Legia zainwestowała w niego fortunę i drżała o pieniądze. Wspaniała przemiana polskiego kadrowicza

Konrad Ferszter
W Legii długo był boiskowym "odkurzaczem", którego krytykowano i obawiano się, że zainwestowane w niego półtora mln euro nigdy się nie zwróci. Ale Bartosz Slisz odżył dzięki Koście Runjaiciowi oraz pracy z psychologiem. Dziś 24-letni pomocnik urósł do roli lidera Legii i kandydata do pierwszego składu reprezentacji Polski.

- Na razie zagrałem dwa mecze w kadrze: 15 minut przeciwko Niemcom było bardziej treningiem biegowym, a spotkanie przeciwko San Marino to było dawno i nieprawda. A ja liczę na więcej - mówił Bartosz Slisz po niedzielnym meczu z Rakowem Częstochowa (1:2).

Zobacz wideo Michał Probierz ma już plan na Wyspy Owcze! Ostatni raport

- Reprezentacja Polski ma nowego selekcjonera, więc są też nowe nadzieje. Liczę na to, że dostanę szansę i będę mógł pokazać, co potrafię. Wydaje mi się, że udowadniałem to w obecnym i poprzednim sezonie - dodał.

Slisz w najbliższych dniach może liczyć na trzeci i czwarty występ w kadrze nie tylko dlatego, że znalazł się na liście powołanych na mecze z Wyspami Owczymi i Mołdawią. Pomocnik Legii od początku tego sezonu imponuje formą i wciąż zmienia się na lepsze. Dziś mówi się o nim w samych superlatywach, a jego powołanie do kadry było oczywistością. Ale kilkanaście miesięcy temu 24-latek był jednym z najbardziej krytykowanych zawodników Legii.

O Sliszu mówiono, że nie tylko jest nieefektowny w grze - co w roli defensywnego pomocnika akurat dziwić nie mogło - ale też nieefektywny. Długo obawiano się, że przez zapłacenie Zagłębiu Lubin ponad półtora mln euro Legia wyrzuciła pieniądze w błoto. Dziś nikt wątpliwości nie ma: to była znakomita inwestycja.

"Najbardziej przełomowy transfer w historii polskich okienek"

- Sprowadzenie Slisza jest zaskakujące. W środku pola czeka go spora rywalizacja i nie wiadomo, czy się przebije do pierwszego składu - w rozmowie z Weszło mówił agent piłkarski - Marcin Matuszewski.

To była końcówka lutego 2020 r. Kilka dni wcześniej Legia pobiła transferowy rekord ekstraklasy, gdy zapłaciła klauzulę odstępnego zapisaną w kontrakcie Slisza z Zagłębiem. Dla wielu to był szok. Chociaż chwilę wcześniej do Olympiakosu Pireus odszedł Cafu, to akurat w środku pola Legia braków nie miała.

Slisz, choć miał za sobą występy w kadrze U-20 oraz U-21, nie był też zawodnikiem, którego zewsząd chwalono. Owszem, o jego potencjale mówiono, ale prędzej spodziewano się, że jeśli ktoś zapłaci za niego półtora mln euro, to będzie to klub zagraniczny.

- To najbardziej przełomowy transfer w historii polskich okienek transferowych. Kiedy ktoś wydał tego typu pieniądze między polskimi klubami? Może prezes Józef Wojciechowski, kiedy pozyskiwał Artura Sobiecha i Macieja Sadloka do Polonii Warszawa z Ruchu Chorzów? - zastanawiał się wtedy Matuszewski.

- Legia poczyniła bardzo śmiałą inwestycję. Tym bardziej że to inwestycja w defensywnego pomocnika, a nie w skrzydłowego czy napastnika. Nie zdziwię się jednak, jeśli za dwa lata odejdzie z Warszawy za cztery czy pięć milionów euro. Ale równie dobrze ten transfer może się Legii nigdy nie zwrócić - dodał.

I długo zanosiło się na to, że warszawiacy nie odzyskają zainwestowanych pieniędzy. I nie chodzi tylko o początki Slisza w Legii, które były bardzo trudne. Przez pierwsze pół roku pomocnik rozegrał w lidze raptem 32 proc. możliwych minut. Trener Aleksandar Vuković zdecydowanie częściej stawiał na Andre Martinsa, Domagoja Antolicia czy Waleriana Gwilię.

"Odkurzacz" Michniewicza

Sytuacja i pozycja Slisza w Legii zaczęły się zmieniać za kadencji Czesława Michniewicza. Były selekcjoner reprezentacji Polski widział w pomocniku podstawowego piłkarza swojej drużyny, zaufał mu i zaczął go rozwijać.

