Absolutny blamaż reprezentacji Polski! Prowadziła już 2:0. Hańba w Kiszyniowie

Jakub Seweryn
"Wstyd. Żenada. Kompromitacja. Hańba. Frajerstwo" - brzmiała legendarna okładka "Faktu" po porażce z Ekwadorem na mundialu w 2006 r. Druga jej część, czyli "nie wracajcie do domu", tu nie pasuje, bo po wtorkowym blamażu polscy kadrowicze jadą na urlopy. Ale wyjeżdżają z myślą, że w eliminacjach do Euro 2024 przegrali w Kiszyniowie ze 171. w rankingu FIFA Mołdawią 2:3.

Dokładnie dziesięć lat temu, w czerwcu 2013 roku, reprezentacja Polski Waldemara Fornalika zremisowała w Kiszyniowie z Mołdawią 1:1, zaprzepaszczając szanse na awans na mistrzostwa świata w Brazylii. Jedynego gola dla Biało-Czerwonych wbił wówczas Jakub Błaszczykowski, który kilka dni temu uroczyście pożegnał się z reprezentacją Polski. 

Zobacz wideo Lewandowski: Gdy Kuba pojawił się na zgrupowaniu czuło się coś wyjątkowego

Teraz drużyna Fernando Santosa w stolicy Mołdawii miała jeden cel - nie pozwolić na powtórkę sprzed 10 lat, która skomplikowałaby kwestię awansu na przyszłoroczne Euro w Niemczech. A obaw nie brakowało. W żadnych z trzech spotkań pod wodzą Portugalczyka Polacy nie potwierdzili, że już umieją grać z piłką, a przecież nikt nie miał wątpliwości, że w Kiszyniowie to oni będą zmuszeni do gry w ataku pozycyjnym.

A miało być tak pięknie... Do przerwy była i gra, i wynik

Ale nawet biorąc pod uwagę niską klasę rywala, w pierwszej połowie wreszcie można było być zadowolonym z tego, jak grała reprezentacja Polski. A grała szybko, z pomysłem, w pełni dominowała na boisku, nie pozwalając przeciwnikowi na cokolwiek pod bramką Wojciecha Szczęsnego, a samemu raz po raz zagrażając defensywie rywala. 

Dzięki temu nie trzeba było też długo czekać na pierwszego gola. Już w 12. minucie przyniósł go bardzo dobrze rozegrany przez Polaków rzut rożny. Przemysław Frankowski dośrodkował na dalszy słupek, gdzie przed bramkę zgrał ją głową Robert Lewandowski, a Arkadiusz Milik, choć nie trafił czysto, to jednak uprzedził mołdawskiego bramkarza i skierował piłkę do siatki. 

Dla napastnika Juventusu był to 17. gol w kadrze, ale pierwszy od listopada 2021 r., gdy strzelił równie łatwego gola w wyjazdowym starciu z Andorą (6:1). 29-letni snajper wyglądał dobrze w rozegraniu piłki w duecie z Lewandowskim. Śmiało można stwierdzić, że czegoś takiego nie oglądaliśmy od pierwszej poważnej kontuzji kolana Milika w październiku 2016 roku. 

W 32. minucie gry, po jednej dobrej wymianie piłki z Milikiem, Lewandowski z kilkunastu metrów przestrzelił. Dwie minuty później sytuacja się powtórzyła, ale tym razem precyzji nie zabrakło. Napastnik Barcelony huknął płasko i idealnie w dalszy róg bramki Doriana Raileana, podwyższając na 2:0.

To był 1500. gol w historii reprezentacji Polski, a sam Lewandowski strzelił już dla ósmego selekcjonera reprezentacji. Przed Santosem byli to Beenhakker, Smuda, Fornalik, Nawałka, Brzęczek, Sousa i Michniewicz. 

Chwilę później mogło być już 0:3. Tym razem po płaskim dośrodkowaniu Przemysław Frankowskiego przed pustą bramką nie trafił Milik, sygnalizując, że jeszcze przed nim piłkę musnął jeden z mołdawskich obrońców.

Kolejnej dobrej sytuacji nie wykorzystał też Lewandowski, który w ostatniej akcji pierwszej połowy dostał doskonałe podanie w pole karne od Piotra Zielińskiego, ale w sytuacji sam na sam z bramkarzem uderzył obok słupka. Polacy prowadzili jednak do przerwy z Mołdawią 2:0 i, co więcej, grali tak, że wydawało się, że nic im zagrozić tego wieczoru w Kiszyniowie nie może. 

Koszmar w Kiszyniowie. Polacy przegrali wygrany mecz z 171. zespołem na świecie

A jednak. Reprezentacja Polski potwierdziła, że nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie można było sobie tego w prosty sposób skomplikować. Jedna głupia strata Piotra Zielińskiego tuż po przerwie, znakomity płaski strzał Iona Nicolaescu z dystansu i w 48. minucie było już tylko 1:2. 

I się zaczęło. Mołdawianie odżyli, a w grę Polaków wkradł się strach. Ten sam, który był obecny w ich poczynaniach trzy miesiące temu w Pradze z Czechami, czy na mistrzostwach świata z Argentyną. Ale to byli Czesi i Argentyńczycy, a tu - dopiero 171. reprezentacja na świecie. 

I nie pomógł nawet słowacki sędzia Filip Glova. Arbiter w 62. minucie nie uznał bramki Nicolaescu, który lekko popchnął w plecy Damiana Szymańskiego. Z przodu dwukrotnie zerwał się Jakub Kamiński, najpierw uderzając obok bramki zza pola karnego, a potem będąc sam na sam z bramkarzem zagrał za plecy mającemu pustą bramkę Sebastianowi Szymańskiemu. 

To wszystko się w końcu zmieściło. I znowu za pomocą znakomitego w drugiej połowie Nicolaescu, który w 79. minucie wykorzystał fatalne zagranie Tomasza Kędziory, w pojedynkę popędził na polską bramkę, mijając dużym zakosem Jana Bednarka i Jakuba Kiwiora, by znów idealnym płaskim strzałem pokonać Szczęsnego i doprowadzić do wyrównania. 

Polacy byli pod ścianą i znów mogli strzelić trzeciego gola - Jan Bednarek po rzucie rożnym trafił jednak tylko w poprzeczkę. A napędzeni dopingiem Mołdawianie byli bezwzględni. W 85. minucie po niepewnym piąstkowaniu Wojciecha Szczęsnego i dośrodkowaniu Cojocaru Vladyslav Baboglo głową trafił do polskiej bramki po raz trzeci. 

Reprezentacja Polski przegrała z Mołdawią 2:3. Powtórzmy: przegrała z Mołdawią. Mimo że do przerwy prowadziła 2:0. To szok, którego nie da się wytłumaczyć. Szok, który mocno komplikuje sytuację w tabeli, gdzie Polacy z trzema punktami zajmują dopiero czwarte miejsce. Awans, który miał być formalnością, w najlepszym wypadku się oddala.

Więcej o: