- Żeby grać w piłkę, trzeba tego próbować. My tego spróbowaliśmy. Chorwaci wygrali zasłużenie, ale my będziemy w tym kierunku dążyć, by w rewanżu było inne spotkanie - mówił Michał Probierz po przegranym 0:1 meczu z Chorwacją w Lidze Narodów.
Chociaż plan na spotkanie w Osijeku nie wypalił, to selekcjoner reprezentacji Polski kolejny raz mówił o odwadze w grze i zapowiedział, że z obranej ścieżki nie zejdzie. I dobrze, bo po latach dryfowania między pomysłami na grę drużyna narodowa potrzebuje ciągłości, a nie kolejnych zmian.
W meczach ze Szkocją (3:2) i Chorwacją wystawił skład, który dawał nadzieje, że reprezentacja Polski będzie inna: bardziej ofensywna, nastawiona na kreację i utrzymywanie przy piłce, a nie reakcję na to, co zaproponują przeciwnicy. I w Glasgow, i w Osijeku nadzieja - niestety - szybko zderzyła się z rzeczywistością.
Polacy odważni byli w teorii, praktyka kolejny raz okazała się dla nas bolesną weryfikacją. Ale to nic, w końcu Liga Narodów ma być dla nas też - a może przede wszystkim - etapem budowy drużyny na kwalifikacje do mistrzostw świata. Zresztą porażka z Chorwacją nie jestem powodem do wstydu. Jej styl już jednak tak. Sęk w tym, by odwaga, o której już od blisko roku opowiada Probierz, nie kończyła się na konferencjach prasowych i okołomeczowych wypowiedziach. W inną, lepszą reprezentację Polski muszą też uwierzyć sami zawodnicy. Za słowami muszą w końcu pójść czyny.
Za odważne ustawienie reprezentacji Polski Probierz chwalony był już w trakcie mistrzostw Europy. W meczach z Holandią (1:2) i Francją (1:1) w podstawowym składzie znaleźli się Piotr Zieliński, Sebastian Szymański i Kacper Urbański. W drugim meczu turnieju przeciwko Austrii (1:3) Probierz porzucił ofensywne nastawienie na rzecz fizycznej walki, dlatego w wyjściowej jedenastce ostał się tylko Zieliński, którego wspierali defensywni pomocnicy: Bartosz Slisz i Jakub Piotrowski.
Kombinacje nie wyszły kadrze na dobre, przez co niezłe wrażenie pozostawione po meczu z Holandią natychmiast uleciało. Probierz szybko wrócił do pomysłu opartego na trójce Zieliński - Szymański - Urbański, ale przeciwko Szkotom i Chorwatom zobaczyliśmy ich w jeszcze innej, bardziej ofensywnej odsłonie.
O ile na Euro tę trójkę w wyjściowym składzie wspierał albo Taras Romanczuk, albo Jakub Moder, o tyle w Lidze Narodów Probierz w ofensywnym zamyśle poszedł krok dalej. Zielińskiego przesunął bliżej naszej bramki, czyniąc go cofniętym rozgrywającym, a do Roberta Lewandowskiego w pierwszym meczu dołożył Krzysztofa Piątka, a w drugim Mateusza Bogusza.
Sygnał, że Polacy znów chcą grać w piłkę i narzucić rywalom swój styl gry mógł się podobać. Dla kibiców, którzy przez lata żyli w kulcie słynącego z walki i jeszcze raz walki Jacka Góralskiego, to wciąż w teorii przyjemna dla oka nowość. Szkoda, że w obu meczach skończyło się na sygnale, a nasza drużyna ofensywna była tylko na papierze. Probierz miał pomysł, ale teoria to jedno, a praktyka drugie.
Oba mecze w Lidze Narodów dobitnie pokazały, że same wybory personalne nie uczynią reprezentacji Polski bardziej ofensywną. W drugiej linii mogłoby zagrać i pięciu ofensywnych pomocników, ale nasza gra nie byłaby lepsza. Do tego potrzebna jest też odwaga, o której Probierz opowiada przy każdej możliwej okazji. I w którą - przynajmniej na razie - wierzy chyba tylko on sam.
Już w Glasgow wielkie problemy sprawiali nam Billy Gilmour i Scott McTominay. Nie tylko dlatego, że strzelili nam po golu. Zawodnicy Napoli długimi momentami dominowali w środku pola, często spychając nas pod nasze pole karne. W Osijeku było jeszcze gorzej. Chorwaci zmiażdżyli nas w środku pola, o czym po spotkaniu mówili sami piłkarze.
- Chorwaci nas zdominowali w środku pola. (...) Było za mało prób gry do przodu, zagrania piłki, utrzymania się przy niej. Widać, że Chorwaci chcieli nas zamknąć, byśmy nie mogli wyjść krótkimi podaniami. Próbowaliśmy, próbowaliśmy i zamiast czytać grę i spróbować coś nowego, graliśmy to, co do końca nam nie wychodziło - w rozmowie z TVP mówił Lewandowski.
