Maciej Skorża: W ekstraklasie podniósł się poziom [WYWIAD]

Zaryzykuję stwierdzenie, że w europejskich pucharach jesienią będzie lepiej niż w ostatnich dwóch sezonach - mówi Maciej Skorża, były trener Legii Warszawa i Wisły Kraków.

Maciej Skorża to mistrz Polski z Wisłą w 2008 i 2009 roku oraz zdobywca Pucharu Polski z Legią w 2011 i 2012 roku, gdy doszedł też do 1/16 finału Ligi Europy.

W maju miną dwa lata, odkąd przestał pracować w Legii i polskiej lidze. Od czerwca 2013 roku, gdy nie przedłużył umowy z klubem Al-Ettifaq (Arabia Saudyjska), nie prowadzi żadnego klubu i z dystansu przygląda się lidze polskiej.

PRZEMYSŁAW ZYCH: Jak ocenia pan poziom ekstraklasy w rundzie wiosennej?

MACIEJ SKORŻA: Podniósł się w porównaniu do poprzedniej rundy i jest wyraźnie wyższy niż w poprzednim sezonie. Wtedy pracowałem w Arabii Saudyjskiej, ale oglądałem mecze ekstraklasy. Zdarzały się takie, po których pytałem siebie: o co chodzi? Tej zimy do ligi trafiło kilku klasowych piłkarzy jak na nasze warunki. W Wiśle pojawili się Semir Stilić i Dariusz Dudka. Podoba mi się Zaur Sadajew z Lechii, który jeszcze trochę odstaje fizycznie, ale dla niego wygranie pojedynku z dwoma obrońcami nie jest żadnym problemem ani utrzymanie się przy piłce. Poza tym do Lechii trafił Nikola Leković, do Legii Ondrej Duda, a do Śląska Flávio Paixao. Liga powoli podnosi swój poziom, po dwuletnim okresie zapaści być może nawiążemy do lat 2009-12, gdy cztery zespoły doszły do 1/16 finału Ligi Europy. Zaryzykuję stwierdzenie, że jesienią w europejskich pucharach będzie lepiej niż w ostatnich dwóch sezonach.

Dlaczego tym razem trafili do nas lepsi piłkarze?

- Bo sprawniej zaczyna działać u nas skauting, oglądamy każdą złotówkę, transferowych pomyłek jest mniej. Pamiętam, jak w 2009 roku w Wiśle tworzyliśmy dział skautingu. Pracę dla nas z szukaniem talentów dla Evertonu łączył Josef Csaplár. Trochę się denerwowałem, gdy po powrocie z wyjazdów mówił, że nie znalazł dla nas nikogo odpowiedniego. Powiedział mi tak: "Cenna jest też informacja, która służy temu, że nie wydasz źle pieniędzy, ja wam oszczędzam pieniądze". To była filozofia Evertonu, a my o tym w ogóle nie myśleliśmy, chcieliśmy, aby natychmiast wyszukał nam zawodnika. Nie można generalizować co do całej ligi, ale w kilku klubach ten skauting prezentuje się już naprawdę dobrze.

Mówi pan, że w lidze jest trochę więcej jakości. Przykład?

- Gdyby policzyć liczbę podań prostopadłych za linię obrony, okaże się, że jest ich więcej. Taki sposób atakowania jest przygotowywany, to jest celowe zagranie, widać, że trenerzy nad tym pracują. Gdy dostaną jeszcze lepszych wykonawców, to ich drużyny będą grać jeszcze lepiej.

W poprzednich dwóch sezonach w lidze pojawiło się też wielu młodych piłkarzy, którzy zastępowali czołowych piłkarzy ekstraklasy. Ci wyjeżdżali, bo w lidze spadły pensje.

