Ekstraklasa. Bohaterzy końcówki sezonu: niespodziewani i... niechciani

Wydłużony sezon sprzyja wahaniom formy tak całych drużyn, jak i poszczególnych piłkarzy - jest w końcu więcej czasu, by tę formę stracić i potem odzyskać. W minionej kolejce mieliśmy kilka przykładów tego ostatniego wariantu: kilku zawodników wróciło do dobrej dyspozycji, czym wydatnie pomogło swoim drużynom w walce czy to o tytuł, czy też o utrzymanie.

1. Boubacar Diabang

Kiedy latem przyjechał do Krakowa, miał kilka kilogramów... niedowagi. W klubie pomogli mu przytyć tak, by przy okazji nie stracił swojej szybkości. Za Roberta Podolińskiego był podstawowym zawodnikiem, od dziewiątej kolejki zagrał 90 minut w jedenastu kolejnych spotkaniach, serię zatrzymała dopiero przerwa zimowa.

Ale zatrzymał się też sam Dialiba - po wznowieniu rozgrywek nie miał już pewnego miejsca w składzie, zresztą już jesienią nie wnosił zbyt wiele do zespołu, w przywołanych jedenastu meczach nie zaliczył asysty ani bramki. W całym sezonie miał przed tą kolejką dwa gole i raptem raz asystował. Jak na skrzydłowego wynik mizerny.

Cierpliwość stracił do niego również Jacek Zieliński, który po zastąpieniu Roberta Podolińskiego z powodzeniem odbudował paru zawodników. Diabangowi dał szansę od pierwszej minuty dwukrotnie, w kolejnych czterech meczach wprowadził go na boisko już tylko raz, na... kilkadziesiąt sekund przed końcem regulaminowego czasu.

W piątek opiekun "Pasów" dał mu ponad kwadrans i mógł spokojnie obserwować, jak Dialiba w kilkanaście minut przebija swój dorobek z całych rozgrywek. Zaczął niecałe dwie minuty po wejściu, wykorzystując świetne podanie innego odkurzonego przez Zielińskiego zawodnika, Dariusza Zjawińskiego. Kilka minut później pokazał technikę rodem z dużo mocniejszej ligi i w ekwilibrystyczny sposób pokonał Peskovicia po raz drugi. Trzecia bramka, w doliczonym czasie, padła po... mocno nieczystym uderzeniu, ale tego dnia piłkarzowi wychodziło wszystko, nawet kiksy. Hat trick dał Cracovii już pewne utrzymanie i przy okazji pozycję lidera w grupie spadkowej. No i przedłużenie serii meczów bez porażki: Jacek Zieliński na siedem spotkań tylko w dwóch tracił punkty, a i to po remisach.

2. Bartłomiej Pawłowski

W maju zeszłego roku, jeszcze w barwach Malagi, wchodził na boisko przeciwko Atletico Madryt i Levante. Dwanaście miesięcy później meldował się na murawie... IV-ligowej Kujawianki Izbicy Kujawskiej, bo trener Rumak nie widział go w kadrze meczowej Zawiszy, ostatniego wówczas zespołu ekstraklasy. Kilka miesięcy wcześniej, jako zawodnik Lechii, został zmieniony już w pierwszej połowie inauguracyjnego meczu gdańszczan. Pojawiały się zarzuty, że nie trzyma się założeń taktycznych i praktycznie nie pomaga zespołowi w defensywie.

Podobnie było zresztą w Bydgoszczy, gdzie skrzydłowy zaczął nieźle, ale stopniowo tracił miejsce w składzie, na jego pozycji trener coraz częściej widział Kamińskiego, na którego można było liczyć także w odbiorze.

Wycieczka do Izbicy Kujawskiej, gdzie Pawłowski zagrał całe spotkanie, okazała się motywująca. Przeciwko Bełchatowowi wybiegł w pierwszym składzie i od początku starał się udowodnić, że miejsce w jedenastce mu się należy. Z powodzeniem.

