Czym powinien się zajmować dyrektora kadry? Weź udział w naszej nowej sądzie!
Wyraź się i zobacz, jak zrobili to inni oceniając logo PZPN ?
Grzegorz Mielcarski - srebrny medalista igrzysk olimpijskich w Barcelonie w 1992 roku, ostatnio ekspert Canal+, rozmawiał z prezesem o pracy przy drużynie Franciszka Smudy.
Grzegorz Mielcarski: Bo oprócz tego, że w mediach miałem ocieplić wizerunek kadry i PZPN, nie usłyszałem od prezesa zdania o zakresie swoich kompetencji. Nie wiem, przed kim miałbym odpowiadać, kogo nadzorować, na co mieć realny wpływ, na ile podpisałbym kontrakt. Z prezesem rozmawiałem długo, ale nie zapytał np., jakie znam języki obce. A to chyba podstawa w pracy na tym stanowisku.
Ledwo zdążyłem usiąść w gabinecie i powiedzieć: "Witam, prezesie", już usłyszałem: "Słuchaj, krótko. Ile chcesz zarabiać". Mało nie spadłem z krzesła. Powiedziałem: "Prezesie, spokojnie, dopiero usiadłem. To chyba powinno być przedostatnie pytanie".
Oczekiwałem kompetentnej rozmowy, a wyszło, że mam zostać "ocieplaczem". Kimś, kto przy okazji meczów i zgrupowań będzie się tłumaczył mediom. Miałem być wsparciem dla trenera Smudy. Zresztą to od niego wszystko się zaczęło. Pierwszy spytał, czy bym nie chciał być przy reprezentacji i nie porozmawiał z prezesem. Zdziwiłem się, bo trener jest od trenowania, a nie od szukania sobie zwierzchnika. No, ale wszystko wytłumaczyłem sobie tak, że obaj mieszkamy w Krakowie, więc łatwo nam się spotkać.
Po rozmowie z prezesem stwierdziłem, że nie chcę pełnić funkcji dla samego pełnienia, nie wiedząc, czego od kogo mogę wymagać. Nie chcę być kojarzony z korupcją, wobec której PZPN cały czas jest delikatny. Nie chciałem też tłumaczyć się z nie swoich działań. A pewnie musiałbym - np. z wysokich cen biletów na mecze z Argentyną i Francją, które potem, na szczęście, zostały obniżone. Miałem być z drużyną już na zgrupowaniu przed tymi spotkaniami, ale czułem, że pozycja Smudy mocno się chwieje. Gazety pisały, że w razie kiepskich wyników i gry zastąpi go Orest Lenczyk. I co, gdyby nie poszło, Mielcarski ogłaszałby dymisję Smudy? Nie, nie mogłem się na to zgodzić.
Ambicjonalnie to był dla mnie trudny moment. Grałem w młodzieżowych reprezentacjach, w seniorach, w Porto... Odmawiałem z bólem serca, przecież każdy marzy o byciu przy pierwszej reprezentacji przed Euro, które organizujemy. Ale powiedziałem sobie: "Nie, Grzesiek, nie w tym towarzystwie".
- On jest dyrektorem technicznym. Ale spytałem, jaką funkcję pełni w PZPN Jerzy Engel, też dyrektor. Usłyszałem, że "dyrektora sportowego". To kim miałbym być ja? Wszystko mieliśmy ustalić, dopiero gdy się zgodzę. Paranoja. Nawet nazwa proponowanej mi funkcji nie była doprecyzowana.
- A czy to w ogóle jest odpowiedni moment na wybór dyrektora kadry? Czemu wcześniej nikt o tym nie pomyślał? Trener Smuda pracuje prawie dwa lata, do Euro został niecały rok.
- Inna, dużo szersza, agresywniejsza, niepolegająca na ocieplaniu wizerunku drużyny i odciążaniu trenera w rozmowach z mediami. Chciałem wprowadzać normalne standardy.
Dyrektor musi mieć dobry kontakt z klubami kadrowiczów i ich trenerami. Powinien odpowiadać za drużyny U-21 czy U-19. Mieć wpływ - razem z selekcjonerem - na dobór rywali. Chciałem wiedzieć, ile PZPN może zapłacić dobremu przeciwnikowi. Nie zaakceptowałbym tej głęboko rezerwowej Argentyny, która niedawno grała z nami w Warszawie. Fajnie, że firma Sportfive, której PZPN sprzedał wszelkie prawa na dziesięć lat, ma kontakty na całym świecie, ale uważam, że nie ma sensu grać z byle kim. Zamiast grać z dwoma słabymi rywalami, lepiej wybrać jednego dobrego. Nie może chodzić tylko o to, by mecz pokazała telewizja, a PZPN i Sportfive miał wpływy z reklam i transmisji. Nigdy nie zgodziłbym się na grę na takim klepisku jak w marcu w Kownie. Sparing z Litwą zupełnie nie miał sensu.
Obawiałem się jednak, że kiedy będę wprowadzał własne pomysły, ktoś wciśnie hamulec, a ja będę musiał robić dobrą minę do złej gry. Działaczy bardzo boli wrogość kibiców, wizerunkowo PZPN wygląda tragicznie. I jedna osoba na pewno tego nie zmieni.
- Nigdy nie byłem "czyjś". Pracowałem dla kogoś, ale realizowałem własne pomysły. Jako dyrektor Wisły Kraków nie byłem człowiekiem prezesa Cupiała. W PZPN nie zrobiłbym niczego dla prezesa, lecz wszystko dla drużyn, za które bym odpowiadał. I robiłbym to według własnych, subiektywnych ocen. Nie przestałbym krytykować związku, dlatego że "przeszedłem na drugą stronę barykady". Wreszcie ktoś stamtąd mówiłby uczciwie, a nie mydlił oczy.
W PZPN jest za dużo osób, z którymi od początku musiałbym toczyć mniejsze lub większe wojny. I tylko bym jego wizerunek pogorszył. Dlatego na końcu powiedziałem: "Najlepszym ociepleniem będzie, jeśli Mielcarski pana propozycji nie przyjmie".
W ogóle nie ma tematu zatrudnienia dyrektora reprezentacji. Konrad Paśniewski jest kierownikiem zespołu i tyle. Nie interesują mnie plotki o których gazety piszą od dwóch miesięcy. Nic nie wiem o zatrudnieniu pana Lubańskiego czy Mielcarskiego. Może i spotykali się z prezesem w ostatnim półroczu, ale nie mam pojęcia o czym rozmawiali.
Masz dla nas temat? Propozycję? Zgłoś to na Facebook.com/Sportpl ?