- Po pierwsze, nie wyciągnęliśmy rąk po premię. Po drugie, dostaliśmy niemoralną propozycję. Po trzecie - zostaliśmy w tej sytuacji sami. [...] Podszedł do mnie członek sztabu i poprosił o numery kont. I to było dla mnie już coś takiego, że zapaliła mi się czerwona lampka, bo myślałem, że temat już się skończył. I wtedy zastopowałem to, powiedziałem "koniec" - tak o aferze premiowej w wywiadzie dla Eleven Sports i portalu Meczyki.pl mówił Robert Lewandowski. Chodzi o głośną sprawę obiecanych przez premiera Mateusza Morawieckiego kilkudziesięciu milionów złotych, które do podziału mieli otrzymać reprezentanci Polski za wyjście z grupy podczas mistrzostw świata w Katarze. Cała ta afera ciągnie się za polskimi zawodnikami, a w pośredni sposób sprawiła też, że PZPN nie przedłużył umowy z Czesławem Michniewiczem.
O zacytowane wyżej słowa Lewandowskiego został zapytany premier Morawiecki w trakcie poniedziałkowej konferencji prasowej w Tomaszowie Mazowieckim. - Nie będę się odnosił do tego. Chciałbym, żeby nasi piłkarze odnosili takie sukcesy, jak ostatnio w klubach zaczęli odnosić. Bardzo się z tego cieszę. To, co osiągnął Raków i Legia, to jest coś wielkiego. Życzę, żeby nasza drużyna narodowa również grała jak najlepiej - odpowiedział w wymijający sposób szef rządu. Za to w grudniu, po wybuchu afery, poinformował, że "nie będzie rządowych środków na premie dla piłkarzy".
Czy słowa o "niemoralnej propozycji" mogą się jakoś odbić na kapitanie reprezentacji Polski, biorąc pod uwagę, że zostały wypowiedziane w trakcie kampanii wyborczej? Według doniesień "Przeglądu Sportowego" Onet wzburzyły one najważniejszych polityków Prawa i Sprawiedliwości z premierem i ludźmi z jego otoczenia na czele.
"Z naszych informacji wynika, że rozpoczęło się szukanie haków na "Lewego". Wszystkie jego inwestycje i interesy mają zostać poważnie prześwietlone, wszystkie jego biznesowe aktywności dokładnie przejrzane. Wszystko po to, żeby pokazać najlepszemu polskiemu piłkarzowi, że zadarł nie z tymi, co trzeba, i że nie pozostanie to bez konsekwencji" - czytamy w artykule.
Więcej takich informacji znajdziesz na Gazeta.pl
"Tym bardziej że słowa kapitana reprezentacji Polski mogły oburzyć prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który w trakcie kampanii wyborczej robi wszystko, żeby unikać tematów wielkich pieniędzy, jakie są wydawane przez polityków jego partii. A warto pamiętać, że Roberta Lewandowskiego czeka jeszcze proces z Cezarym Kucharskim…" - czytamy w zakończeniu tekstu.
Wątek procesu w sprawie szantażu, którego miał dopuścić się Cezary Kucharski na Robercie Lewandowskim, jest o tyle ciekawy, że były agent napastnika FC Barcelony był przez niego nazywany "pupilem władzy". - Doceniam zorganizowaną akcję poszerzenia zarzutów przez tzw. obóz Lewandowskiego. Już kilka minut po wyjściu z prokuratury w mainstreamowych portalach ukazały się pierwsze teksty. Byłem nawet gwiazdą paska "Wiadomości" TVP. Czułem się więc jak VIP. I to wszystko zawdzięczam temu, że kiedyś byłem posłem Platformy Obywatelskiej, a mój przeciwnik procesowy jest aktualnie pupilkiem władzy - mówił w kwietniu 2021 roku.
Sam Lewandowski miał "szukać kontaktów z władzą" zdaniem Kucharskiego. - Ja mu powtarzałem, że jeśli chodzi o politykę, to musi być neutralny. Wydedukowałem sobie, że chce mi przypieprzyć i nasłać prokuraturę PiS-u, dla którego jestem dobrym celem. Czekałem na potwierdzenie i wtedy pojawił się jego mecenas Tomasz Siemiątkowski. Byłem już pewny, że poszedł do pisowskich służb. Miałem potwierdzenie od wielu osób - opisywał Kucharski w kwietniu bieżącego roku.