Reprezentacja Austrii bez dwóch zdań ma piłkarską jakość, ale też poważną rysę na wizerunku: boiskową brutalność. Michał Probierz już się o tym przekonał, i to jeszcze jako selekcjoner reprezentacji do lat 21. W marcowym meczu towarzyskim w tureckiej Antalyi więcej niż gry w piłkę było fauli i ostrych starć. Najlepszy przykład to sytuacja z 61. minuty, kiedy Samson Baidoo w brutalny sposób zaatakował Filipa Szymczaka. Sędzia pokazał tylko żółtą kartkę, a selekcjoner Austriaków wbiegł na murawę i protestował nawet przeciwko niej. - To jest kabaret. My mamy zawodnika kontuzjowanego, jest zmuszony do zejścia z boiska, a tak doświadczony człowiek jak Werner Gregoritsch urządza jakąś hucpę. To jest całkowita kompromitacja - mówił Maciej Iwański, komentator tamtego spotkania na antenie TVP Sport.
Michał Probierz doskonale to pamięta, dlatego kadra już teraz szykuje się na wyjątkowo brutalne starcie. W środę na konferencji prasowej mówili o tym sami kadrowicze. - Już na pierwszej odprawie trener zaznaczał, że z Austrią nikt nie może odstawić nogi. Walka, walka i jeszcze raz walka. A ze strony rywali momentami wręcz agresja, na co też musimy być gotowi - przestrzegał Przemysław Frankowski.
Temat agresywnej gry Austriaków przewijał się też podczas wtorkowej konferencji, choć nie aż tak wprost. - To spotkanie rozstrzygnie się w środku pola. Austriacy grają intensywnie, dużo biegają, musimy przeciwstawić się tym samym. Musimy trzymać się naszego stylu, czyli grać w piłkę. Odważnie w ataku, ale też blisko siebie w obronie - wskazywał Jakub Moder.
- Ja to myślę, że każda pozycja w tym meczu będzie kluczowa, nie tylko środek pola. Nikt nie może odpuścić. Zresztą wystarczy spojrzeć na pierwszy mecz Austriaków na Euro przeciwko Francji, w którym zobaczyli aż pięć żółtych kartek. To już samo w sobie mówi wiele o tej drużynie - dodawał Frankowski.
Piłkarze Probierza już są po odprawach. Z otoczenia kadry słyszymy, że w Berlinie nikt nie spodziewa się pięknego widowiska - czyli grania w piłkę, jak długimi fragmentami w pierwszym meczu z Holandią. W ten sposób - mimo porażki 1:2 - reprezentanci Polski zdobyli uznanie kibiców. Ale w piątek ten styl nie będzie miał znaczenia. I to niekoniecznie dlatego, że Polska celowo będzie chciała wrócić do starych przyzwyczajeń, czyli wybijania piłki, czekania na kontrataki, pojedyncze okazje czy "lagę" na Roberta Lewandowskiego. Albo dlatego, że liczy się przede wszystkim wynik.
To drugie akurat jest jasne, ale to nie zmienia faktu, że w piątek w Berlinie rywale wcale mogą nie mieć ochoty grać z nami w piłkę. - To będzie rzeź, a nie mecz - słyszymy z otoczenia reprezentacji Polski. Choć z drugiej strony Austriacy tak po prostu grają - systemowo, od lat, o czym pisał ostatnio na Sport.pl Dawid Szymczak. "Oni są jak sekta bezgranicznie wierząca w pressing, intensywność i chęć jak najszybszego kończenia akcji strzałami na bramkę. Ralf Rangnick jest niczym guru otoczony wiernymi wyznawcami" - pisał Szymczak.
Polska - Austria to dla obu drużyn mecz o wszystko. Prawdopodobnie o być albo nie być w turnieju. Ale trudno, żeby było inaczej, skoro w pierwszej kolejce fazy grupowej obie reprezentacje zdobyły zero punktów (Austria przegrała 0:1 z Francją). Do fazy pucharowej z każdej z sześciu grup wychodzą dwie najlepsze drużyny i cztery z najlepszym bilansem z trzecich miejsc. Stawka jest duża. Początek spotkania w piątek o 18 na Olympiastadion w Berlinie.