Reprezentacja Polski w czwartek pokonała Wyspy Owcze 2:0, ale zrobiła to w taki sposób, że kibice i dziennikarze odczuli ulgę, słysząc ostatni gwizdek sędziego ze Słowenii. Kiedy jednak w sali konferencyjnej Narodowego pojawił się selekcjoner Fernando Santos, wreszcie można było dostrzec kogoś zadowolonego z tego spotkania.
Opinia Santosa, którą powtarzał kilkakrotnie, była w skrócie taka: Polacy zagrali słabą pierwszą połowę, ale byli w pełni zaangażowani, tylko w ich grę wkradało się zbyt wiele emocji. Portugalczyk powtarzał, że mimo wszystko pierwszych 45 minut nie można było w żaden sposób porównać z wydarzeniami z drugiej połowy z Kiszyniowa. Co więcej, Santos stwierdził, że druga połowa była już naprawdę solidna.
- Myślę, że to było zauważalne, że brakowało nam chłodnej głowy - mówił Santos. - Za szybko zagrywaliśmy w pole karne, graliśmy bez cierpliwości. Nie da się ukryć, pierwsza połowa nie odpowiadała oczekiwaniom zarówno kibiców, jak i naszym. Ale tego meczu w żaden sposób nie można porównać z tym, co działo się w Mołdawii, gdy drużyna, która nie miała prawa z nami wygrać, strzeliła trzy gole.
- Druga połowa? Takie mecze wygrywa się w taki sposób. W dodatku nasz przeciwnik był bardzo zamknięty. Ale po przerwie nie oddał już żadnego strzału na naszą bramkę, a my stwarzaliśmy sytuacje, wygrywaliśmy pojedynki dryblingami, graliśmy szybciej, a gdy spycha się rywala do obrony, pojawiają się sytuacje i gole. To sprawiedliwa wygrana - analizował portugalski selekcjoner.
Z czego wynikały problemy Biało-Czerwonych? - Bez rywala byłoby nam łatwiej - ironizował Santos. - Ostrzegałem piłkarzy, że przeciwnicy mogą zagrać w systemie 5-4-1, będąc wszyscy ustawieni w obronie. Naprzeciwko nas byli silni i wysocy zawodnicy, brakowało nam dotarcia w pole karne rywala, wyobraźni w grze ofensywnej, za szybko chcieliśmy zdobyć bramkę. Gdy drużyna nisko broni, piłki za linię obrony łapie bramkarz. Mieliśmy wiele takich zagrań dzisiaj, choć udało się też stworzyć dwie sytuacje. Mimo wszystko brakowało gry po ziemi. W drugiej połowie poprawiliśmy to i udało się nam strzelić dwa gole - tłumaczył Santos, który był zadowolony z charakteru i zaangażowania swoich piłkarzy.
- W poprzednim meczu zabrakło charakteru, to się teraz radykalnie zmieniło. Piłkarze byli zaangażowani w 100 proc. Tak grając w drugiej połowie w Kiszyniowie, wygralibyśmy z Mołdawią 3:0 lub 4:0. Jeśli chodzi o charakter i zaangażowanie, gratuluję zawodnikom - wyjaśniał Portugalczyk.
Ogólnie rzecz ujmując, Fernando Santos nie robił tragedii z przebiegu spotkania z Wyspami Owczymi.
- Jestem selekcjonerem od dwunastu lat, widziałem wiele takich meczów. Raz wygrałem z Azerbejdżanem 1:0. To nie był wstydliwy mecz jak w Kiszyniowie. Nasza drużyna nie zaprezentowała się w pierwszej połowie jak powinna, ale ci, co pracują w piłce, wiedzą, ile znaczą taki lęk i obawy, które mieliśmy przed tym spotkaniem. Mieliśmy pięć finałów, które musimy wygrać i czasem ten lęk, ta presja może prowadzić do gry, która nie daje efektu. Jednak zawodnicy byli zaangażowani - zaznaczał.
Grzegorz Krychowiak przez dwa zgrupowania nie był powoływany przez Fernando Santosa, z kolei w czwartek wyszedł od razu w podstawowym składzie Biało-Czerwonych. Pierwszym do wejścia z ławki był z kolei dowołany awaryjnie Paweł Wszołek. Santos został zapytany o te niezbyt logiczne zdaniem wielu decyzje.
- Uznałem, że to najlepsza drużyna, jaką mamy do dyspozycji. Myślicie indywidualnie, nie myślicie o drużynie. Zamiast tego myślicie, czemu zagrał ten czy tamten. To nie działa w ten sposób i nie pomaga drużynie - pouczał doświadczony portugalski trener.
Santosa zapytano także o to, czy jego zdaniem reprezentacja Polski pod jego wodzą dokonała postępu. Portugalczyk uciekał od odpowiedzi. - Mamy ze sobą siedem czy osiem treningów, więc tak, mamy jeszcze przed sobą wiele do poprawy. Gdybym mógł bez przerwy dwa miesiące trenować tę drużynę, grałaby pięć razy lepiej. W reprezentacjach ścieżka rozwoju wiedzie przez mecze. Jesteście dziennikarzami, znacie się na futbolu. Wiecie, dlaczego w klubach są dwa miesiące przygotowań, a i tak nie zawsze udaje się odpowiednio przygotować zespół. My mamy za sobą tylko kilka wspólnych treningów. Sukcesy odnoszą te drużyny, które grają ze sobą długo, są zgrane, nabywają pewnych nawyków. Nam ten rozwój będą dawać mecze, bo treningów prawie nie ma - zakończył Fernando Santos.
Reprezentacja Polski we wrześniu rozegra jeszcze jeden mecz eliminacyjny - w niedzielę zagra na wyjeździe z Albanią.