W rozgrywanym w Bośni i Hercegowinie turnieju Elite Round reprezentacja Polski do lat 17 najpierw wysoko pokonała gospodarzy 4:1, by następnie zaskakująco przegrać z Białorusią 0:1. To oznaczało, że drużyna Rafała Lasockiego we wtorek grała "mecz o wszystko" z reprezentacją Czech. Młodzi Polacy potrzebowali w nim zwycięstwa, najlepiej różnicą co najmniej dwóch goli, aby być pewnym wygrania grupy bez względu na inne wyniki.
Wtorkowe spotkanie rozpoczęło się bardzo dobrze. Prym wśród Biało-Czerwonych wiódł Oskar Pietuszewski z Jagiellonii Białystok, piłkarz z młodszego rocznika 2008. W 10. minucie przejął on piłkę na połowie rywala, wpadł w pole karne i dośrodkował w kierunku pustej bramki i stojącego przed nią Michaela Izunwanne. Choć polskiego napastnika Austrii Wiedeń uprzedził jeden z czeskich obrońców, to jednak strącił on piłkę ręką. Islandzki sędzia Heini Ziskason Vidoy podyktował rzut karny, a ten na gola pewnym strzałem zamienił Jakub Adkonis z Legii Warszawa.
W 23. minucie było już 2:0 dla reprezentacji Polski. Tym razem kapitalną akcją indywidualną popisał się Oskar Pietuszewski. Wciąż 15-letni zawodnik na prawym skrzydle minął trzech rywali, wpadając w pole karne, a następnie płaskim uderzeniem podwyższył wynik spotkania.
Polacy do przerwy prowadzili 2:0, a ten wynik dawał zwycięstwo w grupie Polakom i kompletnie eliminował z gry Czechów, jako że Białoruś prowadziła z Bośnią i Hercegowiną 1:0. Dlatego też drugą część spotkania nasi południowi sąsiedzi rozpoczęli od huraganowych ataków na polską bramkę. Defensywa Biało-Czerwonych nie pękła i Czesi w trakcie okresu przewagi mogli liczyć jedynie na liczne stałe fragmenty gry. Rywale Polaków też dwukrotnie domagali się od arbitra rzutu karnego za potencjalne zagrania ręką naszych obrońców, ale w obu przypadkach sędzia z Islandii nie przychylił się do ich zdania.
Po drugiej stronie boiska szansę miał za to Mateusz Szczepaniak, który w 57. minucie główkował z kilku metrów po dośrodkowaniu z lewej strony boiska. W tym przypadku Czechów uratował jednak świetną interwencją bramkarz Marek Obdrzalek.
W 70. minucie Polacy otrzymali kolejną jedenastkę, po tym jak po jeszcze jednej indywidualnej akcji sfaulowany został w szesnastce Oskar Pietuszewski. Do piłki ponownie podszedł Jakub Adkonis, jednak tym razem trafił tylko w słupek czeskiej bramki.
To zemściło się na Polakach już cztery minuty później, gdy rzut rożny dla Czechów zamienił się w gola kontaktowego autorstwa Jiriego Micka. Czesi niezwykle się cieszyli z tego trafienia, bo wiedzieli, że dzięki niemu bez względu na wszystko wskakiwali przed Białoruś na drugie miejsce. Nie wiedząc jeszcze, że Białorusini w tym momencie przegrywali już z gospodarzami turnieju 1:2, ostatecznie przegrywając 1:3.
W grze naszych południowych sąsiadów nie było już widać większej determinacji, by doprowadzić do remisu. Do końca spotkania utrzymał się wynik 2:1, który sprawił, że Polska i Czechy awansowały na mistrzostwa Europy, które odbędą się na Cyprze w dniach 20 maja - 5 czerwca. Dla reprezentacji Polski będzie to trzeci z rzędu udział na tej imprezie. Ostatni turniej na Węgrzech Polacy zakończyli na półfinale.