- W naszym budżecie nie uwzględnialiśmy udziału reprezentacji Polski na mistrzostwa Europy i premii od UEFA, która należy się każdej drużynie za grę na Euro. Opieraliśmy budżet na tym, co jest pewne, a jeśli uda się awansować, to budżet PZPN zostanie solidnie dodatkowo zasilony pieniędzmi z europejskiej federacji - mówił Cezary Kulesza w rozmowie ze Sport.pl.
Szef PZPN uspokajał, że ewentualny brak awansu na mistrzostwa Europy nie będzie dla związku wielkim problemem. Kulesza zapowiedział, że przygotował się na najgorsze, a ewentualny awans będzie jedynie miłym finansowym dodatkiem dla federacji i drużyny narodowej, która jak zwykle otrzyma premię za awans.
Problem w tym, że brak awansu na mistrzostwa Europy może być dla związku dotkliwy w dłuższej perspektywie. Jak pokazuje przeszłość, może on być nawet katastrofą. I to nie tylko finansową. Jeden brak awansu na duży turniej może skrajnie utrudnić reprezentacji Polski walkę o kolejne imprezy. A kto wie, czy nawet na lata nie zablokuje drogi do nich.
Kto jak kto, ale reprezentacja Polski doskonale wie, jak ważne jest utrzymywanie wysokiej pozycji w rankingu FIFA, która przekłada się na rozstawienie i miejsce w koszyku przed losowaniem kolejnych kwalifikacji.
Wystarczy rzut oka na to, co działo się z naszą kadrą w koszmarnych czasach przed kadencją Adama Nawałki. Latem 2011 r. zajmowaliśmy w światowym rankingu 69. miejsce, będąc w nim dopiero 36. drużyną Europy. Przez to w kwalifikacjach do mundialu w Brazylii - ostatnich przed kadencją Nawałki - znaleźliśmy się dopiero w czwartym koszyku. Dziś trudno w to uwierzyć, ale wtedy wyżej od naszej kadry klasyfikowane były m.in. reprezentacje Białorusi, Gruzji czy Litwy.
A jeszcze cztery lata wcześniej Polacy byli 23. drużyną świata i 16. Europy. Dzięki temu w kwalifikacjach do mistrzostw świata w RPA losowani byliśmy z drugiego koszyka. Ten drastyczny spadek to efekt zawalonych kwalifikacji do afrykańskiego mundialu i meczów towarzyskich, które musieliśmy rozgrywać przed Euro 2012 jako gospodarz turnieju. Te miały nie tylko mniejszą stawkę, ale były też niżej punktowane do rankingu FIFA.
Druga połowa kadencji Leo Beenhakkera oraz kadencje Franciszka Smudy i Waldemara Fornalika nakręciły negatywną spiralę wyników, które utrudniły nam życie w kwalifikacjach. Polacy przegrywali, osuwali się w rankingu FIFA, przez co w grupie trafiali na trudniejszych przeciwników.
Negatywny trend odkręciła dopiero kadra Nawałki, która w efektownym stylu awansowała na Euro 2016, a na turnieju doszła do ćwierćfinału. W kwalifikacjach do tamtych mistrzostw Europy, tak samo jak w kwalifikacjach do mundialu w Rosji dwa lata później, losowani byliśmy z trzeciego koszyka. Dwa awanse z rzędu mocno poprawiły naszą sytuację.
W kwalifikacjach do mundialu w Katarze losowani byliśmy już z drugiego koszyka. W dwóch ostatnich kwalifikacji do mistrzostw Europy nawet z pierwszego. Wpływ na to miała nasza pozycja w Dywizji A Ligi Narodów, której zawdzięczamy też miejsce w barażach do Euro 2024.
Chociaż koncertowo zawaliliśmy teoretycznie łatwą fazę grupową kwalifikacji, to wciąż mamy szansę na awans na niemiecki turniej. Jeśli to się jednak nie uda, to o rywalizacji z drużynami na poziomie Czech, Albanii, Mołdawii i Wysp Owczych będziemy mogli na długo zapomnieć.
By nie nakręcić negatywnej spirali, Polacy musieliby odpowiedzieć bardzo dobrymi wynikami w trakcie jesiennej Ligi Narodów. Ale czy to możliwe, skoro naszymi rywalami będą Chorwacja, Portugalia i Szkocja, a pewne utrzymanie w Dywizji A będą miały tylko dwie drużyny?
