Mecz z Maltą ani jeszcze bardziej nie zmartwił, ani nie uspokoił - ot, wyrównana pierwsza połowa, będąca przedłużeniem niestrawnego spotkania z Litwą, z golem strzelonym po przejęciu piłki i błędzie obrony rywali, a później znacznie lepsza gra po przerwie i kolejny gol Karola Świderskiego. Ani mnie, ani Roberta Lewandowskiego, który wypowiedział się dla TVP Sport, to nie przekonało. - Nie będę pudrował. Czeka nas dużo pracy. Od najmniejszych elementów, po schematy i rozegranie. Trzeba sobie odpowiedzieć na pewne pytania, które mieliśmy przed tym zgrupowaniem. Mamy jakąś bazę, ale czas najwyższy wziąć się do roboty i poprawiać naszą grę - ocenił kapitan reprezentacji Polski. Brzmi to jednak jak wypowiedź z października 2023 r. po pierwszym zgrupowaniu z Michałem Probierzem, a nie po półtora roku jego pracy z kadrą.
I nic dziwnego, że tak brzmi, skoro reprezentacja Polski stoi w miejscu. Obejrzyjcie pierwsze dwa mecze za Probierza i dwa ostatnie. Zacznijcie od zwycięstwa 2:0 z Wyspami Owczymi i remisu 1:1 z Mołdawią, a skończcie na zwycięskich bojach z Litwą (1:0) i Maltą (2:0). Przecież te mecze wyglądają, jakby zostały rozegrane od razu po sobie. Jakby nie było nic pomiędzy nimi. Ani tych ośmiu zgrupowań, na których można weryfikować, uczyć się i zgrywać. Ani Euro, na które pojechaliśmy, by zmienić nastawienie i budować nową mentalność. Ani Ligi Narodów, która nas przeczołgała, ale też miała rozwinąć. Ani nawet tej chaotycznej selekcji przeprowadzonej w międzyczasie, z której nie widać dziś żadnego pożytku, bo mimo długiej dyskusji o ewolucji i pokoleniowej wymianie, piłkarze są niemal ci sami. Dzisiaj wręcz niespodzianek w kadrze jest mniej, bo wrócił do niej Jan Bednarek, a wypadł pierwszy z wielu sensacyjnie przetestowanych i zgubionych Patryk Peda. Najmłodszym polskim zawodnikiem z jedenastki na Litwę był więc 24-letni Kamil Piątkowski, a najmłodszym przeciwko Malcie - 22-letni Jakub Kamiński. Obaj debiutowali jednak w kadrze już ponad trzy lata temu, jeszcze za Paulo Sousy.
Problemy z listopada 2023 r. wciąż są aktualne. Mamy problem z prowadzeniem ataku pozycyjnego i wypunktowaniem nawet słabych przeciwników. Mamy problem ze skutecznością - z Mołdawią (2023) wypracowaliśmy xG 2,09, a z Maltą (2025) - xG 2,91, strzelając odpowiednio jednego i dwa gole. W innych meczach mamy natomiast problem, by w ogóle stworzyć dostatecznie dużo dogodnych okazji (Wyspy Owcze 2023) i Litwa (2025). Wciąż ulubionym pomysłem na zaatakowanie rywali są dośrodkowania w pole karne - tylko z Litwą posłaliśmy 34 centry, z czego trzy były celne. Z Maltą - cztery z 15. Zatrważające. Jak strzelaliśmy z nieprzygotowanych pozycji, tak strzelamy. Jak pozwalaliśmy się kontratakować, tak pozwalamy. Mołdawia strzeliła na Narodowym gola, Litwa była blisko, nawet Malta oddała trzy celne strzały, które mogły być groźniejsze, gdyby poprzedzić je jeszcze jednym podaniem.
Mecz z Maltą był lepszy niż z Litwą - przede wszystkim po przerwie, ale czy na tyle, by zbudować przekonanie, że Michał Probierz faktycznie ma pomysł na rozwój reprezentacji i pcha ją we właściwym kierunku? W czym to zwycięstwo jest lepsze od zwycięstwa z Wyspami Owczymi w jego selekcjonerskim debiucie? W czym mecz z Litwą (2025) był lepszy od meczu z Mołdawią (2023) poza suchym wynikiem? Co nie działało wtedy, a działa dzisiaj? Kogo selekcjoner nie miał na radarze wtedy, a dzisiaj odgrywa w reprezentacji ważną rolę? Udało się w kadrze zbudować lepszą atmosferę, piłkarze bardziej lubią selekcjonera i bardziej go szanują. Nie widzą już zmęczonej twarzy śmierdzącego papierosami Fernando Santosa, tylko dobrze ubranego Michała Probierza. Ale niestety, im bliżej boiska, tym różnic jest mniej.
Probierz pracuje z reprezentacją tyle, co Czesław Michniewicz i Fernando Santos razem wzięci. Dłużej niż Paulo Sousa. Brak czasu przestał być wymówką i usprawiedliwieniem nikłych postępów. Pracę faktycznie zaczynał w biegu: najpierw końcówka eliminacji, które można było jeszcze uratować - ale się nie udało, później arcyważne mecze barażowe z Estonią i Walią, wreszcie Euro, na które zdołaliśmy się wślizgnąć. Wynik, wynik, wynik. Najpierw byle się uratować, później byle nie ośmieszyć. Ale nawet podczas Euro, w bardzo trudnej grupie, selekcjoner budował narrację o potrzebie mentalnej zmiany. Rozprawiał o odwadze w grze i pokoleniowej wymianie, której twarzą stał się Kacper Urbański. Odpadł, ale w nie najbrzydszym stylu. Można było nawet uwierzyć, że to element szerszego planu. Później już ciężej było o takie przekonanie.
