Zmiany, zmiany, zmiany. Na ratunek reprezentacji. "Mam 27 lat i wciąż się rozwijam"

Dawid Szymczak
- Byłem rozczarowany i smutny. Bolało. Ale zrobiłem rachunek sumienia i wiedziałem, że muszę zrobić wszystko, aby znowu dostać powołanie. Ciężko trenowałem, grałem jak najlepiej, żeby być gotowy - deklaruje Jan Bednarek, którego Michał Probierz pominął w październiku, a w listopadzie znów zaprosił do kadry. Bednarek to symboliczny piłkarz dla reprezentacji Polski.

Na zgrupowaniu reprezentacji Polski nie ma nudy, a zmiany zachodzą na wielu polach. Od zmian kosmetycznych, jak godzina i gość konferencji prasowej - Jan Bednarek zamiast Marcina Bułki, po znacznie poważniejsze, czyli rotacje w sztabie Michała Probierza. Z pracą pożegnali się trenerzy odpowiedzialni za przygotowanie fizyczne - Remigiusz Rzepka i Andrzej Kasprzak, a w ich miejsce zostali zatrudnieni Mateusz Oszust i Radosław Gwiazda, którzy wcześniej pracowali w prowadzonej przez Probierza młodzieżówce. 

Zobacz wideo Probierz "Chrystusem" polskich trenerów. Cierpi

- Na mojej prezentacji mówiłem, że nie robimy zmian w sztabie, bo nie chcemy mieszać, zmieniać też trenerów w reprezentacji młodzieżowej - tłumaczył selekcjoner, a dopytany o informacje "Przeglądu Sportowego", że zwolnieni trenerzy na jeden z treningów zapomnieli kamizelek GPS i zbyt późno oddali jeden z raportów, powiedział: - To są wewnętrze sprawy. Ktoś coś powie, doniesie… Ja zawsze rozstaję się w zgodzie. Nawet jak byłem zwalniany, to odchodziłem w zgodzie - uśmiechnął się.

Jan Bednarek wraca do reprezentacji Polski. "Bolało, ale nie potrzebowałem wytłumaczenia"

W Janie Bednarku łatwo znaleźć piłkarza symbolicznego dla ostatnich miesięcy w reprezentacji Polski. Zawstydzająca porażka z Mołdawią? Jego głośne słowa, że w przerwie piłkarze byli już myślami na wakacjach - słowa metaforyczne, jak zaznaczył w ostatnich dniach, po tym jak wylała się na niego spora krytyka. Miesiąc temu widzieliśmy w jego nieobecności symbol nowego otwarcia i poszukiwania przez Michała Probierza zawodników nieobciążonych porażkami w trwających eliminacjach. Teraz powrót Bednarka pasuje jako dowód, że selekcjoner nikogo nie powołuje i nie skreśla z planów długopisem, a ołówkiem. Analogicznie: dzisiaj Arkadiusza Milika w kadrze nie ma, ale jutro już może być. 

- Bardzo się cieszę, że tutaj wróciłem. Dla każdego piłkarza bycie w reprezentacji to duma i honor. Wcześniej, przed październikowymi meczami, rozmawiałem z selekcjonerem. Ale ja nie potrzebowałem wytłumaczenia. Dla mnie wszystko było jasne. Byłem rozczarowany i smutny. Bolało. Ale zrobiłem rachunek sumienia i wiedziałem, że muszę zrobić wszystko, by znów dostać powołanie. Ciężko trenowałem, grałem jak najlepiej, pracowałem nad wieloma aspektami, żeby być gotowym - powiedział Bednarek.

U Bednarka w ostatnich miesiącach wiele się zmieniło - nie gra już w Premier League tylko w Championship. Nie walczy o utrzymanie, tylko o awans, więc jego drużyna znacznie rzadziej w meczach się broni, a częściej atakuje. Zmienił się też trener Southampton, partner na środku obrony, paru kolegów dookoła i klasa grających naprzeciwko napastników.

