Najbardziej symboliczny kadrowicz ostatnich lat. "Uśmiech i zmęczenie"

Dawid Szymczak
Grzegorz Krychowiak od lat był twarzą reprezentacji Polski. W najlepszych czasach była to twarz uśmiechnięta, ostatnio zmęczona i smutna. Krychowiak kadrą rozkwitał i z nią więdnął. Przez sto meczów tworzyli wybitnie zgraną parę.

Kariera żadnego piłkarza nie opowiada lepiej o ostatnich latach reprezentacji Polski. Grzegorz Krychowiak jest wręcz piłkarzem symbolicznym - i dla boiskowego rozkwitu za Adama Nawałki, i dla rozwoju przyjaźni reprezentantów z kibicami dzięki vlogom "Łączy Nas Piłka", i dla zmieniającego się wizerunku kadrowiczów, i dla sukcesu na mistrzostwach Europy w 2016, i dla transferowej ofensywy po tym turnieju, i dla nieudanego kolejnego Euro, i dla barażowych komplikacji przed mundialem wywołanych atakiem Rosji na Ukrainę, i dla dyskusji o stylu gry, i dla zmieniającej się wokół reprezentacji temperatury, a także dla nieubłagalnego upływu czasu. Dla bałaganu u Fernando Santosa i wewnątrzreprezentacyjnych konfliktów - również. 

Zobacz wideo Żenujące zachowanie reprezentantów Polski. "Na litość boską, ileż można?!"

Gdy kibic kochał kadrę, kochał też Krychowiaka. Gdy się na nią denerwował, denerwował się też na niego. Gdy był dumny - to i z Krychowiaka, i z reprezentacji. Gdy czuł się rozczarowany - to i drużyną, i Krychowiakiem. Po stu meczach, prawie piętnastu latach, czterech wielkich turniejach i pięciu golach nadszedł koniec.

"Sportowo nie ma piękniejszej chwili niż śpiewanie hymnu przed meczem kadry na Stadionie Narodowym. Jednak przyszedł czas, żeby powiedzieć "dziękuję". W dniu dzisiejszym rezygnuję z występów w reprezentacji Polski. Dziękuję kibicom, którzy byli z nami na dobre i na złe, w każdym meczu dawałem z siebie tyle, ile mogłem, żebyście byli z nas dumni!" - napisał w mediach społecznościowych.

Najpiękniejsza i najważniejsza chwila ze stu meczów. Symboliczna

Gdy Krychowiak maszerował od środka boiska w stronę pola karnego, by wykonać kluczowy rzut karny i wprowadzić Polskę do ćwierćfinału Euro 2016, był u szczytu popularności. Emocje rosły z każdym krokiem, ale wydawał się niewzruszony. Po eliminacjach do turnieju, które były rozkwitem reprezentacji Adama Nawałki i jego samego, kibice już wiedzieli, że jest niezwykle pewny siebie. To przecież on i Wojciech Szczęsny na konferencji prasowej dzień przed meczem z Niemcami, historycznie wygranym 2:0, zaczęli wplatać w swoje wypowiedzi nazwiska piłkarzy z przeszłości, co było elementem zakładu, ale też symbolem pokoleniowej zmiany: oto kadrą zaczynali rządzić piłkarze, którzy urządzili sobie zabawę w chwili, w której ich poprzednikom drżałyby nogi. Nikogo się nie bali i od nikogo nie czuli się gorsi. Krychowiak w drodze do Euro nie opuścił zresztą ani minuty i stał się dla Nawałki fundamentalną postacią. W Sevilli wślizgami wygarniał piłkę spod nóg Leo Messiego, a w kadrze dowodził środkiem pola. I wtedy, w Saint-Etienne, przeciwko Szwajcarii, uderzył jak na lidera przystało - niezwykle odważnie, mocno, pod poprzeczkę. Skutecznie.

Ze stu rozegranych meczów ta chwila wydaje się tą najpiękniejszą i najważniejszą. Znów - symboliczną, bo już kilka dni później Krychowiak leciał odrzutowcem do Paryża podpisać kontrakt z PSG, a kibice cieszyli się wizją spędzenia kolejnych lat w towarzystwie tej reprezentacji. Ale ani Krychowiak, ani kibice kadry nie wiedzieli jeszcze, że właśnie minęli szczyt i zmierzają ku dolinom - ku nieudanemu mundialowi w Rosji, zaprzepaszczonemu Euro 2020 i słodko-gorzkiemu turniejowi w Katarze. Krychowiak zawsze pozostawał w centrum wydarzeń. Najpierw - w Rosji - w meczu otwarcia z Senegalem był współwinnym straty gola na 0:1, później - podczas Euro - dostał czerwoną kartkę w meczu otwarcia przeciwko Słowacji, który Polska niespodziewanie przegrała 1:2, a na ostatnim mundialu był osią dyskusji o stylu gry i obrońcą tezy "wyniki ponad wszystko". 