To było jednak trudne, bo do Slisza już dawno przylgnęła łatka zawodnika skrajnie defensywnego. Pomocnik znajdował się w ścisłych czołówkach ligowych statystyk dotyczących przebiegniętych kilometrów, a i sam Michniewicz nazywał go "odkurzaczem". Slisz zaczął jednak otwarcie mówić o swojej boiskowej roli i planach na przyszłość.

W rozmowie z Newonce przyznał, że Michniewicz widział w nim nie tylko "szóstkę", czyli defensywnego pomocnika, lecz także "ósemkę", czyli piłkarza odpowiedzialnego też za grę w ataku. Slisz przyznawał, że w parze z Martinsem mógł grać odważniej, bo to Portugalczyk miał więcej zadań w asekuracji i destrukcji. Slisz dodał też, że bardziej pasowało mu ustawienie z trójką środkowych obrońców oraz wahadłowymi, co służy mu i dziś.

- Ekstraklasa jest ligą, gdzie tych zmian kierunku gry jest wiele, więc kiedy trafiały się takie szalone mecze, to udawało się wykręcić ponad 13 przebiegniętych kilometrów. Ale to też nie powinno mieć takiego znaczenia. Ludzie zwracają na to uwagę, bo wtedy docenia się piłkarzy za zaangażowanie, ale nauczyłem się, że wiele kilometrów wcale nie musi równać się dobremu meczowi. Czasem wolę przebiec mniej, ale na wyższym tempie. Bardziej liczy się mądrość twojego biegania, jego szybkość i intensywność, niż suma tego, ile zrobiłeś - mówił Slisz.

- Mam do zaoferowania więcej, niż niektórzy myślą. Potrafię dać dużo drużynie, jeśli chodzi o ofensywę, na przykład przez zdobywanie bramek. Z charakterystyki jestem zawodnikiem defensywnym, ale chętnie i coraz śmielej biorę udział w akcjach pod bramką naszych rywali - dodawał na portalu Legia.com.

Slisz zrobił zauważalne postępy, dzięki czemu docenił go Paulo Sousa, który we wrześniu 2021 r. dał mu zadebiutować w reprezentacji Polski. Mecze z Albanią (4:1) i Anglią (1:1) w eliminacjach mistrzostw świata legionista przesiedział na ławce rezerwowych, ale z San Marino (7:1) zagrał 45 minut. Wszedł na boisko w przerwie meczu (zmienił Jakuba Modera).

Przełomowa współpraca z Runjaiciem

Nie był to jednak moment przełomowy w jego karierze. Ten nadszedł latem zeszłego roku, kiedy trenerem Legii został Kosta Runjaić. Slisz nie pozostawił wątpliwości, że to właśnie dzięki Niemcowi rozwinął się najbardziej.

- Przy trenerze Runjaiciu zrobiłem duży postęp. Jestem lepszym piłkarzem niż wcześniej. Stałem się dojrzałym zawodnikiem, wyeliminowałem proste błędy, które popełniałem, otworzyłem głowę na granie do przodu - mówił Slisz w kwietniu w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".

- Za kadencji trenera Runjaica moje założenia się nieco zmieniły. Mój rozwój jest w dużym stopniu także jego zasługą. Nigdy nie narzekałem na brak jego wsparcia. Wierzył we mnie i powiedział mi pewne istotne słowa. Nie zdradzę ich, ale to ustawiło mnie w dobrym kierunku - dodał na sport.tvp.pl.

Komplementów nie brakowało też z drugiej strony. - Na początku sezonu przeprowadziłem z nim wiele rozmów. Bardzo w niego wierzyłem i nadal wierzę. Moim zdaniem widzieliśmy jedynie namiastkę umiejętności Bartka. Wiadomo, że musiał popracować nad kilkoma aspektami, ale z treningu na trening wyglądał coraz lepiej, co pozwoliło mu zrobić krok do przodu. Obserwowanie jego rosnącej formy to wielka przyjemność dla trenera - mówił w maju Runjaić.

We wspomnianej rozmowie z "Przeglądem" Slisz przyznał, że poprzedni sezon był najlepszym w jego karierze. Już na pierwszym obozie w roli trenera Legii Runjaić przeprowadził z zawodnikiem ponad dwugodzinną rozmowę, w trakcie której dokładnie wytłumaczył mu, czego będzie od niego oczekiwał. Poskutkowało, bo Slisz stał się jednym z liderów Legii.

Ale w tym sezonie jest jeszcze lepiej. Sliszowi mocno posłużyły zmiany personalne i taktyczne w drugiej linii. W poprzednim sezonie Legia grała głównie w ustawieniu 3-5-2, w którym 24-latek odpowiadał przede wszystkim za asekurację Bartosza Kapustki i Josue.