Bo nagle, po rychłym odpadnięciu z turnieju, selekcjoner nie musiał się już spieszyć i gonić za wynikiem. Miał czas, by budować. W Lidze Narodów mógł testować i sprawdzać kolejnych piłkarzy. I robił to, ale najczęściej bez szerszego planu. Działał tu i teraz, czasem jakby pod publiczkę, czasem wybitnie po swojemu, czyli wbrew wszystkiemu i wszystkim. Ale gdzie są efekty tej pseudoselekcji? Gdzie są ci wszyscy zawodnicy? Nawet wymyślony dla kadry Urbański akurat na tym zgrupowaniu nie zagrał ani minuty, bo - jak wytłumaczył sam selekcjoner po meczu z Maltą - kadra jest szeroka, więc "raz gra ten, raz ten".
Nie ma jednak sensu specjalnie się do słów Probierza przywiązywać. Po półtora roku jego pracy wciąż przecież jedno słyszymy, a widzimy drugie. Słyszymy, jak namawia młodych polskich piłkarzy, by nie spieszyli się z wyjazdem za granicę, a później widzimy, jak w kadrze na mecz z Maltą nie ma żadnego zawodnika z ekstraklasy, bo dwaj powołani na marcowe zgrupowanie - Bartosz Mrozek i Mateusz Skrzypczak - zostali wysłani na trybuny.
Słyszymy, że Urbański nie zagrał z Litwą, bo ostatnio nie zbierał minut w klubie, a obok niego widzimy Jakuba Modera, który pod koniec 2024 r. w meczach kadry rozgrywał więcej minut niż w Brighton. Widzimy też Jakuba Kamińskiego, który, mimo że w Wolfsburgu siedzi na ławce, był najlepszym polskim piłkarzem na tym zgrupowaniu i jego największym zwycięzcą, bo nie dość, że z Litwą po wejściu na boisko asystował przy golu Lewandowskiego, to jeszcze z Maltą był zdecydowanie najaktywniejszym zawodnikiem na boisku - odważnym, przebojowym i skutecznie dryblującym.
Słyszymy też, że odmłodziliśmy kadrę, tymczasem średnia wieku podstawowej jedenastki przeciwko Litwie wyniosła 27,9 lat, a przeciwko Malcie - 26,4, czyli tyle samo, co w debiucie Probierza przeciwko Wyspom Owczym.
Słyszymy też, że mentalność kadry się zmieniła, a widzimy drużynę, której brakuje przekonania nawet przeciwko Litwie.
Słyszymy, że stałe fragmenty gry wchodziły nam na treningach, ale widzimy w meczu z Litwą, że kompletnie nie ma z nich pożytku.
Przyjęliśmy narrację, że po to próbujemy grać odważnie z rywalami pokroju Portugalii i Chorwacji – udawało nam się to co najwyżej fragmentami, więcej było z tego szkody niż pożytku – w imię rozwoju. Porażki miały być lekcjami. Cierpieliśmy podobno w imię czegoś bardziej wzniosłego. Bolało, ale miało nas rozwinąć. W uproszczeniu - mieliśmy poprawić pressing, lepiej atakować pozycyjnie, by po czasie wyjść na tę Litwę i Maltę i ograć je tak, jak mocne drużyny ogrywają te ewidentnie słabsze. To się nie udało. Polska wygrała mecz z Litwą (142 miejsce w rankingu FIFA) 1:0 po rykoszecie, a z Maltą (miejsce 168.) ewidentnie lepsza była dopiero po przerwie. Podsumowując - dwie połowy z Litwą i dwie z Maltą, tylko jedna udana.
Po co więc było to wszystko? Dlaczego nie widać żadnej korzyści? Dlaczego Frankowski – swoją drogą największy przegrany tego zgrupowania - stwierdza, że mentalnie nie byliśmy przygotowani na mecz z Litwą? Dlaczego polskim piłkarzom wciąż brakuje przekonania i pomysłu na pozycyjny atak, brakuje liderów, brakuje odwagi i spokoju? Gdy graliśmy z mocnymi rywalami i zmuszeni byliśmy się bronić, to najbardziej martwiła nas obrona. Teraz mieliśmy na rozkładzie słabeuszy i zmuszeni byliśmy atakować, więc najbardziej martwi nas toporna ofensywa. Oblewamy lub ledwie zdajemy, z czego by nas akurat nie egzaminowali. Jesteśmy w tym samym miejscu, co w październiku 2023 r. Z tym że ciut więcej jest w tym wszystkim uśmiechu.
Wciąż nie wiemy, jak chce grać kadra. Nie wiemy nawet, czy selekcjoner to wie. Pewnie powie, że plan jest jasny i nawet coraz lepiej go realizujemy. Ale my znów tylko to usłyszymy, a zobaczymy coś innego.