Krychowiak był powiewem świeżości. "Vlogi zmieniły postrzeganie przede wszystkim dwóch osób"

Ale nie sposób podsumować reprezentacyjnej kariery Krychowiaka ograniczając się tylko do boiska. Jego kadrowe życie wykraczało daleko poza. W pierwszych latach był powiewem świeżości, jednym z jej najciekawszych członków. Piłkarzem odbiegającym od stereotypu, którego sam nie znosił tak bardzo, że nawet Celii, swojej przyszłej żonie, na kilku pierwszych randkach nie mówił, że zawodowo gra w piłkę. Dorastał we Francji, gdzie piłkarze mieli opinię niezbyt inteligentnych poszukiwaczy przygód, których zainteresowania najczęściej ograniczały linie boiska. Opowiadał jej, że interesuje się modą, fotografią i podróżami, a później podobnie przedstawiał się polskim kibicom. U większości miał czystą kartę. Może kojarzyli go z pięknego gola, którego strzelił Brazylii na mistrzostwach świata U-20, ale nie wiedzieli wiele więcej, bo dorastał we Francji, odkąd skończył 15 lat i w życiu nie zagrał meczu w ekstraklasie. Z francuskim akcentem mówił, że niespecjalnie interesuje się piłką, meczów prawie nie ogląda, popołudniami głównie śpi, bo regeneracja jest równie ważna jak same treningi, a gdy już wstanie, to woli fotografować naturę albo projektować ubrania. Wpisywał się też w kanon profesjonalizmu, który zawładną kadrą dekadę temu - prowadził się wręcz sterylnie i nigdy nie pił alkoholu. Raz spróbował szampana, ale mu nie zasmakował. W kolejnych latach otwierał w Polsce butiki z garniturami, rozkręcał niezwiązane z piłką biznesy i wystąpił w filmie. Odbiegał od stereotypu. Był wtedy jednym z najbardziej lubianych reprezentantów - zdystansowanym i zabawnym. Brylował przed kamerami "Łączy nas piłka", które pojawiały się na zgrupowaniach już za Waldemara Fornalika, ale na dobre rozgościły się, gdy selekcjonerem został Adam Nawałka. 

- Myślę, że vlogi zmieniły postrzeganie przede wszystkim dwóch osób. Łukasza Piszczka i właśnie Krychowiaka, bo okazało się, że nie jest nudziarzem, a zabawnym i inteligentnym gościem - twierdzi Łukasz Wiśniowski z "Foot Trucka" i "Canal+", który nagrywał wówczas dla PZPN materiały z życia kadry. - Zanim powstał kanał "Łączy nas piłka", Krychowiak uchodził za kompletnego nudziarza. W wywiadach mówił formułkami, rzucał banałami, a reszta zdań była przezroczysta. Przełomem było zgrupowanie w Warce, jeszcze za czasów Waldemara Fornalika. Wojciech Szczęsny na jednym z treningów grał akurat w polu i miał jakąś fajną akcję, którą nagraliśmy. Wpadliśmy na pomysł, by zrobić takie "studio", w którym on sam jako "ekspert" przeanalizuje te akcje. Miał się trochę pośmiać, w swoim stylu pożartować. Proponowałem mu to akurat, gdy grał z Krychowiakiem w ping-ponga. Niestety, Krycha zapytał, czy może to zrobić z nami. Pomyślałem tylko, że ten nudziarz nam to położy, ale nie mogłem mu tego powiedzieć, więc serdecznie go zaprosiłem. Usiedliśmy we trzech, bez żadnego przygotowania, włączyliśmy kamery, a Krychowiak od razu się odnalazł. Tu żarcik, tu jakaś szydera, tu puenta. Pomyślałem: "Co jest?!". Byłem w szoku. Wypadł świetnie, ale wyniki były wtedy słabe. To przypadło na eliminacje mundialu 2014, na który się nie dostaliśmy, więc przyjęcie tego wśród kibiców było nie najlepsze. Polaryzowało - wspomina Wiśniowski.