Obecnie, w ustawieniu 3-4-2-1, Slisz ma obok siebie Juergena Elitima, z którym dzieli obowiązki w defensywie. Nie odpowiada już sam za asekurację drugiej linii, dzięki czemu może w większym stopniu skupić się na akcjach ofensywnych. Tych nie brakuje w żadnym meczu. Slisz już nie tylko odbiera piłki i oddaje je najbliżej ustawionym kolegom, ale nie boi się też przeprowadzać indywidualnych akcji i zagrywać piłki w strefę obronną rywali.

Zmiany w grze Slisza widać po jego liczbach. Legionista toczy mniej pojedynków, ma mniej odbiorów i przechwytów, ale za to rzadziej traci piłkę na własnej połowie, ma więcej dryblingów i więcej podań w strefę obronną przeciwnika.

Na swoje ostatnie zgrupowanie w roli selekcjonera reprezentacji Polski Slisza powołał też Fernando Santos. Portugalczyk nie dał legioniście zagrać przeciwko Wyspom Owczym (2:0) i Albanii (0:2). W Tiranie Santos nie znalazł dla niego nawet miejsca w kadrze i odesłał go na trybuny. To spotkało się z dużą krytyką. Zwłaszcza że w Tiranie koleny raz zawiódł Grzegorz Krychowiak. 

Zrzucił z siebie własną presję

Przemiana Slisza dokonała się jednak nie tylko na boisku, lecz także poza nim. 24-latek od roku pracuje z psychologiem sportowym Kamilem Wódką i jak sam przyznał, była to doskonała decyzja. 

- To pozytywna sprawa, choć stereotypowo utarło się, że wizyta u psychologa jest synonimem problemu. Zupełnie tak nie uważam. Można się dzięki temu rozwijać i właściwie ustawić sobie spojrzenie na świat. Często polega to na przygotowaniu do meczu, ale też analizie pewnych spraw po zejściu z boiska. Pojawiają się automatyzmy, które pozwalają na stworzenie sobie dobrego podejścia - powiedział Slisz w rozmowie ze sport.tvp.pl.

- Psycholog pokazał mi, jak może wyglądać podejście, nastawienie do treningów i meczów. Wizualizuję sobie, co może się zdarzyć w meczu. Wyznaczam sobie cele, ale inaczej. Wcześniej koncentrowałem się na długoterminowych, jak liczba goli czy asyst, na co nie miałem do końca wpływu. Teraz bardziej chodzi o małe rzeczy, które mogą mi pomóc - dodał w "Przeglądzie".

Slisz zrzucił z siebie presję, którą nakładał sam na siebie. Przez lata legionista przyklejał do lodówki kartki, na których zapisywał sobie cele na najbliższe miesiące takie jak liczba goli, asyst czy liczba rozegranych meczów w podstawowym składzie. Ale to mu nie pomagało.

Slisz schował kartki do szafki. Dziś ocenia się po sezonie, a nie po kolejnych meczach. Od celów krótkoterminowych ważniejsze stały się te do zrealizowania w dłuższej perspektywie. Slisz nie czyta też komentarzy na swój temat. A te długi czas były bardzo negatywne.

Kibice Legii długo nie widzieli i nie rozumieli, na czym polegał potencjał Slisza. Jako "odkurzacz", człowiek od czarnej, mrówczej pracy na boisku, nie mógł być efektowny. Na językach byli inni, najczęściej zawodnicy ofensywni. Sliszowi prawie zawsze się obrywało, a wielu zwątpiło, czy Legia w ogóle odzyska zainwestowane w niego pieniądze.

To zresztą dalej wcale nie jest pewne. Ale nie dlatego, że Slisz nigdy nie odejdzie z Legii. Do tego dojdzie prędzej niż później. Problem w tym, że umowa Slisza wygasa z końcem obecnego sezonu i nie sposób wyobrazić sobie, by na piłkarza z kontraktem na ręku nie znalazł się chętny z mocniejszej ligi.

Zainteresowanie z zagranicznych klubów już było, ale - jak mówił sam zainteresowany - brakowało konkretów. Te mogą pojawić się już zimą, kiedy Slisz będzie mógł związać się z nowym klubem za darmo. Legia miała już jednak rozpocząć rozmowy z piłkarzem na temat nowej umowy. Ta miałaby nie tyle zatrzymać Slisza w klubie, ile sprawić, że ten nie straciłby lidera za darmo i zarobił na nim spore pieniądze. Pieniądze, które kiedyś mądrze zainwestował.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.