Afera w PZPN wokół lotu do Mołdawii z Mirosławem Stasiakiem (prawomocnie skazanym za korupcję) na pokładzie nabrała kuriozalnego obrotu. Ustalenia dziennikarzy w tej sprawie w szyderczy i obelżywy sposób atakował pewien użytkownik Twittera o nicku @RobertTask, broniąc tym samym związek i samego prezesa Cezarego Kuleszę. W końcu dziennikarz Wirtualnej Polski Szymon Jadczak, który osobiście też był atakowany, ustalił tożsamość hejtera.
Był nim Robert Kiełczewski - dyrektor firmy Green Star, wytwórni wydającej muzykę disco polo, należącej do... Cezarego Kuleszy. - "Sponsorzy? (...) Robią dramę czy dalej budują wizerunek krystalicznie czystych kosztem piłki? Typowa g***oburza... i patrzą, aby maxa wyciągnąć, jak zwykle bazarowe hieny", "Ściekowe media nakręcają i mocno nagłaśniają temat afery Stasiakowej, atakując tym samym Kuleszę" - wypisywał między innymi.
W końcu Kiełczewski dostał szansę, aby wytłumaczyć się z hejterskich wpisów. Jak twierdzi, nic złego nie zrobił. - Mam prawo skomentować, to moje prywatne konto na Twitterze, mamy inne konto firmowe. Na moim profilu jest zaznaczone, że to są prywatne opinie, nie piszę o muzyce, nie zamieszczam teledysków. Zamieszczam wpisy tylko o sporcie, nie o polityce. Pisałem bardzo ogólnikowo, to moje prywatne opinie, wszystko piszę z uśmiechem. Nie czuję, bym kogoś obrażał, nie pisałem, że ten pan jest taki, a ta firma taka. Niektóre wpisy były emocjonalne, ale nie było w nich wulgaryzmów - podkreśla w rozmowie z Onetem.
Dyrektor nie zamierzał również wycofać się z wygłaszanych tez. - Tak, moim zdaniem to g***burza, zawsze byłem przeciwko korupcji, źle się stało, że ten pan (Mirosław Stasiak - przyp. red.) poleciał na mecz, ale ta reakcja na to wydarzenie jest przesadą - stwierdził.
Sporo kontrowersji wywołało określenie "hiena bazarowa", użyte w kontekście sponsorów kadry. Kiełczewski nie omieszkał wytłumaczyć, o co mu chodziło. - Hiena bazarowa to potoczne określenie osoby, która na bazarze za wszelką cenę chce coś sprzedać - wyjaśnił. - Wydaje mi się, że nikogo nie obraziłem, choć może to było przesadzone określenie, ale gdy jest się na jednym statku, to trzeba być razem. To są zresztą moje prywatne opinie - ciągnął.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl.
Nawet po wykryciu, że to Kiełczewski kryje się pod pseudonimem "RobertTask" obraźliwe tweety nie zostały usunięte. Mężczyzna zadeklarował, że na wyraźną prośbę może je skasować. - Jeśli ktoś poczuje się obrażony i poprosi, bym go usunął, to mogę tak zrobić. Po prostu odczuwałem, że to została rozpętana nagonka. Oczywiście to był wielki błąd, że ten pan (Mirosław Stasiak – przyp. red.) poleciał do Mołdawii, a nie powinien. Ale zrobiono z tego wydarzenie na skalę europejską - podsumował.