Wygrana 3:2 na Hampden Park w Glasgow z silną u siebie Szkocją to idealne rozpoczęcie nowej edycji Ligi Narodów. Zespół Michała Probierza wciąż się tworzy, sam selekcjoner szuka różnych rozwiązań, ale w przeciwieństwie do Euro 2024, tym razem zgodził się także wynik. A wszystko za sprawą przede wszystkim znakomitego Nicoli Zalewskiego, który wywalczył dwa rzuty karne - tego w doliczonym czasie gry zamienił na zwycięskiego gola dla Biało-Czerwonych.
Wielu kibiców i ekspertów mimo wygranej i tak narzeka na grę Polaków. Ale spójrzmy na to z innej strony - kiedy po raz ostatni Biało-Czerwoni wygrali wyjazdowy mecz o stawkę? Wyrównany, z solidnym rywalem i na tak trudnym terenie, bez rozpaczliwej defensywy i bohatera między słupkami?
Można szukać i szukać. W Lidze Narodów Polacy wygrali tylko dwa wyjazdowe mecze w historii - w Cardiff za kadencji Czesława Michniewicza byli przez Walię przyparci do muru, ale dzięki Wojciechowi Szczęsnemu udało się wyrwać skromne 1:0. W Bośni i Hercegowinie za Jerzego Brzęczka mierzyli się z kolei z drugim garniturem gospodarzy i zwyciężyli 2:1.
Eliminacje? Tu należy się cofnąć do meczu w Wiedniu z Austrią na początku kadencji Brzęczka, który Polacy wygrali 1:0 po golu Krzysztofa Piątka. Nawet za kadencji Adama Nawałki najcenniejsze wyjazdowe zwycięstwo to 3:0 w Bukareszcie nad będącą w dużym kryzysie Rumunią.
Dlatego też wygraną na Hampden Park należy docenić, bo od Euro 2021 reprezentacja Szkocji przegrała u siebie tylko jeden mecz o stawkę, gdy w barażach o mundial w Katarze uległa Ukrainie 1:3. Poza tym pokonywała m.in. Danię czy Hiszpanię.
Dla Polaków to z kolei idealny początek, by nie spaść z dywizji A. A jeśli uda się jeszcze uzyskać dobry wynik w niedzielę z Chorwacją w Osijeku, być może uda się powalczyć nie tylko o utrzymanie, ale nawet ćwierćfinał Ligi Narodów i rozstawienie w eliminacjach do mistrzostw świata. Ale powodów do optymizmu jest więcej.
Tak młodej reprezentacji Polski dawno nie było. Z piłkarzy wyjściowej jedenastki tylko Robert Lewandowski (36 lat) i Piotr Zieliński (30) mogą się pochwalić "trójką z przodu". Na drugim biegunie jest aż pięciu graczy mających 25 lat lub mniej: Kacper Urbański (20), Sebastian Szymański (25), Nicola Zalewski (23), Jakub Kiwior (24) i Marcin Bułka (25).
O rewolucji mowy nie ma, ale kadra się zmienia, a cieszy fakt, że młodsi piłkarze wcale nie mają zamiaru grać ról drugoplanowych. Mecz w Glasgow był recitalem Zalewskiego, efektowne przebudzenie zaliczył Szymański, a najmłodszy w jedenastce Urbański gra tak, jakby miał na swoim koncie 60 meczów w narodowych barwach, a nie sześć.
Selekcjonerowi należy oddać to, że bardzo dobrze buduje kolejnych młodych piłkarzy, bo przecież przypadek Zalewskiego, który nie ma pewnej pozycji w Romie, jest nieoczywisty. A takich zawodników jak on i Urbański może być więcej, bo w kolejce czekają Jakub Kamiński, Kamil Piątkowski czy Mateusz Bogusz.
Probierz w Glasgow odpalił tryb "pełne ryzyko" w środku pola. Postawił na ofensywne rozwiązanie, wystawiając tercet Zieliński - Szymański - Urbański. Efekt? Gdy reprezentacja Polski była przy piłce, jej rozgrywanie w środku pola wyglądało naprawdę dobrze. Nikt nie chował się za rywalem, cała trójka dobrze ze sobą współpracowała i potrafiła w ładny sposób wyjść z pressingu.
Niemniej jednak, jest też druga strona medalu. Gdy Polacy piłki nie mieli i nie założyli akurat skutecznego wysokiego pressingu (co dało gole na 1:0 i 3:2), Scott McTominay wyglądał z futbolówką niczym Zinedine Zidane. Szkoci nie mieli większego problemu z przedarciem się przez środek Biało-Czerwonych, w pierwszej części gry mieli ponad 60 proc. posiadania piłki. Zieliński udowadniał, że nie ma dobrych nawyków w defensywie, które powinna mieć nawet najbardziej ofensywna "szóstka". To też prowadziło do utraty obu goli. Przy pierwszym Zieliński odstawił nogę, nie przerwał akcji, a następnie został łatwo minięty podaniem. Przy drugim dostał "kanał" w polu karnym, przez co podanie Anthony'ego Ralstona dotarło do McTominaya.
