T-Mobile Ekstraklasa. Lech - Wisła 0:1. Poznański bałagan

Kwadrans dobrej gry, to zbyt mało, aby myśleć o zwycięstwie nad mistrzem Polski. W pierwszym klasyku w tym sezonie Lech uległ przy Bułgarskiej krakowianom jednym golem, ale spotkanie równie dobrze mogło się zakończyć kompromitacją Kolejorza.

Ekstraklasa.tv: Biton zapewnia Wiśle 3 punkty - WIDEO?

Mecz z Wisłą był pierwszym pojedynkiem Lecha w tym sezonie, który rozegrał na stadionie przy Bułgarskiej. Piłkarze Bakero zszargali nerwy swoim kibicom. Ci bardziej niż rezultatem mogą martwić się fatalną postawą zespołu.

Początek spotkania to jednak ataki gospodarzy. Zanim Wisła uspokoiła swoją chaotyczną grę w defensywie mogła przegrywać już 0:2. Po błędach krakowskiej obrony bliscy szczęścia byli Artjom Rudniew i Semir Stilić. Obaj lechici mieli bardzo źle nastawione celowniki i trafiali prosto w Pareikę. Plany o atakowaniu bramki Kotorowskiego piłkarze Maaskanta musieli odłożyć na później. Tym bardziej, że już w od pierwszych minut z urazem po boisku biegał Genkow. Miejsce Bułgara zajął Biton, zdobywca wszystkich jak do tej pory bramek dla Białej Gwiazdy w lidze.

Po kwadransie nerwowa gra w obronie udzieliła się również piłkarzom Bakero. Tyle że Wisła potrafiła to wykorzystać. Po strzale Meliksona gospodarzy uratował słupek, w kolejnej akcji po uderzeniu Kirma poprzeczka. Sekundę po próbie Słoweńca poznaniacy byli już jednak bezradni, bo dobitka Bitona w końcu znalazła drogę do siatki. Lech stracił bramkę i jego gra automatycznie siadła. Sekundy przed przerwą Izraelczyk mógł trafić po raz drugi, ale Kotorowskiemu znów w sukurs przyszedł słupek. Gospodarze mieli mnóstwo szczęścia i tak naprawdę nie byłoby zaskoczeniem, gdyby do szatni schodzili z bagażem trzech goli. Jeszcze kilkanaście minut przed sytuacją Bitona szczęścia w pojedynku sam na sam z Kotorowskim zabrakło Meliksonowi.

Jeżeli w pierwszej połowie obrona Lecha spisała się źle, to można powiedzieć, że w drugiej części była tragiczna. Wisła już po wznowieniu gry mogła zdobyć kilka kolejnych bramek. Przerażające było z jaką łatwością do sytuacji strzeleckich dochodził Ivica Iliev. Momentami za Serbem nie nadążało nawet kilku zawodników gospodarzy. Jedyną przeszkodą nie do pokonania był dla pomocnika Krzysztof Kotorowski.

Dopiero kwadrans przed końcem lechici wypchnęli rywala spod własnego pola karnego. Próby doprowadzenia do remisu ograniczały się jedynie do strzałów z dystansu. Z uderzeniami Rudniewa, Tonewa czy Murawskiego Pareiko nie miał żadnych problemów.

Wisła zagrała wreszcie na swoim normalnym poziomie i udowodniła, że istnieje życie bez Patryka Małeckiego (zawieszony przez klub). A Lechici przegrali drugi raz z rzędu i jest niemal pewne, że po tej kolejce stracą prowadzenie w tabeli.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.