Zawisza walczy z kibolem

Piłkarze Zawiszy wsparli właściciela klubu w wojnie, jaką wypowiedzieli mu bydgoscy stadionowi chuligani. Zawodnicy zagrozili, że jeśli kibole zmuszą Radosława Osucha do odejścia z Zawiszy, odejdą razem z nim. Napisali: dość terroru na stadionie.

Piłkarze i trenerzy wydali wczoraj specjalne oświadczenie w sprawie skandalicznego zachowania pseudokibiców Zawiszy podczas piątkowego meczu z Lechem w Bydgoszczy. Napisali m.in.:

"- nie jesteśmy w stanie rozegrać kolejnego meczu na wysokim poziomie T-Mobile Ekstraklasy, słysząc z trybuny B tylko bluzgi i wulgaryzmy pod adresem właściciela i pracowników klubu,

- nie chcemy więcej takich kilkunastu pseudokibiców na naszych meczach, którzy dla własnych interesów terroryzują resztę osób dopingujących na trybunie B,

- chcielibyśmy przeprosin dla właściciela i pracowników klubu,

- informujemy, że w przypadku odejścia z klubu właściciela Radosława Osucha, my również opuścimy Zawiszę Bydgoszcz razem z nim".

Nigdy wcześniej piłkarze i trenerzy w sposób tak otwarty i bezpośredni nie sprzeciwili się kibolom.

W trakcie meczu z Lechem kibole z trybuny B, zamiast dopingować zespół, lżyli Osucha. Wywiesili transparenty z hasłami: "Zawisza to my. Nie Osuch i psy" oraz "Radek, ty nie jesteś zły, ty jesteś kapuś".

Wojna kiboli z Osuchem rozpoczęła się trzy tygodnie temu na meczu z Widzewem. Kibole Zawiszy zaprosili na to spotkanie zaprzyjaźnionych kompanów z ŁKS, stadionowych wrogów Widzewa. W 2010 roku identyczna wizyta doprowadziła do walk na trybunach i zdemolowania bydgoskiego obiektu.

Właściciel Zawiszy i policja tym razem postanowili nie dopuścić do wejścia "gości" z ŁKS na stadion. Skończyło się zamieszkami i rozróbą. Policjanci musieli użyć gazu, strzelali z broni gładkolufowej. Komisja Ligi zamknęła stadion w Bydgoszczy na jeden mecz. Wojewoda kujawsko-pomorska dołożyła klubowi kolejną karę - na dwa spotkania zamknęła sektor dla kibiców gości. Osuch za wyczyny kiboli zapłacił w tym sezonie już 200 tys. złotych.

W Bydgoszczy na wyczyny kiboli zareagowali piłkarze. - Rozmawialiśmy w szatni od razu po meczu z Lechem. Uznaliśmy, że musieliśmy zająć jakieś stanowisko, bo ta sprawa dotyczy także nas - mówi "Gazecie" kapitan zespołu Paweł Strąk.

Najlepszy piłkarz Zawiszy Michał Masłowski napisał na Twitterze: "Kategoryczne NIE! dla takiej sytuacji, jaka miała miejsce na ostatnim meczu. Szacunek dla Właściciela klubu!!!".

Tego w polskim futbolu jeszcze nie było.

- Piłkarze we wszystkich meczach pokazywali charakter na boisku. Teraz pokazali go także poza nim. Jestem z nich dumny. Oświadczenie wymagało niemałej odwagi. Choć w zdecydowanej większości zawodnicy pochodzą spoza Bydgoszczy, udowodnili, że bardzo zależy mi na Zawiszy. Chcą tutaj grać i z tym klubem osiągać sukcesy. Dziękuję im za piękny prezent na święta - mówi Osuch.

Były piłkarski menedżer kupił klub od miasta latem 2011 roku. Próbował się dogadać z kibolami, którzy w Bydgoszczy są bardzo silni i od lat mają duży wpływ na klub. Ludzie związani ze środowiskiem kiboli prowadzili i wciąż prowadzą na stadionie catering i sprzedaż klubowych pamiątek. Osuch nie może im odebrać licencji, bo prawa do klubowego logo zagwarantowało sobie wiele lat temu kibicowskie Stowarzyszenie Piłkarskie Zawisza.

Z kibolami liczył się także ratusz, gdy był właścicielem klubu. M.in. pod ich naciskiem - metody były podobne, czyli rozróby i bluzgi - zdymisjonowano kilka lat temu prezesa Zawiszy Michała Glińskiego. Po zadymach na meczu z Widzewem reakcja prezydenta Rafała Bruskiego (PO) ograniczyła się do wywieszenia na stadionie transparentu z napisem "Stop niszczeniu stadionu". Za rozróbę potępił tylko kiboli ŁKS. O udziale bydgoskich chuliganów nie wspomniał.

W poniedziałek prezydent zabrał wreszcie głos. - Nie akceptuję ani napisów na prześcieradle, ani wyzwisk. Sytuacja nabrzmiała do tego stopnia, że trzeba powiedzieć "dość" takim zachowaniom - powiedział Bruski.

Kolejny mecz ekstraklasy w Bydgoszczy dopiero za dwa miesiące.

Więcej o: