W sobotę minął rok od debiutu Michała Probierza w roli selekcjonera reprezentacji Polski. Rocznicę 52-latka okrasiła nie tylko obecność Portugalii na Stadionie Narodowym, ale też wspomnienia wielkich triumfów naszej kadry z XXI wieku.
Z uwagi na sobotniego rywala dziennikarze przypominali zwycięstwo nad Portugalią (2:1) w 2006 r. w Chorzowie. Dokładnie osiem lat później drużyna Adama Nawałki sensacyjnie pokonała Niemców (2:0) w Warszawie. I dla kadry Leo Beenhakkera, i kadry Nawałki wspomniane spotkania okazały się meczami założycielskimi. Meczami, po których piłkarze w pełni zaufali selekcjonerowi, a kibice piłkarzom. Probierz w sobotę czekał na taki sam mecz.
I jeszcze poczeka. Zgodnie z tym, co działo się w ostatnich latach, Polska nie sprawiła miłej niespodzianki i nie ograła drużyny dużo silniejszej od siebie. Nie udało się to Jerzemu Brzęczkowi, Paulo Sousie, Czesławowi Michniewiczowi, Fernando Santosowi i - przynajmniej na razie - Probierzowi.
Statystyki i ostatnie występy reprezentacji Polski sprawiły, że tylko niepoprawni optymiści oczekiwali od kadry triumfu nad drużyną Roberto Martineza. Ale wypełniony po brzegi Stadion Narodowy miał prawo oczekiwać od Polaków znacznie więcej, niż ci zaprezentowali w sobotę. W cytowanym wyżej tekście Dawid Szymczak napisał, że kadra Probierza "rozwija się małymi kroczkami". Po meczu z Portugalią odniosłem wrażenie, że w ostatnim czasie ona nie rozwija się w ogóle.
Największym sukcesem rocznej kadencji Probierza było oczyszczenie atmosfery wokół drużyny narodowej, odbudowanie jej pewności siebie i awans na mistrzostwa Europy. Mało? Z jednej strony nie, co pokazała kadencja jego leniwego poprzednika. Z drugiej jednak poprzeczka nie wisiała wysoko. Probierz zrobił to, co musiał zrobić.
W ciągu ostatnich 12 miesięcy selekcjoner przyzwyczaił nas do dwóch rzeczy: niespodziewanych powołań i słów o nowej, odważniejszej kadrze. I jedno, i drugie jest jednak bardziej grą pod publiczkę, niż rzeczywistym działaniem na korzyść drużyny narodowej.
Bo jak chwalić Probierza za wprowadzenie do kadry m.in. Patryka Pedy czy Mateusza Bogusza, skoro w kadrze zagościli tylko na chwilę? Po meczu z Portugalią to samo pytanie można zadać w kontekście Maxiego Oyedele, który w debiucie wyraźnie się spalił.
Probierz chętnie opowiada o wymianie pokoleniowej w kadrze. Problem w tym, że sam stosunkowo niewielu młodych powołał, a tylko jeden - Kacper Urbański - z marszu stał się ważnym członkiem drużyny. Dlatego też mamy prawo wymagać więcej od reprezentacji Polski.
Bo nie jest tak, że Probierz zaczął budować od zera. Na piątkowej konferencji prasowej selekcjoner mówił, że jego kadra ma szkielet złożony z 15-16 zawodników. To nieprawda, bo to szkielet złożony z zawodników, którzy w kadrze są co najmniej od kilku lat. Probierz Ameryki nie odkrył.
Dlatego dziwi mnie brak progresu w grze kadry. O ile za grę przeciwko Holandii czy Francji na Euro 2024 mogliśmy Polaków chwalić, o tyle w spotkaniach z Chorwacją i Portugalią w Lidze Narodów wyglądaliśmy bardzo źle. I nie chodzi tylko o wynik, bo ten i w Osijeku, i w Warszawie powinien być zdecydowanie wyższy.
Mistrzostwa Europy - mimo że przegrane - dały nam małą nadzieję, że reprezentacja Polski idzie w dobrym kierunku. Ofensywna, nowoczesna gra miała być wizytówką Probierza. Tymczasem i Chorwaci, i Portugalczycy, a nawet chwilę wcześniej Szkoci pokazali, że przed nami bardzo długa droga. Droga, w której - przynajmniej na razie - nie widać wielkiej nadziei.
0:1 z Chorwacją i 1:3 z Portugalią to wyniki pozornie odpowiadające potencjałowi naszej kadry. Problem w tym, że w obu spotkaniach nie oddawały przepaści dzielącej Polaków od rywali. W obu spotkaniach długimi fragmentami byliśmy bezradni i mogliśmy jedynie obserwować, jak przeciwnicy szybko i dokładnie wymieniają kolejne podania i tworzą okazje bramkowe.
W dwóch ostatnich meczach reprezentacja Polski otrzymała brutalną lekcję futbolu, która każe zastanowić się, czy droga, którą obrał Probierz, jest na pewno dobra. I nie chodzi o to, by od razu tę Portugalię rozbić. Jestem realistą i w najlepszym razie oczekiwałbym wyrównanej walki i umiejętności wyjścia z własnej połowy. Pierwszego w sobotę nie było, z drugim mieliśmy wielkie problemy. O tym, że kadra nie idzie w odpowiednim kierunku i tempie świadczyła pomeczowa wypowiedź i miny Roberta Lewandowskiego.
Czasu na kombinacje i próby wiele nie ma. Przed Probierzem jeszcze tylko listopadowe zgrupowanie, a w marcu ruszają kwalifikacje do mistrzostw świata. Liga Narodów miała nas do nich przygotować. I na razie Probierz ma duży ból głowy, bo jego drużyna jest w lesie. Z taką grą mundial w 2026 r. możemy zobaczyć jedynie w telewizji.