- Część kibiców pisała oczywiście, że piłkarze powinni się wziąć za treningi, a nie jakieś głupoty nagrywają, ale oni mieli to kompletnie gdzieś. To mi pokazało, że to jest już inne pokolenie, z innym podejściem. Szczęsny wychowywał się w Anglii, gdzie mieli szkolenia medialne, był też twarzą Arsenal TV, który robił podobne rzeczy, a Krychowiak wychowywał się we Francji, gdzie Canal+ od lat wzorowo przyzwyczajał piłkarzy do luźniejszych reportaży i podejścia do piłki bez przesadnej powagi. Dla nich to było więc bardzo naturalne, a ja byłem przeszczęśliwy, że ktoś rozumie konwencję i chce w niej uczestniczyć. Później zrobiliśmy jeszcze kilka razy "Eksperckie studio" i przyjęcie było już bardzo dobre. To był powiew świeżości. Z czasem przeszliśmy do codziennego nagrywania, więc Krychowiak bardzo często współpracował z kamerą. Ludziom podobał się jego duet ze Szczęsnym, ich relacja, ich żarty, ich dystans i luz - opowiada Wiśniowski.

- Najlepiej całe to pokolenie zdefiniował chyba Andrzej Twarowski. Po Euro 2016 napisał, że mamy w Polsce pokolenie, które chce więcej. Pożyczyłem nawet to stwierdzenie do tytułu filmu podsumowującego mistrzostwa. Głównym przedstawicielem tego pokolenia był właśnie Krychowiak, Lewandowski i Szczęsny. Młodzi milionerzy, którzy wcześnie wyjechali za granicę, mieli inną mentalność, zarażali nią pozostałych. Na vlogach pokazywali, że można inaczej podchodzić do piłki i nie trzeba gadać banałów, przejmować się wszystkim, skupiać tylko na meczu. Mieli miejsce na cały "lifestyle", ale nie gubili przy tym profesjonalizmu. Wręcz przeciwnie - mówi. 

- Krychowiak jest ekscentrykiem. Czasem wręcz dziwakiem. Nie powiedziałbym też, że jest bardzo lubiany w drużynie i ma znakomite relacje z innymi piłkarzami. On często kadrowiczów z polskiej ligi nawet nie znał i musiał się dowiadywać, kto jest kim i gdzie gra, bo nie interesował się piłką. Ale świetne zdanie powiedział mi o nim Szczęsny. "Wiesz za co najbardziej lubię Krychę? Że odkąd go znam, a znam od kadry do lat 15, to zawsze był taki sam. Zawsze był tym ekscentrykiem. Zawsze chodził swoimi ścieżkami, kombinował z włosami i starannie wybierał ubrania" To nie jest żadna poza. Jego nie zmieniły pieniądze czy popularność. On już taki był - wspomina współtwórca "Foot Trucka" i dziennikarz "Canal+". 

Grzegorz Krychowiak do końca był w centrum wydarzeń. Piłkarz symboliczny

Krychowiak jest dopiero szóstym w historii polskim piłkarzem, który uzbierał sto występów w reprezentacji. Granicą wydaje się mundial w Rosji - przed nim jego obecność w drużynie była niepodważalna, po nim tylko chwilami milkła dyskusja, czy jeszcze jest dla niego miejsce. On sam czuł się oceniany niesprawiedliwie. - Po meczach mówi się głównie o tym, czego nie zrobiłem - powtarzał. Kolejni selekcjonerzy - Brzęczek, Sousa, Michniewcz i Santos - mimo krytyki, powierzali mu dowodzenie środkiem pola, a gra reprezentacji często do niego się sprowadzała: w lepszych momentach była solidna i nieustępliwa, w gorszych powolna i mało kreatywna. - Krycha w ogóle wydaje się dobrym symbolem polskiego piłkarza. Jedna noga jeszcze z piłkarskimi deficytami piłkarskich, druga już w "zachodniej" mentalności - podsumowuje Wiśniowski. 

Do końca był w centrum wydarzeń. Gdy Rosja zaatakowała Ukrainę, akurat grał w Krasnodarze. Jasno opowiedział się przeciwko agresji, dążył do opuszczenia klubu, w końcu czmychnął do Aten, ale do barażowego meczu o mundial ze Szwecją przystąpił bez meczowego rytmu. Wszedł w drugiej połowie, wywalczył rzut karny i został jednym z bohaterów. Później tak dobrze już nie było - pomundialowa dyskusja o stylu gry kręciła się głównie wokół niego, po nim było też widać zgorzknienie na ostatnim zgrupowaniu, on też był symbolem pogubienia Fernando Santosa, który najpierw wydawał się w ogóle go nie dostrzegać, by nagle wystawić go w kluczowych eliminacyjnych meczach. A gdy słyszeliśmy o podziałach w kadrze, Krychowiak wchodził na sądową drogę z jej lekarzem - dr Jackiem Jaroszewskim. O naszych bolączkach szkoleniowych świadczy z kolei to, że wciąż nie pojawił się piłkarz, który nie pozwoliłby selekcjonerom wracać do Krychowiaka. Na horyzoncie niestety też go nie widać. Pytanie, czego symbolem będzie jego pożegnanie z kadrą. Nowego początku?

Więcej o: