Ten wieczór miał potoczyć się zupełnie inaczej. Polacy tylko zremisowali z Mołdawią 1:1, a kibice odwdzięczyli się za ten wynik głośnymi gwizdami. W kontekście awansu na Euro niż już nie zależy od naszych piłkarzy - muszą oni oglądać się na grupowych rywali. "Stadion znów wypełniał się wstydem, zażenowaniem i smutkiem" - pisał po meczu Dawid Szymczak ze Sport.pl.
Już w 25. minucie meczu Polacy przegrywali 0:1. Wojciecha Szczęsnego pokonał Ion Nicolaescu, który na listę strzelców wpisał się też w czerwcowym starciu. Do przerwy Biało-Czerwoni nie zdołali doprowadzić do wyrównania. - W przerwie w szatni była wiara. Padły jasne instrukcje trenera. Była analiza, już oglądaliśmy urywki pierwszej połowy i to, co powinniśmy zdecydowanie poprawić. Trener powiedział, że musimy dążyć do tego, by szybko strzelić gola, a potem uda się ten mecz odwrócić - wyjawił Bartosz Bereszyński cytowany przez Interię.
- Pierwszy plan wykonaliśmy, zdobyliśmy szybko bramkę. Niestety zabrakło potem wykończenia, chłodniejszej głowy. Bo sytuacje były, żeby ten mecz odwrócić na naszą korzyść - dodał boczny obrońca.
Więcej artykułów o podobnej treści znajdziesz na portalu Gazeta.pl.
A co dokładnie wydarzyło się w szatni? O tym nieco więcej powiedział Przemysław Frankowski. - Było... było gorąco. Wiadomo, trener Probierz chciał nas pobudzić i to mu się udało. Pierwsze 15 minut drugiej połowy było naprawdę dobre. Strzeliliśmy gola. Myślałem, że zaraz uda się strzelić drugiego. Niestety tu się nie udało - wyjawił.
Polakom udało się doprowadzić do wyrównania za sprawą Karola Świderskiego. Ten wynik sprawia jednak, że w listopadzie Biało-Czerwoni nie tylko muszą wygrać z Czechami, ale też liczyć na ich wpadkę z Mołdawią. Mecz z naszymi południowymi sąsiadami zaplanowano na 17 listopada.