Dotychczas Michał Probierz i Robert Lewandowski dbali o zachowanie pozorów. Lewandowski wprawdzie zdecydował, że nie przyjedzie na arcyważne czerwcowe zgrupowanie, ale wytłumaczył to zmęczeniem, a nie żadnym zachwianiem wiary w prowadzoną przez Probierza kadrę. Probierz z kolei na konferencji prasowej powiedział, że tę decyzję szanuje, bo po rozegraniu czterech tysięcy minut 37-letni piłkarz może być zmęczony. A gdy dziennikarze dopytywali o szczegóły, to wywinął się żartem o wodociągach kieleckich, który może i pozwolił snuć kolejne domysły, ale przynajmniej nie zdradzał wprost rozczarowania ani złości. Nawet w piątek stanęli obok siebie podczas hymnu. I choć wnikliwi wyłapali, że Lewandowski w ogóle w kierunku Probierza nie patrzył, to jednak, gdy przestali śpiewać, podali sobie rękę i poklepali po plecach.
Ale już w niedzielę wieczorem przestali kopać się pod stołem. Najpierw na oficjalnym koncie federacji pojawił się komunikat, że decyzją Probierza nowym kapitanem zostaje Piotr Zieliński, a już po czterdziestu minutach odpowiedział Lewandowski. "Biorąc pod uwagę okoliczności i utratę zaufania do selekcjonera reprezentacji Polski postanowiłem do czasu, kiedy jest trenerem zrezygnować z gry w reprezentacji Polski. Mam nadzieję, że będzie dane mi jeszcze zagrać dla najlepszych kibiców na świecie".
Bomba za bombą. Najpierw bezpardonowa decyzja Probierza, później bardzo nerwowa Lewandowskiego. Otwarty konflikt, wojna. Albo jeden, albo drugi. Szczegóły zaczną dopiero wypływać, ale wygląda na to, że wersja historii opowiadana dotychczas przez Lewandowskiego i Probierza nie była prawdziwa. A przynajmniej jeden z jej elementów. Zwątpić można i w to zmęczenie Lewandowskiego przedstawiane jako faktyczny powód nieobecności, i w to zrozumienie Probierza, i w to, że się przed rozesłaniem powołań dogadali, i w to, że nagły przylot Lewandowskiego na mecz z Mołdawią był zaplanowaną niespodzianką dla Kamila Grosickiego, który żegnał się z kadrą.
Będąc kapitanem reprezentacji - w dodatku tak ambitnym jak Lewandowski - nie odpuszcza się przecież najważniejszego zgrupowania ze względu na zmęczenie, a będąc selekcjonerem nie zabiera się kapitańskiej opaski komuś, kogo decyzję rzekomo się rozumie. To się nie klei. Może między Probierzem a Lewandowskim iskrzyło już wcześniej, co nie byłoby bardzo zaskakujące, bo obaj mają długą historię walk -Lewandowski zwalniał Franciszka Smudę ostrym wywiadem, a Jerzego Brzęczka parosekundowym milczeniem, zaś Probierz nie potrafił dogadać się z liderami swoich drużyn - z Tomaszem Frankowskim w Jagiellonii, z Radosławem Sobolewskim w Wiśle Kraków i z Miro Covilo w Cracovii.
Ale może dopiero w ostatnich dniach wydarzyło się coś tak poważnego, co tłumaczyłoby podjęcie decyzji tego kalibru. Może w rzeczywistości Probierz był zawiedziony decyzją Lewandowskiego o odpuszczeniu zgrupowania? Może pozostali reprezentanci byli na niego tak wściekli, że skłonili selekcjonera do podjęcia takiej decyzji? Może Lewandowskiemu od dawna nie podoba się, dokąd zmierza PZPN i w końcu mu się ulało? Może w porę nie pojawił się ktoś, kto wszedłby w rolę mediatora między selekcjonerem a kapitanem? Kontekstów i możliwych wyjaśnień jest tak wiele, że trudno - mimo pokusy - orzec, kto się swoją decyzją skompromitował, kto jest tym złym, komu bardziej zabrakło klasy, a komu dziwimy się mniej. Nie wiemy nawet, kto okaże się największą ofiarą tej wojny. W poniedziałek po południu Probierz stawi się na konferencji prasowej w towarzystwie nowego kapitana - Piotra Zielińskiego, więc wtedy powinniśmy dowiedzieć się czegoś więcej.
