Koszulka dla Czesław Michniewicza. CM 711, czyli happening Macieja Szczęsnego

Koszulka z napisem CM 711 to dowód uznania dla Czesława Michniewicza, że potrafił tyle przegadać z ?Fryzjerem?, nie zahaczając o futbol - mówi były bramkarz reprezentacji, pięciokrotny mistrz Polski (z czterema klubami), uczestnik Ligi Mistrzów

Przed meczem 3. kolejki Jagiellonia Białystok - Korona Kielce trener bramkarzy gości Maciej Szczęsny podszedł do szkoleniowca Jagiellonii Czesława Michniewicza i wręczył mu koszulkę z nadrukowanym telefonem komórkowym z napisem "CM 711" na wyświetlaczu. Akcji nie pokazały telewizje, nie opisały gazety.

Czesław Michniewicz w lutym 2009 r. (po zarzutach korupcyjnych dla trzech piłkarzy Lecha za mecze, w których trenerem poznaniaków był właśnie Michniewicz) dobrowolnie zgłosił się do prokuratury we Wrocławiu i złożył wyjaśnienia. Później media ujawniły, że śledczy odkryli w jego telefonie 711 połączeń z "Fryzjerem", hersztem mafii ustawiającej mecze. Michniewicz nigdy nie dostał ani jednego zarzutu.

Jacek Sarzało: Co miał znaczyć gest w Białymstoku?

Maciej Szczęsny: Był dowodem uznania w formie nawiązujacej do przypadku Cristiano Ronaldo, który na całym świecie rozpoznawany jest jako CR 7. Pomyślałem, że ponieważ o Cześku media piszą, że miał w krótkim czasie 711 połączeń z Fryzjerem, a niedawno dostał kolejny angaż w klubie ekstraklasy - to w takim razie powinien stać się takim naszym CM 711. Uważam, że zasługuje, bo to rzeczywiście duża sztuka rozmawiać z "Fryzjerem" tak często i ani razu o futbolu - jak sam to wyjaśniał.

Chciał pan dać do zrozumienia Jagiellonii, że nie powinna przyjmować Michniewicza, czy jemu samemu, że to on nie powinien się zatrudniać?

- Nic takiego nie miałem na myśli. Gdyby jednak rozmawiał z "Fryzjerem" o piłce, można by się było ewentualnie zastanowić nad jakimś zakazem, czymś takim, nie wiem. Ale skoro wykazał się tak wielkim charakterem, że gadał z nim częściej niż z żoną i nigdy nie poruszyli tematu piłkarskiego - to ja postanowiłem go uhonorować.

A może to była zwykła wojna psychologiczna przed meczem Korony w Białymstoku? Nie próbował pan po prostu wyprowadzić z równowagi trenera rywali, by pomóc własnej drużynie?

- Nie. Dałem mu koszulkę oraz wyraziłem podziw dla jego hartu ducha plus nadzieję, że już nigdy nie będzie musiał dzwonić do "Fryzjera".

A Michniewicz co na to?

- Zaskoczył mnie. Przyjął prezent uśmiechnięty od ucha do ucha. Powiedział, że się nie spodziewał i że się bardzo cieszy. Już nie pamiętam, ale chyba nawet użył słowa "cool" czy "szok", coś takiego. Muszę przyznać, że myślałem, że go przytka, a to mnie przytkało.

Czyli nici z happeningu...

- To prawda. Sądziłem, że niespecjalnie zadowolony Czesiek będzie oczekiwał wyjaśnień, a tymczasem potrafił mężnie się znaleźć w tej sytuacji.

To może być przemyślana taktyka. Kiedy napisałem na blogu o wizycie Michniewicza w prokuraturze we Wrocławiu, natychmiast dostałem e-mail od jego adwokata, że na razie związany jest tajemnicą śledztwa, ale kiedyś na pewno wszystko wyjaśni. Także swoją rolę. Dlatego szeroki uśmiech mógł być wyrachowany. Michniewicz mógł dobrze wiedzieć, że taka reakcja jest najlepsza dla niego.

- Ależ ja w ogóle nie oceniam, czy zachował się dla siebie najlepiej, czy najgorzej. Powtarzam: jeśli PZPN go nie zawiesza, a kluby dają mu angaże, to i ja doceniam, że nigdy nie rozmawiał z "Fryzjerem" o piłce. Gdybym ja miał tyle połączeń z "Fryzjerem", nie wiem, czy nie uległbym pokusie zahaczenia o futbol.