Niepowodzenie w eliminacjach Euro 2024 i tegorocznej edycji Ligi Narodów wypchnęłoby nas poza pierwszą 20. europejskich drużyn w rankingu FIFA. To z kolei zdegradowałoby nas do trzeciego koszyka w kwalifikacjach do kolejnego mundialu. A nie tylko Polacy doświadczyli, jak istotna jest to zmiana.
Od lat najbardziej jaskrawym przykładem jest Norwegia, która ostatni raz na wielkim turnieju zagrała 24 lata temu. Od mistrzostw Europy w Holandii i Belgii Norwegowie opuścili już 12 imprez. I nie ma tu mowy o przypadku, bo przecież dziś liderami tej drużyny są Erling Haaland czy Martin Odegaard.
Spirala negatywnych wyników u Norwegów zaczęła się nakręcać w trakcie kwalifikacji do mistrzostw świata w Korei Południowej i Japonii w 2002 r. Chociaż Norwegia była wtedy losowana z pierwszego koszyka, to w grupie zajęła dopiero czwarte miejsce za Polską, Ukrainą i Białorusią.
W kwalifikacjach do Euro 2004 Norwegia losowana była już z trzeciego koszyka. I wtedy pierwszy raz poczuła wielką różnicę. Fazę grupową ukończyła raptem punkt za Danią, ale w barażach wylosowała Hiszpanię, z którą w dwumeczu przegrała 1:5.
W kolejnych kwalifikacjach do mundialu w Niemczech Norwegowie byli gorsi jedynie od Włochów. Znów trafili do baraży, gdzie nie dali rady Czechom. Od tamtej pory Norwegowie niemal zawsze w kwalifikacjach losowani byli z trzeciego koszyka i niemal zawsze trafiali na giganta. Po dwa razy były to Hiszpania i Holandia, po razie Niemcy i Włochy. Negatywna spirala trwa do dziś i mimo solidnej drużyny z dwiema wielkimi gwiazdami Norwegowie nie są w stanie jej odkręcić.
Przez lata podobny problem mieli Belgowie. Zanim w kadrze na dobre rozgościło się pokolenie, które zajęło trzecie miejsce na mundialu w Rosji, Belgowie nie zagrali na pięciu kolejnych turniejach. Nie było ich na Euro w Grecji, Austrii i Szwajcarii oraz Polsce i Ukrainie, a także na mundialach w Niemczech i RPA.
Belgowie bardzo mocno odczuli efekt zawalonych kwalifikacji do Euro 2004. Chociaż wtedy losowani byli z pierwszego koszyka, to wyprzedziły ich Bułgaria i Chorwacja. W kwalifikacjach do kolejnych imprez Belgowie losowani byli z drugiego, trzeciego, a nawet czwartego koszyka, przez co w grupie trafiali m.in. dwukrotnie na Hiszpanię, Portugalię czy Niemcy.
Nieco innym przykładem są Turcy i Serbowie. Drużyny z wielkim potencjałem, które w ostatnich latach na wielkich turniejach pojawiały się, ale bardzo nieregularnie. Turcy na mundialu nie grali od 2002 r., kiedy zdobyli brązowy medal. Dwa lata wcześniej na ostatnich mistrzostwach Europy byli Serbowie, którzy jeszcze jako Jugosławia zagrali w ćwierćfinale.
Nieregularna obecność na wielkich imprezach rzucała Turkami i Serbami po rankingu FIFA i koszykach kwalifikacji. Turcy losowani byli i z pierwszego, i z czwartego. Serbowie balansowali między drugim a trzecim. W efekcie obie drużyny często trafiały na bardzo trudnych rywali.
Najnowszym przykładem negatywnej spirali wyników są też Szwedzi, którzy drugi raz z rzędu nie zagrają na wielkiej imprezie. Miejsce na mundialu w Katarze Szwedzi przegrali w barażu z Polakami. W tamtych kwalifikacjach losowani byli z drugiego koszyka, a w kwalifikacjach do Euro 2024 już z trzeciego. I w fazie grupowej nie dali rady Belgom i Austriakom. Oni, w przeciwieństwie do nas, barażowego ratunku nie mieli.
Wtorkowy mecz z Walią jest więc czymś znacznie ważniejszym, niż spotkaniem o zwiększenie budżetu PZPN. O ranking musimy walczyć i dbać, zwłaszcza że reprezentacja Polski w najbliższym czasie silniejsza nie będzie. Jej liderzy i największe gwiazdy albo odejdą, albo będą odgrywać coraz mniejsze role. A godnych następców nie widać.
Nikt z nas by nie chciał, by przez utrudnione kwalifikacje znów - jak od 1986 r. - na wielki turniej przyszło nam czekać 16 lat.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!