Reprezentacja Polski w niedzielę przegrała 0:2 z Albanią w kiepskim stylu i zajmuje dopiero czwarte miejsce w grupie E eliminacji do Euro 2024. Biało-Czerwonych podczas ostatniego zgrupowania było stać tylko na pokonanie Wysp Owczych 2:0. Nic dziwnego, że nie ustają głosy o zwolnieniu Fernando Santosa. Portugalczyk powiedział, że nie ma zamiaru podawać się do dymisji, ale decyzję może podjąć PZPN.
Chodzi przede wszystkim o wyniki sportowe, które nie bronią Portugalczyka. Pod jego wodzą kadra przegrała trzy i wygrała zaledwie dwa mecze eliminacji Euro 2024. W trenerze, który doprowadził rodzimą reprezentację do mistrzostwa Europy w 2016 roku, pokładano znacznie większe nadzieje i liczono, że obraz reprezentacji znacznie się zmieni.
Ponadto atmosfera w kadrze jest daleka od ideału, a po meczu w Albanii Wojciech Szczęsny przyznał, że "nie widzi perspektyw" na poprawę sytuacji. Piłkarze powstrzymywali się od głosów o zmianie trenera, ale dla PZPN mogłaby być to dość korzystna sytuacja.
Kontrakt Santosa - jak czytamy w "Onecie" - ma być "specyficzny" i obowiązywać tylko do zakończenia eliminacji Euro 2024. W przypadku kwalifikacji na turniej zostanie automatycznie przedłużony, ale na razie wygasa w listopadzie. Jeśli PZPN chciałby go zwolnić, to będzie musiał zapłacić mu tylko za dwa nadchodzące miesiące - październik i listopad.
Portugalczyk zarabia około 740 tys. zł miesięcznie, więc ewentualne zwolnienie go kosztowałoby związek ok. 1,5 mln zł.
Więcej podobnych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Reprezentację czekają jeszcze trzy mecze eliminacji Euro 2024. W październiku zagramy z Wyspami Owczymi i Mołdawią, a w listopadzie z Czechami. Bezpośrednio na turniej awansują dwa pierwsze zespoły z tabeli.