Akcji nie pokazała żadna telewizja, których mamy od nowego sezonu w ekstraklasie tyle, że otwierając telewizor, nie można się nie natknąć na mecz. Był pan jak Ikar z obrazu Brueghla, którego upadku też nikt nie zauważył. Nie żal panu?

- Jestem tym zdziwiony. Tylko tyle.

Ile koszulka z napisem "CM 711" ma wspólnego z głośną wypowiedzią dla telewizji z 1999 r., kiedy po przegranym 0:1 meczu pańskiej Polonii Warszawa we Wronkach powiedział pan do kamery: "Jeśli sędzia Dymek będzie chciał mnie za te słowa pozwać do sądu, to ja mam go serdecznie w dupie. Zasłużył dziś na fartuch z napisem: pomocnik "Fryzjera"". Czesław Michniewicz był wówczas w Amice drugim bramkarzem, a "Fryzjer" menedżerem.

- Te zdarzenia nie mają ze sobą nic wspólnego. Moja ówczesna wypowiedź nie jest jedyną, którą można przytaczać, chcąc dowiedzieć się, kim był "Fryzjer". Ta wiedza jest powszechna i niezależna ani od tamtych słów, ani od wręczenia koszulki Cześkowi. Na marginesie - wtedy panowie nie musieli się kontaktować telefonicznie. Mogli na przykład wybrać się razem na kawę. Choć z drugiej strony może to jest w ogóle znajomość wyłącznie telefoniczna. Naprawdę nie wiem.

Dlaczego podobnych koszulek nie sprezentował pan przed tym samym meczem kilku graczom Jagiellonii, którzy mają zarzuty korupcyjne, a nawet już wyroki?

- Wciąż się nie rozumiemy. Przecież nie dałem Cześkowi koszulki w związku z aferą korupcyjną, ale w dowód uznania, że potrafił tyle czasu przegadać z "Fryzjerem" nie o futbolu. Poza tym moja znajomość z Cześkiem jest znacznie dłuższa niż z innymi, nie śledzę szczegółowo informacji o wszystkich piłkarzach i trenerach oraz nie jestem świętym Mikołajem, żeby wszystkich obdarowywać.

Czyli nie przewiduje pan następnych happeningów? Okazje na pewno by się znalazły, jeszcze w niejednym klubie są zawodnicy i trenerzy, którzy również często rozmawiali z "Fryzjerem". Z tym że oni raczej już o futbolu.

- Nie czuję się na siłach. Koszulka dla Cześka była akcją bardzo spontaniczną.

Ale przecież sam pracuje pan w klubie zdegradowanym za korupcję, przez który przewinęło się kilku niezłych ustawiaczy. Im też należałyby się koszulki.

- Proszę mnie nie wkręcać, ja jestem tylko pełen podziwu dla Cześka. Za co - mówiłem już kilka razy. A na marginesie, o ile wiem, Korona odpokutowała swoją karę. W Amice też pracowałem, ale dopiero wtedy, kiedy nie było już tam "Fryzjera". Zawsze robię wszystko, by wiedzieć, że klub, w którym zaczynam robotę, żadnych złych praktyk już nie stosuje. Media też podały niejedną fałszywą informację, a dziennikarze mimo wszystko się w nich zatrudniają.

Czy byłby pan zadowolony, gdyby pański syn grał w drużynie prowadzonej przez Czesława Michniewicza?

- Szczęśliwie jestem wolny od takich rozterek, Wojtek gra w Arsenalu i nic nie wskazuje na to, że miałby wrócić do Polski. Jeśli pytanie dotyczy warsztatu trenerskiego, to obawiam się, że Wojtek ćwiczy dziś pod okiem nie gorszego szkoleniowca. Ale jeśli chodzi o liczbę połączeń telefonicznych z "Fryzjerem", to rzeczywiście Arsene Wenger wypada znacznie słabiej od Czesława Michniewicza.

Od 77 lat nikt tak w Polsce nie strzelał czyli osiem goli Rudniewa ?

Ligowy Kubuś Puchatek i inni - o nich będzie głośno w tym sezonie