Polska o krok od historycznego sukcesu. Może opaść "żelazna kurtyna"

Dawid Szymczak
To był mecz - pierwszy z dwóch - o mistrzostwa Europy i następne pokolenia piłkarek w Polsce. O pierwszy w historii awans, ale też o widoczność kobiecego futbolu. O rozbicie sufitu i przyciągnięcie uwagi. Mecz najważniejszy w historii. I Polska wygrała go z Austrią 1:0.

Został już tylko krok z bardzo długiej drogi, której metę wyznaczył jeszcze poprzedni prezes PZPN - Zbigniew Boniek w marcu 2021 roku, gdy wybierał Ninę Patalon na selekcjonerkę. Euro 2025 od razu zostało wskazane jako ostateczny cel jej pracy i punkt odniesienia dla federacji w rozwoju kobiecej piłki. Kadra została przebudowana, eliminacje mundialu - bardzo trudne w europejskiej strefie - potraktowała jak poligon, a w ostatnim etapie otrzaskiwała się w starciach z najmocniejszymi rywalami w ramach Ligi Narodów. Ale jakiego meczu nie grała, w głowie miała Euro. Euro było wszystkim - marzeniem, celem, szansą, nadzieją, w niektórych głowach także obsesją. Do Euro się odliczało. Pod Euro wszystko się podporządkowywało. Gdy reprezentacja wygrywała, to budowała się na Euro. Jak przegrywała, to zbierała materiał do analizy przed Euro.

Zobacz wideo Probierz powinien odejść? Żelazny: Ta reprezentacja cierpi przez jego chaos

I w piątek przyszła chwila prawdy. Ponad trzy lata pracy, setki decyzji selekcjonerki, dziesiątki meczów sprowadzały się do dwóch barażowych meczów z Austrią - pierwszego w Gdańsku i rewanżu w Wiedniu. Polska ten pierwszy mecz wygrała 1:0. W najważniejszym momencie - wreszcie (!), pierwszy raz od lutego - zachowała czyste konto. Polki strzeliły gola po typowej dla siebie kontrze, a miały jeszcze szanse na kolejne - raz obiły słupek, raz pomyliły się raptem o kilka centymetrów, a jeszcze przed przerwą powinny mieć rzut karny, którego jednak nie zauważyła sędzia i który przegapił asystent VAR. Skandal. Ale to dużo o tym meczu mówi - podchodziliśmy do niego z obawami, bo w tym roku Polska grała już z Austrią dwa razy i oba mecze przegrała 1:3, a kończymy z niedosytem, bo przed rewanżem drużyna Niny Patalon powinna mieć przewagę większą niż jednobramkowa. Zasłużyła na to.

"Nieważne, jaki to był mecz. Najważniejsze, że zwycięski"

Jakością, pomysłem, ale przede wszystkim determinacją i ambicją. Dobrym streszczeniem tych 90 minut była akcja bramkowa z 57. minuty. Ewelina Kamczyk prostopadłym podaniem znalazła Ewę Pajor, a kapitanka reprezentacji przebiegała z piłką kilkanaście metrów i doprowadziła ją w pole karne, by tuż przed bramkarką Austrii podać do nadbiegającej z lewej strony Natalii Padilli-Bidas. Pajor zagrała jednak niezbyt dokładnie, więc Padilla-Bidas, by w ogóle mieć szansę na dotkniecie piłki, musiała zaatakować ją wślizgiem. Zamieszanie było olbrzymie, plątały się nogi Polki i obrończyni z Austrii, ale ostatecznie udało się skierować piłkę w kierunku bramki. Tuż przed linią próbowała ją jeszcze wybić Marina Georgieva, ale nie dała rady.