- Z trenerem klubowym bardzo często analizujemy moją grę. Widzę, że to mi pomaga, że dzięki temu się rozwijam, że moja gra się zmienia. Mając 27 lat wciąż się rozwijam. To jest fajne. Zmienił się nasz styl gry, bo w poprzednim sezonie bazowaliśmy na pressingu, a dzisiaj skupiamy się głównie na atakowaniu. Tej czystej obrony jest więc mniej. Poprawiłem na pewno rozegranie piłki, ustawienie się na boisku - wyliczał Bednarek. Trener Russell Martin wyraża się o Polaku bardzo ciepło. Widzi w nim lidera nie tylko defensywy, ale też całego zespołu. Chwali jego dojrzałość i pozaboiskową świadomość. Tylko czy Bednarek może być liderem przebudowywanej przez Probierza defensywy? Selekcjoner uniknął jasnej deklaracji. Przyznał jedynie, że cieszy się, że powołani środkowi obrońcy regularnie występują w klubach.

Southampton zmieniło się nie do poznania. Jest w czołówce, ale traci dużo goli

Bednarek zagrał w tym sezonie w czternastu z szesnastu ligowych meczów, uzbierał 1204 minuty i strzelił jednego gola. Southampton jest na czwartym miejscu w tabeli, jednak ma tylko dwa czyste konta, a wśród czołowych drużyn traci zdecydowanie najwięcej bramek - 26. Dla porównania Leicester City ma ich 10, Ipswich 21, Leeds 16, nawet zajmujące niższe miejsca zespoły, jak Sunderland (17), West Brom (17), Hull (19), Cardiff (19) i Bristol City (16) mają ich wyraźnie mniej. Wynik Southampton jest zbliżony do zespołów zamykających tabelę QPR i Sheffield Wednesday (po 27). Trener Russell Martin ma jednak jasno określony styl gry: chce atakować, jak najczęściej mieć piłkę i w ten sposób kontrolować mecze. Tracone bramki niejako wlicza w koszty, byle jego zespół na koniec strzelił jedną bramkę więcej niż rywal.  

W ostatnich miesiącach w Anglii często podnosi się, jak wielka różnica dzieli Premier League i Champioship. Trzej beniaminkowie są w Premier League na trzech ostatnich miejscach, z kolei zespoły, które w zeszłym sezonie spadły do Championship, zajmują obecnie czołowe miejsca i wiele wskazuje na to, że będą walczyły o błyskawiczny powrót. 

- Czasami przed meczami, gdy stoimy w kółku, czuje się, jakbym grał w rugby. Dookoła jest wielu wielkich facetów. Ta liga jest bardziej fizyczna, gra się mnóstwo meczów. Różnica w jakości jest widoczna, ale tutaj też nie brakuje dobrych zespołów i wymagających napastników. Czuję się przygotowany do tego zgrupowania - zapewniał Bendnarek. Dobrze ocenił też kolegów z obrony w reprezentacji Polski, którzy zagrali w ostatnich dwóch meczach z Wyspami Owczymi (2:0) i Mołdawią (1:1). - W tych meczach solidnie graliśmy w obronie i ograniczaliśmy zapędy rywali, którzy próbowali wyprowadzać kontrataki. Ale to też były mecze, w których znacznie częściej atakowaliśmy i posiadaliśmy piłkę niż faktycznie broniliśmy. Obrońcy musieli zatem częściej rozgrywać piłkę i przerzucać ją z jednej strony na drugą - podsumował.

W piątek spodziewamy się zupełnie innego meczu, bo rywalami będą Czesi, którzy w poprzednim meczu już po pięciu minutach prowadzili 2:0 i niemal do końca spotkania mieli inicjatywę. Polacy muszą wygrać, by podtrzymać nikłe szanse na bezpośredni awans do Euro 2024 (wynoszą 4 proc.). 

Więcej o: