"Afera dyplomowa" wybuchła w lipcu 2021 roku po publikacji Onetu. W lecie 2019 roku jedna ze studentek Wyższej Szkoły Edukacji Zdrowotnej i Nauk Społecznych miała usłyszeć od dr. hab. Zbigniewa D. ofertę uzyskania dyplomu uczelni bez konieczności uczęszczania na zajęcia i zdawania egzaminów w zamian za 2,5 tysiąca złotych. Kobieta zgłosiła sprawę na policję, a ta zatrzymała Zbigniewa D.
W trakcie przeszukiwań u mężczyzny trafiono na jego korespondencję z Anną Lewandowską, żoną Roberta Lewandowskiego. Miały dotyczyć dyplomu magistra przygotowanego dla piłkarza. Znaleziono nawet gotowy dokument z pieczątką Uczelni Nauk Społecznych i podpisany przez żonę Zbigniewa D. (ówczesną rektorkę uczelni). Dyplom miał być świadectwem zdobycia tytułu magistra pedagogiki o specjalności: "Przedsiębiorczość i zarządzanie w usługach społecznych i edukacyjnych".
Ta sprawa wróciła trzy lata później po wpisie na portalu X jednej z wykładowczyń, dr Barbary Mrozińskiej. "Robert Lewandowski kupił dyplom w prywatnej uczelni w Łodzi. Piszę to z całą odpowiedzialnością, bo "zdał" u mnie dwa egzaminy. O wszystkim dowiedziałam się w czasie przesłuchania jako świadek w tej obrzydliwej sprawie" - pisała. Otoczenie Lewandowskiego nie chciało szerzej komentować sprawy.
Teraz, jak informuje portal WP Sportowe Fakty, sprawa ma swój dalszy ciąg. Okazuje się bowiem, że przy okazji przyjazdu Lewandowskiego na zgrupowanie reprezentacji Polski przed meczami w Lidze Narodów, kapitan kadry został przesłuchany przez prokuraturę w charakterze świadka. To samo spotkało Jacka Góralskiego, bo wśród zabezpieczonych u Zbigniewa D. dokumentów znaleziono zdjęcie dyplomu licencjackiego dla Jacka Góralskiego, za który miał rzekomo zapłacić 10 tys. złotych.
Znaleziono też dyplomy maturalne wystawione Arkadiuszowi Milikowi i jego bratu, Łukaszowi, ale piłkarz nie został jeszcze przesłuchany, tak samo jak Anna Lewandowska.