Szymon Jadczak był dziennikarzem, który jako pierwszy poinformował o tym, że skazany za korupcję w futbolu Mirosław Stasiak znalazł się na pokładzie samolotu reprezentacji Polski lecącego na mecz z Mołdawią. Po tym wybuchła afera, która uderzyła w wizerunek Polskiego Związku Piłki Nożnej. Odpowiedzialność za to, że Stasiak znalazł się w samolocie wzięła firma Inszury.pl, ale cała sytuacja ciągle żyje i odbija się czkawką związkowi kierowanemu przez Cezarego Kuleszę.
Dziennikarz Wirtualnej Polski był jednym z gości w programie "Wysoki Pressing" na antenie CANAL+ Sport, gdzie powiedział, że temat afery ze Stasiakiem żyłby sześć godzin, gdyby PZPN szybko odpowiedział na jego pytania i przeprosił po prostu opinię publiczną za obecność skorumpowanego działacza w samolocie i na meczu reprezentacji Polski.
- Z korytarzy PZPN doszły mnie słuchy, że gdy wybuchła afera, zebrała się wierchuszka, żeby coś zaradzić. Początkowo chciano zrzucić to na jedną osobę i ją zwolnić. Tyle że okazało się, że akurat ta osoba od jakiegoś czasu była na urlopie. Kulesza miał też przygotowanego tweeta z przeprosinami za całą sytuację i miał tylko kliknąć "Wyślij", ale ktoś wpłynął na niego i puszczony został ostatecznie tweet, który rozjuszył sponsorów. Zatem jeśli mamy do wyboru rozwiązanie złe, gorsze i najgorsze, to na 95 proc. Cezary Kulesza wybierze jeszcze gorsze - powiedział Jadczak, co pokrywa się z informacjami przekazywanymi przed tygodniem przez Kacpra Sosnowskiego ze Sport.pl.
Jadczak odniósł się także do kwestii odwołania Kuleszy ze stanowiska prezesa PZPN-u. - Czego bym nie pokazał, czego bym nie ujawnił, to Cezary Kulesza jest nie do ruszenia. Te dywagacje są bez sensu. Raz, że Kulesza ma poparcie rządu, jest kolegą z ministrem sportu Kamilem Bortniczukiem, co nam pokazywały zdjęcia opublikowane przez "Fakt", gdzie wspólnie bawią się na imprezie innego polityka, dwa, Cezary Kulesza ma za sobą Orlen i umowę na 170 milionów - stwierdził dziennikarz.
Więcej takich informacji znajdziesz na Gazeta.pl
Zdaniem Jadczaka afera z Mirosławem Stasiakiem może być jedną z wielu związanych z obecnym funkcjonowaniem PZPN-u. - To ma duży potencjał aferowy. Wiem, że są zdjęcia i nagrania z tego, co się działo w lożach czy to prezydenckich, czy to pzpnowskich i na wyjazdach pzpnowskich. W telefonach wielu ludzi w tym kraju są nagrania i zdjęcia, które zostały zrobione podczas meczów kadry, które są kompromitujące. Bo jak to się mówi, pić trzeba umieć, a to nie jest takie oczywiste i jako dziennikarz śledczy zacieram ręce - powiedział.
Dziennikarz ujawnił również szokującą informację nt. Dominika G., pseudonim "Grucha" był jednym z ochroniarzy Roberta Lewandowskiego. Okazało się, że mężczyzna według prokuratury należał do gangu terroryzującego Białystok. Ochroniarz miał stać na czele jednej z frakcji gangu, która słynęła z propagowania neofaszystowskiej ideologii. Jadczak całą sytuację opisał przed mistrzostwami świata w Katarze, a po czasie "Grucha" został zawieszony przez PZPN.
- Sytuacja z "Gruchą" była taka, że Cezary Kulesza chciał go zatrzymać w PZPN-nie, czyli tego ochroniarza z zarzutami o udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Dopiero mocne tupnięcie Roberta Lewandowskiego sprawiło, że Kulesza się ugiął i "Gruchę" pożegnał. To chyba nie o to chodzi, żeby kapitan reprezentacji przed najważniejszą imprezą zajmował się "Gruchą", bo mu prezes za przeproszeniem zwala "Gruchę" na głowę - skomentował.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!