Reszta meczu niespecjalnie się różniła od tej akcji - Polska miała jasny pomysł - polegała na nagłym doskoku do rywalek i błyskawicznych kontrach opartych na szybkości Pajor. Chwilami brakowało jej precyzji, ale wszystko nadrabiała ambicją i walką. Na koniec - osiągnęła cel. Jakże symboliczny był głęboki wydech Adriany Achcińckiej po ostatnim gwizdku. Jak dużo powiedział o tej kadrze długi uścisk Niny Patalon z Padillą-Bidas zaraz po zmianie w doliczonym czasie gry. Jak szczery był wywiad Pajor w TVP Sport, gdy powiedziała, że nieważne, czy to był najlepszy mecz od lat, w ogóle nieważne, jaki on był, bo liczy się tylko to, że wygrany. Kluczowy dla uporządkowania gry w środku pola był powrót kontuzjowanej Tanji Pawollek. Świetnie na środku obrony zagrała też Emilia Szymczak, mająca zaledwie 18 lat zawodniczka rezerw FC Barcelony. A gdy Austriaczki kilka razy i tak zdołały się przebić, pewnie broniła Kinga Szemik. Ale dość o jednostkach. Patalon miała zbudować drużynę i mimo komplikacji po drodze wygląda na to, że to zrobiła. W samą porę. Zgodnie z wyznaczonym w marcu 2021 r. terminem. 

Dlaczego wyjazd na Euro jest tak ważny?

Stawką jest wyjazd na Euro. Turniej arcyważny. Z dziesiątek powodów. Sportowo i kulturowo. Polska nigdy nie zagrała ani na mistrzostwach Europy, ani na mistrzostwach świata. W piłce kobiet wciąż nie upadła żelazna kurtyna dzieląca kontynent na Zachód i Wschód. Tradycje, sukcesy i pieniądze są na Zachodzie. U nas są aspiracje i duże zaległości do nadrobienia. W całej historii w mistrzostwach Europy wzięło udział zaledwie 19 krajów, a jedynym reprezentantem Wschodu była Ukraina, której raz udało się wedrzeć na bal dla elity - krajów Zachodu i Skandynawii. Teraz Polska jest o krok, by pójść jej śladami i w przyszłym roku pojawić się na szwajcarskim turnieju. Nigdy jeszcze nie była tak blisko.

W Polsce powoli przestają już obowiązywać najbardziej krzywdzące stereotypy - że piłka nożna to sport męski, że dziewczynce nie wypada, że poziom - w porównaniu z męskim - jest niski. Ale wciąż na wuefach dziewczynom częściej podrzuca się piłkę do siatkówki, nie każda dziewczyna bez problemu znajdzie w najbliżej okolicy klub dla siebie, a nawet na szczeblu centralnym w niektórych klubach brakuje profesjonalizmu. Dlatego potrzeba kolejnych bodźców. W federacji przekonują, że awans na Euro otworzy szansę, by nie wspinać się dalej szczebel po szczeblu, ale pokonać ich kilka na raz. Chodzi o to, by zwrócić uwagę sponsorów, mediów i kibiców. Wielki turniej to dla nich wszystkich magnes.

PZPN, jeszcze z Bońkiem u steru, szukał drogi na skróty i ubiegał się o zorganizowanie tego turnieju w Polsce, by mieć z góry zapewniony udział. Później ekipa Cezarego Kuleszy szła za ciosem i znalazła się w finałowym gronie, ale ostatecznie przegrała ze Szwajcarią. Zachód chce się bawić u siebie, a kto chce się wprosić, musi to zrobić na boisku. 

Lepszej szansy prędko nie będzie. Najlepsze pokolenie w historii polskiej piłki jest u szczytu kariery. Ewa Pajor, Ewelina Kamczyk, Paulina Dudek, Kinga Szemik, Sylwia Matysik w 2013 r. zostały mistrzyniami Europy do lat 17 i dzisiaj są najważniejszymi punktami dorosłej kadry. Pajor to wręcz talent pokoleniowy, pierwsza Polka w najlepszej na świecie Barcelonie. Jeśli ktoś ma popchnąć reprezentację do sukcesu, to właśnie ona. To nie sytuacja z rodzaju "teraz albo nigdy". Bez przesady. Ale kiedy, jak nie teraz? Dzisiaj kadra, której jest kapitanką, gra o własne szczęście i łatwiejszą drogę dla następnych pokoleń. By dziewczynki miały pod nosem idolki, by miały kluby niedaleko domu, by wiedziały, że piłka nożna jest tak samo dla nich, jak dla chłopaków. Został rewanż w Wiedniu. Ostatni krok. Mały dla nich, wielki dla kobiecej piłki w Polsce.

Więcej o: