T-Mobile Ekstraklasa. Ojrzyński: Wybiłem im z głowy lenistwo. Gramy prawie faul

Biedna Korona Kielce w tym sezonie jeszcze nie przegrała i otwiera tabelę ekstraklasy. Może nie gra porywają, ale walczy, jak mało kto. Jej piłkarze mają już 21 żółtych i dwie czerwone kartki!

Zobacz bramkę Pavola Stano na Ekstraklasa.tv ?

W sobotę kielczanie wygrali ze Śląskiem Wrocław 2:1. Znów kończyli mecz zdekompletowani, tym razem za czerwoną kartkę wyleciał z boiska Kamil Kuzera.

Przemysław Iwańczyk: Gdyby przed startem sezonu ktoś powiedział, że po sześciu kolejkach Korona będzie liderem, uznano by go za wariata.

Leszek Ojrzyński: Chyba tak, przed ligą byliśmy kandydatami do spadku. Co prawda jeszcze się nie utrzymaliśmy w lidze, bo z 12 punktami trudno by było, ale poprawiamy konto niemal co tydzień.

Naprawdę nie wiem, dlaczego jesteśmy na czele tabeli - czy to nasza tak dobra gra, czy może słabość rywali, całej ligi. Trzeba o to pytać przeciwników, my po prostu pracujemy, do tego mamy szczęście. Nawet jeśli popełniamy wiele błędów, to i tak wygrywamy, jak w sobotę ze Śląskiem. Dla mnie kluczem w tym wszystkim są drużyna, zdrowe zasady, atmosfera, a za tym na pewno pójdą wyniki.

Jakie to zasady?

- Pierwsza to taka, że w szatni wszyscy muszą wiedzieć, kto jest szefem, a kto piłkarzem. Jestem otwarty na rozmowy z zawodnikami, staram się ich słuchać, ale relacje muszą być zachowane i to ja zawsze podejmuję decyzję. Nie ma też u nas żelaznej jedenastki, są duże rotacje w składzie, więc chłopaki widzą, że praca na treningach się opłaca. To jest po prostu sprawiedliwość, którą piłkarze sobie cenią.

Wszystkie punkty mojego regulaminu są ważne, a przyświeca temu motto: "Drobiazgów nie należy lekceważyć, bo one decydują o doskonałości, a doskonałość to nie jest drobiazg". Zwracam uwagę na wszystko, z małych rzeczy robią się wielkie. Mam też mądrych ludzi w sztabie szkoleniowym, którzy często mi pomagają. Bo trenerka w Koronia to nie tylko moja praca, także ich.

Skoro jest pan takim ideologiem, może macie zbiór piłkarskich prawd wywieszony w szatni?

- Wiszą hasła, które mają nas prowadzić, przypominać. Na przykład to: "Kto nie walczy, ten przegrał, a kto walczy, ten może przegrać". Mobilizujemy chłopaków do walki, zaangażowania, tak, by później skupić się tylko na niuansach techniczno-taktyczne. One mogą przesądzić o zwycięstwie dopiero, kiedy nikt nie "przechodzi" meczu. Jako trener walczę z tym, do tego stopnia, że schodząc z boiska pokonani, musimy być zadowoleni, żeby nikt nie miał do siebie zastrzeżeń, że ktoś czegoś nie zrobił, że komuś się nie chciało. Już na początku współpracy wybiliśmy to sobie z głowy. Uczulałem chłopaków, że lenistwo tępię.

Wiem, każdy może mieć chwilę słabości, ale niech podniesie rękę i to powie. Najlepiej jeszcze przed meczem. Zrobimy zmianę, będzie po wszystkim. Później może zbyt późno. Mój zespół realizuje tę zasadę w 100 proc.

Zobacz bramkę Kamila Kuzery na Ekstraklasa.tv ?

To dlatego Dawida Janczyka, niegdyś nadzieję polskiej piłki, nie ma już w pana drużynie?

- Nie gra, bo wybrał inną drogę. Jeździł gdzieś sobie, szukał szczęścia, aż zobaczył, że jest daleko od jedenastki i sobie poszedł. Nie wiem, czy gra na Ukrainie, nikt nie jest w stanie odpowiedzieć, co się z nim dzieje.

Jest pan bezwzględny. Patrzę na pana i widzę trenera zupełnie jak ci z rugby, którzy każą walczyć swoim zawodnikom na śmierć i życie.

- Dawno żadnego meczu rugby nie oglądałem. Tam jest twarda walka wręcz no i my też nie odstawiamy nogi, próbujemy grać na pograniczu faulu. Tylko wtedy jest się skutecznym.