Wiemy za to na pewno, że niedzielny wieczór będzie mieć kolosalne znaczenie dla przyszłości reprezentacji. Oto największa gwiazda w jej historii znienacka poinformowała, że dopóty nie zagra więcej dla kadry, dopóki będzie prowadził ją Probierz, co można potraktować zarówno jako uzbrojenie się w cierpliwość, jak i wezwanie do natychmiastowej zmiany. Nie zachował się więc Lewandowski, jak Jakub Błaszczykowski, od którego w 2014 r. przejmował opaskę. On też był rozczarowany i zawiedziony decyzją Adama Nawałki, ale potrafił wznieść się ponad te emocje, dalej grać dla reprezentacji, pojechać na Euro 2016 i być tam jej najlepszym zawodnikiem.
A czy Lewandowski w ogóle jeszcze do niej wróci? Czy jego rezygnacja z gry dla kadry ma dziś taką moc, by popchnąć Cezarego Kuleszę do zmiany selekcjonera? A w połączeniu z ewentualną porażką w Finlandii? A jeśli w dodatku zbuntują się sponsorzy, że reprezentację, na którą płacą, pozbawia się jej najbardziej znanej twarzy? Idąc dalej - czy kolejny selekcjoner zacznie kadencję od przywrócenia 37-letniego napastnika i ponownego naciągnięcia opaski na jego ramię? Wreszcie - co z pozostałymi piłkarzami? Nawet jeśli kiedyś zmieni się selekcjoner, to przecież piłkarze pozostaną niemal ci sami. Czy Lewandowski jest przez nich jeszcze na zgrupowaniu mile widziany? Czy wciąż ma w ich oczach mandat, by być kapitanem reprezentacji? Pytań jest mnóstwo.
Gdy odstawi się na bok największe emocje, niedzielny wieczór okaże się bardzo smutny. Jakkolwiek Probierz nie uzasadni zmiany kapitana, a Lewandowski decyzji o rezygnacji z gry dla reprezentacji, okaże się, że obaj zawiedli. Od kapitana reprezentacji należy bowiem oczekiwać, że będzie z kadrą w najważniejszym momencie, nawet jeśli nie wszystko układa się po jego myśli, a od selekcjonera reprezentacji Polski - że dogada się i stworzy najlepsze warunki swojemu najważniejszemu piłkarzowi. Mijają bowiem lata, a kadra remisując z Litwą i tak ogląda się za Lewandowskim. Jeśli jako selekcjoner masz w składzie zawodnika tego formatu, musisz zrobić wszystko, by był po twojej stronie. Skoro Lewandowski od zawsze najbardziej kocha gola, to zaprojektuj zespół tak, by miał dużo okazji, by je strzelać. Probierz tego nie zrobił.
Ale i jego można zrozumieć. Lewandowski od lat nie był idealnym kapitanem - za mało miał cech lidera i za rzadko wszystkich dookoła jednoczył, a za często myślał o własnym wizerunku. Nawet w tym przypadku - grał dla Barcelony do końca sezonu, już nawet po przyklepaniu mistrzostwa szukał kolejnych goli, ale przed najważniejszym meczem eliminacji mistrzostw świata wytłumaczył się zmęczeniem, a później pokazywał w mediach społecznościowych, jak korzysta z urlopu. Kolegów, którzy powoli dolatywali na zgrupowanie, mogło to zdenerwować. Na pewno zirytowało część kibiców, więc gdy Lewandowski zorientował się, jak jego decyzja została przyjęta, przyleciał prywatnym odrzutowcem na piątkowy mecz i przed kamerami TVP przekonywał wszystkich, że od początku taki miał plan. Znów próbował więc rozegrać tę sytuację korzystnie dla siebie. Łatwiej jednak przeciągnąć na swoją stronę kibiców niż kolegów z kadry, którzy wszystkiemu przyglądali się z bliska.
Martwi moment, w którym to wszystko się dzieje. Przypomnę: we wtorek reprezentacja Polski gra z Finlandią.