- Mieliśmy sporo problemów w środku pola. Głównie w pressingu i doskoku do nich, by im piłkę odebrać. Bardzo dobrze stwarzali sobie w środku przewagę, napastnicy schodzili nisko. Ogólnie fajnie to rozgrywali, a my sobie z tym nie radziliśmy - dodał Moder dla goal.pl.
Przeciwko Chorwatom przez większość meczu wyglądaliśmy tak, jakby w podstawowej jedenastce znalazło się trzech skrajnie defensywnych, a nie ofensywnych piłkarzy. Wystarczy spojrzeć na statystyki pierwszej połowy: nie oddaliśmy żadnego strzału na bramkę Chorwatów, w ich polu karnym piłkę dotknęliśmy tylko dwa razy. Dramat.
Po przerwie, a konkretnie po golu Luki Modricia, było jeszcze gorzej. Chorwaci grali z jeszcze większym luzem, zamknęli nas na naszej połowie i wymieniali kolejne podania. My, zamiast utrzymywać się przy piłce i próbować zawiązywać ataki, tylko na nią się przyglądaliśmy, robiąc za nią kolejne kilometry. Gry nie odmieniły nawet zmiany, gdy na boisko weszli Moder i Slisz.
Gdyby nie przebłysk geniuszu Lewandowskiego i jego strzał w poprzeczkę, w ogóle nie zagrozilibyśmy bramce Chorwatów. I w czwartek, i w niedzielę wyniki były dużo lepsze od naszej gry. Nie zawiódł ani pomysł, ani ustawienie. Winę na siebie muszą w końcu wziąć wykonawcy.
A w niedzielę nasi pomocnicy naprzeciwko siebie mieli doktorów habilitowanych gry w drugiej linii. Modrić miał 135 kontaktów z piłką, czyli więcej niż Zieliński, Szymański i Urbański razem wzięci (123). Chociaż żaden z naszych środkowych pomocników nie zagrał całego spotkania jak Chorwat, to statystyka i tak bije po oczach.
Modrić był dosłownie wszędzie. Nie było w tym meczu akcji Chorwatów, w której gwiazdor Realu Madryt nie wziąłby udziału. Modrić rozgrywał na obu połowach, nadając tempo chorwackim akcjom, i sam też bezpośrednio zagrażał bramce Łukasza Skorupskiego. Wspomagany przez Mateo Kovacicia (110 kontaktów z piłkę) 39-latek otarł się o perfekcję, dając naszym pomocnikom surową lekcję.
Właśnie tego typu gry oczekiwaliśmy od Zielińskiego. Mimo że Polak nie jest piłkarzem na poziomie Modricia, to ich występy dzieliła przykra dla oczu przepaść. A może i dwie. Kiedy Modrić "stemplował" dotykiem niemal każdą akcję Chorwatów, Zieliński - ale też Szymański i Urbański - albo się chowali i unikali gry, albo natychmiast byle jak oddawali piłkę. Albo kolegom, albo przeciwnikom.
- Druga połowa albo nawet cały mecz dla Zielińskiego powinien być nauką tego, ile powinno się biegać na tej pozycji. Występ Modricia powinien być inspiracją, jak się poruszać i przede wszystkim więcej biegać - mówił w Kanale Sportowym Marcin Żewłakow.
Na słowa byłego reprezentanta Polski warto zwrócić szczególną uwagę. Żewłakow nie powiedział, że Zieliński miał podawać i strzelać jak Modrić. Miał się inspirować jego inteligencją w poruszaniu po boisku i wiarą w to, że może być liderem swojej drużyny. Wiarą, której każdemu z naszych pomocników po prostu zabrakło.
O naszej drugiej linii pisano i mówiono wiele, a w meczach ze Szkocją i Chorwacją przykładem odwagi, jakiej oczekuje Probierz, był Nicola Zalewski. On w przeciwieństwie do kolegów szukał miejsca, pokazywał się do gry i nie bał się wchodzić w pojedynki. Nawet tuż przed własnym polem karnym. I z tego musimy czerpać, nawet jeśli w międzyczasie pojawią się kosztowne błędy. To teraz jest na nie czas. Czas skończyć ze słowami, a realną odwagę pokazać na boisku, a nie opowiadać o niej w kolejnych wywiadach.
- Mamy wielu kreatywnych chłopaków w środku pola. Ze Szkotami nasza druga linia była leciutka, techniczna. Nigdy w kadrze nie grałem w tak kreatywnym ustawieniu. Czasem graliśmy z Sebkiem Szymańskim czy Kacprem Urbańskim, ale ze Szkocją nasz środek był najbardziej kreatywny, najlepszy technicznie i najlżejszy. Uśmiecham się, jak o tym mówię, bo fajnie się gra z technicznymi pomocnikami - po meczu w Glasgow mówił Zieliński.
- Nie chcemy, by wszystko sprowadzało się do tego, że tylko się bronimy. Na Euro fajnie to już wyglądało, potrafiliśmy się utrzymać przy piłce. Na moje oko to główny element do poprawy. (...) Ale jestem pewien, że mamy odpowiednią jakość i będziemy grać odważniej - dodał Moder po spotkaniu w Osijeku.
I oby na za miesiąc znów nie skończyło się na słowach.