- W poprzednim sezonie wielu zawodników, szczególnie młodych, było dla mnie anonimowych. Z reguły nie byli w stanie zastąpić tych, którzy wyjeżdżali, ale teraz okrzepli. Tacy jak Paweł Dawidowicz z Lechii, Adam Dźwigała z Jagiellonii, Daniel Dziwniel i Filip Starzyński z Ruchu to już dobra ligowa jakość. Patrzę na Patryka Tuszyńskiego z Lechii, który dotąd był anonimowy, i przecieram oczy. Trener Michał Probierz wykonał z nim dobrą robotę.

Przyjrzyjmy się drużynom, które mogą coś zdziałać w Europie: Legia, Lech, Wisła.

- Legię można będzie ocenić dopiero po jakimś czasie. Jej piłkarze muszą przywyknąć do nowej taktyki bez napastnika, a na wypadek urazu Miroslava Radovicia lub Ondreja Dudy trzeba też wypracować rezerwowy wariant. Z kolei Wisła i Lech mają fragmenty, gdy widzę grę na europejskim poziomie. Tak jest szczególnie w meczach u siebie, piłkarze są dobrze ustawieni, odpowiednio reagują po stracie piłki. Problem pojawia się na wyjazdach, gdzie się to rozmywa. Widzę takie zjawisko w lidze, gdzie często oglądamy mecze bardzo jednostronne aż do momentu, gdy ten zdominowany zespół przeprowadzi jedną groźną akcję i wówczas ten dotąd dominujący zaczyna się gubić, wkrada się niepewność, traci koncepcję. Brakuje mi u nich pewności siebie.

Skoro to problem ligi, to jak temu zaradzić?

- Musimy więcej pracować nad mentalnością. Drużyny mają kłopot ze stabilną formą nawet w ciągu jednego meczu. Legia była zupełnie inna w pierwszej i drugiej połowie z Wisłą, Lech ma okresy takiej gry, aż ręce same składają się do oklasków, a potem przychodzą przestoje. Byłem ostatnio w Niemczech na meczach Bundesligi, specjalnie wybrałem spotkanie drużyn środka tabeli: Hertha Berlin - Hannover 96, oraz walczących o utrzymanie: HSV - Norymberga. Wysoki poziom - doskonale to wiemy, ale najbardziej w oczy rzuca się dyscyplina. W Bundeslidze jest bardzo mało prostych błędów, na tamtejszych boiskach nie powstają dziury między formacjami. W ciągu 90 minut formacja defensywna popełnia jeden, dwa poważniejsze błędy, u nas jest ich znacznie więcej. W 2010 roku przed meczem Legia - Arsenal zapytałem Arsene'a Wengera, czym się kieruje, ściągając zawodników. Oprócz charakteru wymienił też powtarzalność zagrań. Jeśli piłkarz ma dziesięć dośrodkowań, to wie, że osiem czy dziewięć razy dostarczy piłkę. Polacy nie muszą się silić na fajerwerki. Wystarczą proste zagrania, które jednak będą powtarzać. Ogromnie dużo mamy do poprawy w mentalności piłkarzy. W Bundeslidze nie ma minuty, aby ktoś odpuścił, u nas często dyskutujemy o tym, czy piłkarzowi się chce.

Tu nic nie drgnęło?

- Zadałem to pytanie Rafałowi Janasowi, który sześć-siedem lat temu pracował w PZPN przy reprezentacji U-21, teraz jest trenerem kadry U-18 i U-19. I mówi, że nie widzi różnicy w podejściu młodych piłkarzy. Różnica jest między chłopakami przyjeżdżającymi z zagranicy a tymi, którzy trenują w naszych klubach. I jeszcze jeden problem - w ekstraklasie młody chłopak pięknie się rozwija, aż przychodzi moment, gdy znika. Dzieje się tak najczęściej po podpisaniu pierwszego kontraktu. Było tak, gdy prowadziłem Amicę, Wisłę i Legię. Można winić tych chłopaków, a przecież my nie zrobiliśmy nic, aby ich przygotować na tak ogromną zmianę w życiu. Gdy po latach z nimi rozmawiałem, mówili: "Trenerze, zacząłem w miesiąc zarabiać tyle, ile moi rodzice przez rok". Nie przygotowujemy ich mentalnie ani na krytykę, ani pochwały mediów, nasi młodzi zawodnicy nie są odporni na czynniki zewnętrzne, więc brakuje im stabilizacji, powtarzalności.

