Relacje pomiędzy Jakubem Błaszczykowskim i Zbigniewem Bońkiem wydają się być dosyć chłodne. Sprawa wróciła przy okazji premiery filmu dokumentalnego "Kuba", opowiadającego o życiu i karierze byłego zawodnika m.in. Wisły Kraków i Borussii Dortmund. Obaj wdali się w medialną polemikę.
W samym filmie oraz w wywiadach Błaszczykowski dawał do zrozumienia choćby to, że za decyzją o odebraniu mu opaski kapitana reprezentacji stał właśnie Boniek. Ten na liczne zarzuty odpowiedział w programie na kanale Prawda Futbolu. "Kuba kłamie" - tak odniósł się do tego, że rzekomo odmówił występu w dokumencie.
67-latek przypominał, że w czasach jego prezesury Błaszczykowski był ważną postacią reprezentacji i błyszczał m.in. podczas Euro 2016 r. Potem skrzydłowy miał problemy zdrowotne i nieregularnie grał w klubach, przez co gorzej wyglądał w meczach drużyny narodowej. Ale nawet wtedy Boniek nie ingerował w decyzje sztabu.
- Jakby ode mnie coś zależało, a nie od trenera Adama Nawałki, to Kuba by nie pojechał na mistrzostwa świata w 2018 r. Bo nie był w ogóle w formie. Zagrał pierwsze 45 minut z Senegalem, a potem zginął - powiedział. Wspomniał również o "słynnym show" z meczu z Japonią, gdy w końcówce obie drużyny pozorowały grę i nie pozwalały piłce opuścić boiska. Przez to czekający przez kilka minut w strefie zmian Błaszczykowski ostatecznie nie wszedł na murawę, co było puentą jego nieudanego turnieju.
- Uważam, że jak dobry i doświadczony zawodnik jedzie na taką imprezę, to musi być wartością dodaną dla drużyny. Wtedy Kuba nie był gotowy do gry i mundial to pokazał - boleśnie podsumował były prezes PZPN.
Po mistrzostwach świata w Rosji Błaszczykowski był jeszcze powoływany do reprezentacji przez Jerzego Brzęczka, który zrezygnował z niego w 2019 r. Ostatni, dokładnie 109. występ w drużynie narodowej, 38-latek zaliczył w czerwcu zeszłego roku z Niemcami (1:0).