmentach, bo mieliśmy je przećwiczone. Teraz nie było na to czasu. Wtedy wygrywaliśmy w końcówkach, a teraz przegrywamy. Czasami brakuje też trochę szczęścia.

Słyszałem, że jeździł pan oglądać 16-latków wraz ze skautami Jagiellonii. Rozmawiamy o tym nieudanym na razie sezonie, ale to oznacza, że faktycznie macie plan. Niektórym oferujecie więcej niż Lech. Zakłada pan, że ci 16-latkowie za 2-3 lata mogą wejść w miejsce Tomasika czy Modelskiego?

- Staramy się wyjmować takich chłopaków, wielu ich pościągaliśmy, sami też próbujemy szkolić. Liczę na nich, ale mam też na uwadze, że w Polsce długo trwa okres przejściowy. W topowych klubach 18-latkowie grają, u nas potrzebują więcej czasu, więc nie wiem, czy wystarczą im dwa, trzy lata. W pierwszym zespole regularnie trenuje 30 piłkarzy, bo daję szansę wielu młodym zawodnikom. Działacze mocno naciskają, żeby zbudować ośrodek treningowy. Ma powstać pięć boisk treningowych. Liczę, że w przyszłym roku coś się ruszy i za dwa lata będzie gdzie trenować. Wtedy pozna pan odpowiedź na pytanie, jakim klubem chciałaby się stać Jagiellonia.

Zobacz wideo

Sam Lewandowski jest wart 70 mln euro. A cała drużyna Adama Nawałki? Sprawdź!

Więcej o:
Copyright © Agora SA