Była 5. minuta meczu, kiedy Kacper Urbański dostał piłkę na lewym skrzydle, zakręcił Josipem Sutalo i podał w pole karne do Piotra Zielińskiego, który strzelił gola na 1:0. Ale pomocnik Bolonii miał w tej akcji nie tylko asystę. On kilka sekund wcześniej tę akcję zapoczątkował swoją odwagą, dając drużynie sygnał do ataku.
To dzięki naciskowi Urbańskiego na Sutalo chorwacki obrońca podał do krytego przez Jana Bednarka Igora Matanovicia. Zły wybór Sutalo sprawił, że Bednarek - także dzięki swojej agresji - odebrał rywalowi piłkę, która chwilę później trafiła do Urbańskiego i Zielińskiego. Pomocnik Bolonii, który wskoczył do składu w miejsce Roberta Lewandowskiego, był jednym z najlepszych reprezentantów Polski w meczu z Chorwacją.
Można napisać: znowu. Urbański przebojem wdarł się do kadry latem i wywalczył sobie miejsce w składzie na Euro 2024. Chociaż na turnieju - jak cała kadra - furory nie zrobił, to swoją przydatność dla drużyny potwierdził już w pierwszym meczu Ligi Narodów. To od jego dobrego odbioru zaczęła się pierwsza akcja bramkowa Polaków w Glasgow.
Do Urbańskiego - jako jednego z nielicznych - nie mogliśmy też mieć pretensji po sobotnim meczu z Portugalią. 20-latek wszedł na boisko w 76. minucie i raptem dwie minuty później miał efektowną asystę przy bramce Zielińskiego. Szczególnie dobra więź między zawodnikami Bolonii i Interu Mediolan widoczna była gołym okiem i we wtorek.
I nie chodzi tylko o opisaną na wstępie sytuację bramkową. Urbański, który mecz rozpoczął jako drugi obok Karola Świderskiego napastnik, bardzo często schodził na pozycję ofensywnego pomocnika, a nawet głębiej do środka pola, gdzie szukał możliwości rozegrania piłki. Nie tylko w środku z Zielińskim i Sebastianem Szymańskim, ale też na lewej stronie z równie aktywnym we wtorek Nicolą Zalewskim.
Najlepsza w tym meczu gra Polaków w pierwszym kwadransie wynikała nie tylko z wysokiej intensywności bez piłki, ale i z nią. Dzięki temu drużynie Probierza udało się zdominować Chorwatów nie tylko fizycznością, ale też piłkarskimi umiejętnościami. Trio z Serie A: Urbański, Zieliński i Zalewski sprawiało, że na reprezentację Polski w końcu patrzyło się z przyjemnością.
Ale Urbańskiemu pochwała należy się nie tylko za dobre momenty. Pomocnik Bolonii był jednym z niewielu Polaków, który nie tracił wiary, gdy w naszej grze pojawiły się błędy, a Chorwaci strzelali gola za golem. Urbański był agresywny i nieustępliwy, czego Polakom zabrakło w meczu z Portugalią, a o czym mówili i Probierz, i sami zawodnicy.
- W pierwszej za dużo daliśmy pola do popisu i za łatwo straciliśmy bramki. Graliśmy z jedną z najlepszych reprezentacji. Mają światowej klasy piłkarzy i wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo. Ale też przy okazji bramek za łatwo dawaliśmy się ograć i za łatwo im przyszło to zwycięstwo - mówił w sobotę Zieliński i dodawał: - Momentami, szczególnie w drugiej połowie, jak wyszliśmy wyżej, odważniej, to już wybijali piłkę i przez to mogliśmy stwarzać sobie więcej sytuacji. Nie mówię, że boimy się grać, ale w niektórych momentach było widać za duży respekt do rywala i za łatwo stwarzali sobie sytuacje. Pokazywaliśmy już, że możemy grać z takimi rywalami, może nie jak równy z równym, ale jeśli poziom determinacji jest na wyższym poziomie, to gra się wyrównuje.
Dostrzegli to także komentatorzy. "Przeciwko Polakom gra się całkiem wygodnie - niby są obok, ale nie na tyle blisko, by faktycznie dokuczyć. Niby doskakują, ale niespecjalnie gwałtownie. Niby chcą odzyskać piłkę, ale nie za wszelką cenę. Nie szarpną, nie sfaulują, nie nadepną na odcisk" - pisał po meczu Dawid Szymczak ze Sport.pl.
We wtorek przeciwko Chorwacji Urbański i szarpnął, i sfaulował, i nadepnął na odcisk. Nawet w teoretycznie beznadziejnej sytuacji. Tak jak w 43. minucie, kiedy przy wyniku 1:3 poszarpał się o piłkę z Josko Gvardiolem. Chociaż Urbański przeciwnika sfaulował, to moment przerwy w grze wykorzystał na okazanie emocji kolegom z drużyny. Urbański pokazał drużynie, że musi podejść wyżej, zaatakować przeciwnika, wrócić do tego, co działało w pierwszym kwadransie.
Nie bezpośrednio, ale pomogło. W końcu niedługo później bramkę kontaktową zdobył Zalewski. Bramkę, dzięki której Polacy najpierw nawiązali kontakt, a w drugiej połowie doprowadzili do wyrównania. Nie sposób nie docenić wkładu Urbańskiego, który liderem był na dwa sposoby. Nie tylko dawał piłkarską jakość, ale i pozytywną agresję i energię, których kadrze w ostatnim czasie wyjątkowo brakowało.
Miesiąc temu, po przegranym 0:1 meczu w Osijeku, byliśmy pod wrażeniem gry Luki Modricia. Lider reprezentacji Chorwacji był dosłownie wszędzie i sam miał więcej kontaktów z piłką niż trójka naszych ofensywnych pomocników. Doskonała gra Modricia to oczywiście efekt jego wielkich umiejętności, ale też biernej postawy naszych piłkarzy. Miesiąc temu nikt nawet nie próbował Modriciowi przeszkadzać. We wtorek było inaczej, a do gwiazdora Realu Madryt często doskakiwał właśnie Urbański.
Odwaga w jego grze musiała imponować. Jednocześnie nie dziwiło, że to on szukał decydującego gola na 4:3. W 82. minucie Urbański uderzył za lekko po dośrodkowaniu Szymańskiego z rzutu wolnego, a 10 minut później po wybitnym przyjęciu piłki oddał strzał z dystansu ponad chorwacką bramką.
I szkoda, że drugie uderzenie nie okazało się skuteczne. Urbański jak mało kto zasłużył, by zostać bohaterem reprezentacji Polski. Ale spokojnie. Przy takim tempie jego rozwoju i na takie momenty na pewno przyjdzie czas. I to już niedługo.