Sławomir Peszko w wywiadzie dla środowego Przeglądu Sportowego mówi, że rozmawiał już z selekcjonerem Franciszkiem Smudą. - Tuż po tym, jak w mediach została ujawniona ta cała afera alkoholowa. Zresztą ta nazwa mnie śmieszy, bo jest niesłychanie wyolbrzymiona - mówi skrzydłowy Lecha Poznań. - Mam wrażenie, że trener Smuda tak naprawdę do końca nie wie, co się stało tamtej nocy po meczu z Australią w Krakowie.
Peszko tłumaczy, że informacje pojawiające się w mediach nie były prawdziwe. - Niby byłem kompletnie pijany. Bzdura... Jestem dorosły. Dobrze wiem, co zrobiłem. W Polsce spożywanie alkoholu nie jest zabronione.
Zawodnik Lecha uważa także, że całej sytuacji nie traktować jako picia na zgrupowaniu. - Zdałem kadrowy sprzęt, byłem w cywilnych ciuchach, wielu piłkarzy już opuściło hotel. Spotkaliśmy się w pokoju Maćka Iwańskiego, żeby pogadać o meczu. To, że ktoś wypił przy tym parę piw, nie jest żadną zbrodnią.
- Nazajutrz rano Smuda był bardzo zły. Powiedział mi, że teraz to długo poczekam na powołanie do kadry - opowiada Peszko. Ma też jednak nadzieję, że za jakiś czas znów zagra w reprezentacji. - Nie sądzę, bym został powołany już w listopadzie. Będę szczęśliwy, jeśli selekcjoner popatrzy na mnie łaskawym okiem w przyszłym roku.
Peszko stara się także zdiagnozować przyczyny ligowych problemów zespołu. - Zwykle zaczynamy nieźle, ale potem jest już gorzej. Tracimy głowę po stracie gola. Cieszyliśmy się, że jesteśmy taką nowoczesną superszybką lokomotywą. Ale na razie wleczemy się jak skład kolejowy z ciężkimi cysternami wypełnionymi ropą - porównuje poznański skrzydłowy.
Statystyka nie sprzyja Rafałowi Ulatowskiemu ?