Pańskie drużyny potrafiły grać w pucharach. W jaki sposób trzeba tam grać, aby wygrać?

- Obecnie jest kilka drużyn w lidze, które w piłkę grają ładniej niż prowadzona przeze mnie Legia w sezonie 2011/12. Moim celem było jednak osiągnięcie jak najlepszego wyniku w Europie. Zrobiłem sobie chłodną kalkulację, przemyślałem, jak mogę coś osiągnąć w pucharach z tym zespołem, i tak spróbowaliśmy grać. Drużynę budowaliśmy na bardzo solidnej defensywie, która grała bardzo agresywnie po stracie piłki, stosowaliśmy wysokie podejście pressingiem. Agresywnie graliśmy od samego początku na własnym boisku, stąd chociażby Spartakowi Moskwa strzeliliśmy gola już w trzeciej minucie. Tamta Legia grała nowocześniej niż Wisła, którą prowadziłem w latach 2007-10. W każdym momencie meczu cała drużyna atakowała i broniła. Legia była bardziej zwarta, kompaktowa. Taka gra wymagała koncentracji zawodników, ale przyniosła sukces w Europie.

Czyli poza jakością, którą pan teraz zaobserwował w lidze, w Europie potrzebna jest solidna defensywa, organizacja gry, powtarzalność i trochę piłkarskiego makiawelizmu, cwaniactwa.

- Podziwiam pracę trenera Wojciecha Stawowego, który nauczył Cracovię wyjścia spod pressingu rywala. Czasami aż zapiera to dech w piersiach. W naszej lidze wychodzi jej rozegranie od tyłu, ale jestem pewien, że gdyby zagrała z lepszą drużyną, np. w europejskich pucharach, powstałby problem. Już w lidze ma kłopot z lepszymi drużynami, Legią czy Lechem. To wspaniała sprawa, że trenerzy w lidze obierają taki kierunek, w ostatnich dwóch, trzech latach drużyny środka tabeli naszej ligi zaczęły grać w piłkę. Kiedyś stały na swojej połowie, a teraz Cracovia, Lechia, Jagiellonia i Pogoń starają się kreować grę. Ale w Europie trzeba się przystosowywać do mocniejszego rywala, potrzeba jeszcze mocnej defensywy. I trochę doświadczenia, które w naszym przypadku wnieśli Michał Żewłakow oraz Danijel Ljuboja, przewyższający całe to nasze ligowe towarzystwo. Dzisiaj najlepiej, aby w Europie reprezentowały nas Legia, Wisła, Lech. To te kluby mają najmocniejsze kadry.

Po 30 kolejkach sezonu zasadniczego punkty zostaną podzielone. Widzi pan, że to wpływa na drużyny?

- Mecze są ciekawsze, ale presja wpływa na trenerów, bo rzadziej szukają nowych rozwiązań. Pamiętam, że kiedyś Piotr Stokowiec próbował systemu 3-5-2 w Polonii Warszawa, zaczerpniętego z Juventusu, teraz trenerzy nie szukają eksperymentów. A sytuacja kadrowa paru z nich sprawia, że aż się prosi, aby spróbować ustawienia 3-5-2, ale do tego potrzeba czasu. Na koniec sezonu rundy mistrzowskiej może być naprawdę różnie. Na trzech drużynach walczących o tytuł będzie ciążyć znacznie większa presja, pozostałe pięć zagra na luzie, a w takich warunkach najwięcej wychodzi. To wspaniałe dla kibiców, ale trenerom nie zazdroszczę.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.