Polska piłka ma wszystko w czterech literach. Oto one

Michał Kiedrowski
Może ktoś zarzucić, że reprezentacja to nie cała polska piłka i fatalne eliminacje Euro 2024 (niech emocje po rzutach karnych z Walią nie zamydlają nam oczu!) wcale jej nie definiują. A jednak! Przecież dlatego nazywa się reprezentacją, bo jest kwintesencją tego, co w polskiej piłce najlepsze. I jak widać to, co najlepsze na tle nawet mocno średnich drużyn, z którymi drużynie Fernando Santosa, a teraz Michała Probierza przyszło się mierzyć, wypadło fatalnie - pisze Michał Kiedrowski.

"Istnieje w języku polskim słówko: a nuż. Chyba tylko w polskim. Jego istnienie wywodzi się z właściwej mieszkańcom tego kraju wiary w cuda oraz z głębokiego braku zaufania do solidności i konsekwentnego przebiegu wszelkich zjawisk. 

Słówko 'a nuż' oddaje niespożyte usługi naszej skłonności do marzeń, jest znakomitym preceptorem naszej wyobraźni. A wyobraźnia dobrze wyćwiczona i solidnie przygotowana do zadań marzeniowych jest ogromnie potrzebna ludziom kraju, który od wiek wieków żyje nadzieją i obietnicami".

Zobacz wideo

To fragment powieści "Podróż" Stanisława Dygata. Co prawda autor, choć miał sportowe zainteresowania i bohaterowie jego powieści często albo sami sport uprawiają, albo chociaż go oglądali, to w tym fragmencie pisał ogólnie, a nie o polskiej piłce. Mnie jednak to się od razu kojarzy z futbolem. 

Reprezentacja, która stała się memem

Jakie to trafne! Pomyślmy tylko, ileż takich "a nuż" było w polskiej piłce w ostatnich kilku latach: 

  • weźmy trenera z zagranicy, a nuż kadra zacznie lepiej grać w piłkę 
  • weźmy trenera, choć nie zna prawie żadnych polskich piłkarzy, a nuż będzie miał nosa 
  • weźmy trenera, który polskich piłkarzy zna aż za dobrze, a nuż nie będzie się kierował osobistymi sympatiami 
  • weźmy trenera utytułowanego, a nuż wciąż jest głodny sukcesów 
  • weźmy do kadry dobrego znajomego "Fryzjera", a nuż wszyscy zapomnieli 
  • obiecajmy gigantyczne premie zawodnikom, a nuż to ich zmotywuje 
  • zamiećmy pod dywan "aferę premiową", a nuż nikt już nie zapyta 
  • zagrajmy antyfutbol, a nuż wszystkim się spodoba, że nie tracimy goli 
  • weźmy gościa do kadry z Serie C, a nuż okaże się, że nikt się na nim nie poznał, tylko selekcjoner 
  • weźmy iksa, czy igreka, choć w klubie nie grają, a nuż w kadrze nie będzie tego widać 
  • nie ustawiajmy drużyny pod Lewandowskiego, a nuż Robercik sam z siebie coś strzeli 
  • atakujmy ostrożnie i strzelajmy z daleka, a nuż piłka się odbije i rywale sami sobie gola wbiją 
  • polejmy gościom związku wódkę i whisky, a nuż nikt się nie upije i nie dopierdzieli się do piłkarzy 
  • jesteśmy w pierwszym koszyku, a nuż się uda wylosować łatwych przeciwników 

Akurat wiara w ten ostatni cud była przed Euro 2024 uzasadniona, spełniła się, ale najciekawsze, że właśnie ten cud nas zgubił. Dostaliśmy grupę, z której jak się wydawało, nie da się nie awansować. Wszak na turniej kwalifikowały się bezpośrednio dwie drużyny z pięciu. Dostaliśmy terminarz, w którym z teoretycznie najgroźniejszym przeciwnikiem graliśmy ostatni mecz u siebie. Dostaliśmy rywali, którzy są z głębokiej europejskiej piłkarskiej prowincji, albo przeżywają kryzys jak Czesi. I co? Było jak w popularnych memach: 

"Nie da się awansować" - powiedziała nasza gwiazdorska drużyna i dodała: "potrzymaj mi piwo".  

Piłkarze w Polsce opływają w luksusy i nie umieją się odwdzięczyć

Oczywiście nie raz, nie dwa reprezentacja Polski nie wywalczyła awansu z grupy na wielką imprezę, ale zawsze przynajmniej jeden rywal był naprawdę mocny. Teraz nawet takiej wymówki zabrakło. Polscy piłkarze chcieli się przez eliminacje prześlizgnąć i sami się z Euro 2024 omal nie wyślizgali. I tego fatalnego obrazu nie zamażą nawet emocje zwycięskich rzutów karnych z Walią. Przecież w tym meczu Polska nie oddała celnego strzału na bramkę.

Przy takim potencjale jak ma Polska do tego barażu w ogóle nie powinno dojść! Nie chodzi tylko o jakość piłkarzy. Chodzi o cały luksus, jakim polska piłka jest w tym kraju otoczona. O milionach złotych, jakimi obraca PZPN nie dzięki przemyślności działaczy, ale dzięki milionom kibiców drużyny narodowej, na której działacze się uwłaszczają. Według ostatniego sprawozdania PZPN przychody z działalności statutowej to: 438 318 649 złotych i 10 groszy. W dodatku związek dosłownie śpi na kasie. W obligacjach skarbu państwa ma ulokowanych 175 mln złotych. I jeszcze Cezary Kulesza i spółka bez żenady wyciągają rękę po pieniądze podatników i 300 mln złotych miało dać na nowe centrum biurowo-szkoleniowe PZPN ministerstwo sportu. Cały ośrodek z hotelem, na którym związek mógłby zarabiać, miał kosztować 400 mln!

Ale przecież PZPN to i tak dostaje marne grosiki w porównaniu do tego, jak polski podatnik finansuje całą polską piłkę. Samorządy budują stadiony i utrzymują kluby. Nawet te w ekstraklasie jak Śląsk Wrocław, Górnik Zabrze, Piast Gliwice czy Koronę Kielce. Podatnicy dokładają się do szkolenia młodzieży i utrzymania infrastruktury piłkarskich klubów w każdej polskiej gminie.

Im więcej Polska w piłkarzy inwestuje, tym gorsze wyniki osiągają

Na to wszystko idą naprawdę gigantyczne pieniądze. I nie twierdzę, że to źle. Wręcz przeciwnie, warto inwestować, żeby wznieść się na wyższy poziom. Tyle tylko, że w przypadku naszej reprezentacji – czyli powtórzę: tego, co najlepsze w polskiej piłce – efekt jest odwrotny. Piłkarze w Polsce opływają w luksusy niedostępne w znakomitej większości państw świata, a dostarczają kibicom na arenie międzynarodowej przeważnie samych frustracji. 

I chciałbym tutaj napisać, że te marnotrawione pieniądze na piłkę nożną trzeba w Polsce ograniczyć; że trzeba wydawać kasę rozsądnie; że PZPN jest na tyle bogaty, aby zatrudnić analityków, trenerów od każdego elementu gry, specjalistów fizjoterapii i dozwolonego wspomagania. Ale nie napiszę, bo jeśli chodzi o wiarę w polską piłkę, jestem zadeklarowanym ateistą.

Zresztą nie ma czasu na takie dywagacje. Piłkarska Polska odczuła wielką ulgę po awansie i czas na pompowanie balonika: Holandia, Francja, Austria – trudna grupa, a nuż się uda wyjść z grupy z trzeciego miejsca.