A to była tylko Szkocja. Co będzie w Osijeku, gdy polskich pomocników w obroty wezmą Luka Modrić z Mateo Kovaciciem czy rewelacyjnym 21-letnim Martinem Baturiną? Być może to się okaże skutecznym rozwiązaniem z rywalami, którzy będą oddawać piłkę i ustawiać się na własnej połowie, czego nie będzie raczej w Lidze Narodów, a nastąpi to w eliminacjach mistrzostw świata. Niemniej jednak z silniejszymi przeciwnikami jest to broń obusieczna. Poniekąd z konieczności, bo trudno znaleźć w polskim futbolu klasycznego defensywnego pomocnika na dobrym poziomie europejskim.
Ale jest też rozwiązanie pośrednie, na które być może trzeba będzie poczekać do października. Mowa o Jakubie Moderze, który pokazał się z dobrej strony na tej pozycji w starciu z Francją na Euro 2024. Obecnie Moder nie jest gotowy po kontuzji, by grać od pierwszej minuty, ale trzeba głęboko wierzyć, że z kolejnymi tygodniami to się po prostu zmieni.
Ależ to był zły mecz Jakuba Kiwiora! Przez 45 minut obrońca Arsenalu praktycznie wszystko robił nie tak, jak trzeba. Straty w wyprowadzeniu piłki, proste błędy, gubione krycie. Ale tak to często bywa, gdy obrońca nie gra regularnie, a przyszłość zakopanego na ławce rezerwowych w drużynie Mikela Artety Kiwiora decydowała się do ostatnich dni letniego okna transferowego. Polak pozostał na Emirates Stadium, a to oznacza dla niego wielkie problemy z regularną grą.
Efekty było widać na Hampden Park, ale po tym jak Kiwior został zmieniony, wcale lepiej nie było, bo przesunięty ze środka na półlewego stopera Paweł Dawidowicz też sobie na tej pozycji nie poradził. Podczas gdy jako najbardziej centralny z obrońców piłkarz Hellasu Verona wyglądał imponująco, po zmianie pozycji się pogubił. Probierz ma problem, bo nie widać dobrego rozwiązania na horyzoncie. Lewonożnego stopera w kadrze poza Kiwiorem brakuje, ale może poradziłby sobie tam Kamil Piątkowski, który ma najlepszy okres w karierze od transferu z Rakowa Częstochowa do Red Bulla Salzburg i powinien w najbliższych tygodniach regularnie występować w Lidze Mistrzów. Zmiany są konieczne, bo trudno sobie wyobrazić, żeby w niedzielę w Osijeku Kiwior ponownie wyszedł w pierwszej jedenastce.
W poszukiwaniu optymalnej jedenastki Probierz wciąż szuka z przodu partnera dla Lewandowskiego. Kapitan kadry zakończył spotkanie ze Szkocją z golem z rzutu karnego oraz asystą przy trafieniu Szymańskiego. Ale już grający obok Piątek był jak ciało obce. 29-latek jest w gazie w Turcji, gdzie zdążył w tym sezonie strzelić dla Basaksehiru aż osiem goli we wszystkich rozgrywkach, jednak na Hampden Park był zupełnie poza grą. Widoczny był wtedy, gdy biegał, bronił, walczył ze Szkotami, ale gra w piłkę? Tego nie stwierdzono.
Również tu Probierz najpewniej dokona na mecz z Chorwacją zmiany. Może przesunąć do przodu Urbańskiego i wprowadzić kolejnego środkowego pomocnika, ale może też posłać do boju Adama Buksę czy Karola Świderskiego.
Problem jest też na prawym wahadle, gdzie ostatnio Przemysław Frankowski jest wyjątkowo przeciętny. Nie jest zawodnikiem nie do przejścia w defensywie, nie daje też wiele do przodu. Ot, po prostu jest. I ma to szczęście, że próżno szukać kogokolwiek do rywalizacji na jego pozycji. Jakub Kamiński w Wolfsburgu gra tylko lewej stronie, bo na prawej "Wilki" mają Ridle Baku. Michał Skóraś w Brugii raz gra, raz nie gra, a nie sposób wystawić grającego w drugoligowej włoskiej Sampdorii Bartosza Bereszyńskiego. "Franek" więc najpewniej nie musi się obawiać o miejsce w jedenastce, nawet jeśli na koniec będzie się liczyło tylko to, żeby za dużo nie zepsuł.
Mecz w Glasgow nie był dobry w wykonaniu Marcina Bułki, który zaliczył swój drugi występ w reprezentacji Polski, a pierwszy od 1. do 90. minuty. Jeden z najlepszych bramkarzy Ligue 1 grał nerwowo na przedpolu i nie popisał się przy golu kontaktowym Billy'ego Gilmoura, przepuszczając jego strzał pod brzuchem.
Rywalizacja o bycie "jedynką" w kadrze trwa, 25-latek pewnie jeszcze zostanie sprawdzony w tej Lidze Narodów, ale swoim występem na Hampden Park na razie nie zawiesił wysoko poprzeczki Łukaszowi Skorupskiemu, który jako zmiennik Wojciecha Szczęsnego w ostatnich latach gwarantował albo wysoki, albo bardzo wysoki poziom. To właśnie "Skorup" najpewniej zagra w niedzielę w Osijeku, a jego pomocy Polacy będą potrzebowali, by również w Chorwacji wywalczyć dobry wynik.
Wygrana nad trzecim zespołem ostatniego mundialu byłaby dla Biało-Czerwonych milowym krokiem w kierunku ćwierćfinału Ligi Narodów, ale i na remis raczej nikt narzekać nie będzie. Spotkanie w Osijeku w niedzielę, o godz. 20.45.