Już w ósmej minucie wyłuskał piłkę spod nóg rywala na połowie gospodarzy, potem zdążył jeszcze tego samego przeciwnika okiwać, po czym oddał piłkę Wójcickiemu, zaliczając asystę drugiego stopnia. Z podobnym zaangażowaniem grał przez resztę spotkania, w pierwszej połowie po udanych dryblingach był notorycznie faulowany w okolicach pola karnego bełchatowian. Na podobnie wysokim poziomie zagrali jeszcze Mica z Drygasem i to w dużej mierze dzięki tej trójce zespół Mariusza Rumaka opuścił ostatnie miejsce w tabeli. Na dwie kolejki przed końcem traci tylko punkt do trzech zespołów znajdujących się tuż nad strefą spadkową. Zawisza jest już bardzo bliski ocalenia, oby podobnie było z karierą tylko wypożyczonego z Gdańska Pawłowskiego.

3. Maciej Gostomski

Na początku maja zawalił Lechowi finał Pucharu Polski i stracił miejsce w składzie. Miesiąc się jeszcze nie skończył, a golkiper był już chwilowym bohaterem i jedną z głównych przyczyn, dla których "Kolejorz" wciąż lideruje ekstraklasie.

Tydzień temu w Gdańsku wszedł w końcówce za kontuzjowanego Buricia, na którego zdecydował się postawić Skorża po porażce w PP. Wszedł i... "pustym przelotem" sprowokował groźną sytuację, po której piłce zmierzającej do siatki ręką zagrodził drogę Formella. Czerwona kartka dla tego ostatniego, wykorzystany karny i nieprawdopodobnie nerwowa końcówka, w której Gostomski popisał się prawdopodobnie paradą sezonu. Lechici wygrywają, dzięki czemu zachowują punkt przewagi nad Legią.

W niedzielę rozegrał już całe spotkanie, okazując się - wreszcie - pewnym punktem zespołu. W pierwszej połowie wybronił groźny strzał z rzutu wolnego Nunesa, po którym piłka spadała nad murem i lot kończyła tuż nad murawą. W drugiej odbił równie trudny strzał z powietrza Zwolińskiego, ratując drużynę przed nerwową końcówką, bo choć poznaniacy grali od pierwszych minut bardzo ofensywnie, drogę do siatki rywala znaleźli tylko raz.

26-letni bramkarz, mający za sobą przeszłość w Legii (i ani jednego meczu w ekstraklasie w jej barwach), jeszcze kilka tygodni temu wydawał się koniem trojańskim zespołu z Warszawy. Dziś wyrasta na jednego z architektów ewentualnego mistrzostwa. Ale by tak się stało, musi jeszcze poprawić obliczanie toru lotu dośrodkowywanej piłki. W dwóch ostatnich kolejkach jeden "pusty przelot" golkipera może równocześnie oznaczać przelot jego zespołu obok mistrzowskiego tytułu.

Happy end

Wymieniona trójka nie wyczerpuje rzecz jasna listy piłkarzy, których losy ciekawie się ułożyły. O sile dwóch zespołów z zupełnie różnych końców tabeli decydują ostatnio dwaj zawodnicy niespecjalnie przez trenerów chciani. Orlando Sa tym razem pauzował za żółte kartki, wcześniej jednak swoimi golami zapewnił Legii dwa zwycięstwa (dwukrotnie legioniści wygrali po 1:0), czym być może przyczynił się do pozostania na stanowisku trenera Berga, któremu z kolei najwyraźniej nie jest po drodze z portugalskim napastnikiem. Z kolei Kamil Drygas był chyba najlepszym graczem Zawiszy w sobotnim meczu z Bełchatowem, razem z Majewskim odpowiada za środek pola bydgoszczan, a w rundzie finałowej zaliczył już piątą asystę. Jednak kiedy był jeszcze w Lechu, trener Rumak dwukrotnie go z "Kolejorza" odsyłał: nie pomógł awans z bydgoszczanami do ekstraklasy, nie pomogły późniejsze występy na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Historia obu piłkarzy pokazuje, jak przewrotny bywa futbolowy los: o mistrzostwie czy utrzymaniu mogą zdecydować ci, na których postawiono już krzyżyk.

Zobacz wideo

Zobacz najsłynniejsze piłkarskie pocałunki [WIDEO]

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Agora SA