Piłka nożna różni się od rugby, ale ma też parę rzeczy wspólnych. Tu i tu grają prawdziwi faceci. Tu i tu trzeba zostawić serce na boisku. To jest obowiązek, za to nam płacą. Jeśli przeciwnik jest lepszy, ok., przełykam to i pracuję z jeszcze większą motywacją. Ja po prostu zdaję sobie sprawę, że wszystko musimy wywalczyć, wyszarpać.

Płacą wam za to systematycznie? Przed sezonem Korona miała problem ze spięciem budżetu.

- Teraz nie narzekamy na pensje, wcześniejsze moje doświadczenia były bardzo przykre, w Kielcach ta sprawa jest zabezpieczona. Nie jest świetnie, przyznaję, ale nie ma co narzekać. Czekam i wiem, że jak będą pieniądze, będziemy wyjeżdżać na 3-4 dniowe zgrupowania. Teraz jakoś sobie radzimy.

A o piłce możemy porozmawiać? Jak zachęciłby mnie pan do gry w Koronie?

- To zależy, co jest pana atutem. Jeśli zdarzy mi się supertechnik, preferuję grę piłką i utrzymywanie się przy niej. Jak mam szybkiego napastnika [Michał Zieliński to jeden z najszybszych ligowców - red.], ustawiam wszystko pod niego. Nie wyciągnie pan ode mnie, że Ojrzyński ma taki a taki styl. Jeśli mam mądrych ludzi w drużynie, którzy wiedzą co i jak grać, nie jestem katem, który narzuca swoje, pozwalam im na więcej. Kiedy jednak widzę, że trzeba do kogoś przemówić, robię to.

W taktyce jestem elastyczny. Nawet w trakcie meczu wymieniamy ustawienia, eksperymentujemy, jeśli nie działa założona strategia. Jak nie mieliśmy na mecz ze Śląskiem Grzegorza Lecha, zagraliśmy inaczej, na dwóch defensywnych pomocników, z wysuniętym Pawłem Sobolewskim. To zaprocentowało.

Kiedy ogląda pan Ligę Mistrzów, to chce pan, żeby Korona grała jak? Tylko błagam, niech pan nie mówi, że jak Barcelona...

- No bo jest to niemożliwe, żeby Korona grała jak Barca. Tam jest szkolenie, filozofia i dobieranie ludzi pod względem charakteru. To głęboka, mrówcza robota, na to pracuje się kilkanaście lat. Ale o Borussii Dortmund już chyba mogę powiedzieć?

To drużyna bardzo wybiegana, ambitna, podchodząca wysoko. To lubię. Tak jak lubię znaleźć parę takich drużyn w każdej z lig i je podpatrywać.

Ale trudno to przenieść, bo polscy piłkarze to lenie.

- Rozumieją to dopiero, kiedy zderzają się z Zachodem. A ja chcę elementy tego treningu przenosić do nas, ale wtedy piłkarze pukają się w głowę i pytają: co ty odwalasz? Mamy piękne stadiony, coraz lepszych piłkarzy i odwrotu od tej drugi nie ma. No bo jak znieść pucharowo-ligowe obciążenia i grę sobota-środa jeśli nie ciężką pracą.

Spotkał pan takich, którzy w głowę się nie pukali? Kto był największym "pracusiem"?

- Miałem kilku takich. Np. Rafał Lasocki, który grał nawet w kadrze. Zabraniałem mu trenować po kontuzji, aby wypoczął, a on wstawał codziennie o piątej rano, kiedy ja spałem i biegał po plaży do szóstej. Nic nie wiedziałem, kiedy się budziłem, on już był w pokoju. Taki miał charakter. Trenował po 7-8 godzin dziennie, z własnej woli.

W ŁKS-ie Łomża, gdzie byłem drugim trenerem, podobnie było z Rafałem Boguskim. Sumienny, pracowity, szkoda, że kontuzje go się czepiają, bo naprawdę już dawno powinien grać na Zachodzie.

Leszek Ojrzyński

Ma 39 lat i jest jednym z największych trenerów-motywatorów. Prowadząc słabe drużyny, był z nimi wysoko w tabeli, ze Zniczem Pruszków awansował do pierwszej ligi. Pracował także w Wiśle Płock, Rakowie Częstochowa, Odrze Wodzisław i Zagłębiu Sosnowiec.

Co Skorża robi jeszcze w Legii? Probierz o wejściu do ŁKS. Jak to się robi w Kielcach

Więcej o:
Copyright © Agora SA