Bartosz Bereszyński: W zasadzie byłem wahadłowym pomocnikiem, więc nie wiem, czy to jest do końca moja naturalna pozycja. Biegałem w jedną i drugą stronę, a to trochę inaczej niż kiedy gram jako prawy obrońca. Ale tak: do swojej bogatej kolekcji pozycji w reprezentacji Polski dodałem kolejną. Nie narzekam, tylko się cieszę, że w ogóle mogłem zagrać, bo dla mnie występ w kadrze to zawsze wyjątkowe wydarzenie. Do tego po raz kolejny uczestniczyłem w pożegnaniu wybitnego zawodnika - kiedyś to był Jerzy Dudek, potem Artur Boruc, Łukasz Fabiański, Łukasz Piszczek, a teraz Kuba Błaszczykowski. Takie momenty zostają w głowie na całe życie. Tym bardziej że pokonaliśmy Niemców - bardzo tego chcieliśmy i powiedzieliśmy sobie przed meczem, że chcemy wygrać dla siebie, rodzin i kibiców, ale także dla Kuby.
- Kuba pożegnał się z nami przed meczem. Już podczas zgrupowania mówił, że nie chce nam przeszkadzać i zabierać czasu. Tym bardziej że powiedział, iż całe to wydarzenie jego samego kosztuje to bardzo dużo nerwów, emocji i stresu. Po meczu z Niemcami nie było żadnego pożegnania. Kuba zszedł z boiska, poszedł do szatni i podejrzewam, że resztę spotkania oglądał w gronie rodziny i najbliższych.
- Nie, bo cały poprzedni tydzień, kiedy przyjechałem na zgrupowanie, ćwiczyliśmy w tym ustawieniu. Włącznie ze sparingiem z juniorami Legii, kiedy nie byliśmy jeszcze w komplecie, ale wystąpiliśmy w tym ustawieniu, więc cały czas z tyłu głowy miałem myśl, że w ten sposób możemy też zagrać z Niemcami.
- Na pewno doda pewności i poprawi atmosferę. Wiemy, jak ten mecz wyglądał, ale z niektórych aspektów - wyprowadzanie kontr czy stałe fragmenty - mogliśmy być zadowoleni. W Mołdawii czeka nas zupełnie inne spotkanie. To my będziemy mieć piłkę, to do nas będzie należała inicjatywa. Wiemy, jak się gra z przeciwnikami tej klasy, czasem o wyniku mogą decydować dośrodkowania z rzutów wolnych lub rożnych. Powinniśmy więc być skoncentrowani, dobrze zorganizowani i nieprzewidywalni. Słowem: zaskakujący dla Mołdawian. Nie możemy grać wolno. Mecz z Niemcami nie do końca odpowiedział, jak może wyglądać spotkanie w Kiszyniowie, ale morale zespołu się podniosło. Głowy odżyły po porażce na starcie eliminacji, kiedy przegraliśmy z Czechami. Lecimy teraz do Kiszyniowa podbudowani i w dobrych nastrojach. Wygrana z Niemcami to nie jest chleb powszedni reprezentacji Polski.
- Ja tam nie grałem, widać musiałem wrócić i to wszystko poukładać oraz posklejać. Oczywiście żartuję. Przeciwko Niemcom cierpieliśmy, bo to nie jest łatwe ciągle ganiać za rywalem. Szczególnie piłkarzom ofensywnym, kiedy - zamiast atakować i kreować - muszą przeszkadzać, odcinać pomocników rywali od podań. Jako blok obronny bierzemy odpowiedzialność za to, jak wszystko wygląda gra w naszym polu karnym. Niemcy nie mieli zbyt wiele przestrzeni, byli tym zdeprymowani i może z tego wynikała ich nieskuteczność.
- Prawdopodobnie będzie to mecz do pierwszej bramki. Dlatego warto byłoby zacząć od szybko strzelonego gola, by zmusić przeciwnika do trochę śmielszego atakowania. Sprawić, by spotkanie stało się w miarę otwarte. Wierzę, że wtedy udowodnimy, że jesteśmy lepszą drużyną i mamy większe indywidualności. Zdajemy sobie też sprawę, że będziemy mieć piłkę przy nodze, a takie mecze nie zawsze dobrze wychodzą reprezentacji Polski, bo nie lubimy ataku pozycyjnego, więc na pewno przyda się trochę pewności wyniesionej ze starcia z Niemcami.
- To będzie mecz-pułapka. Na mniejszym stadionie, z mniejszą liczbą widzów. Ale mamy zawodników doświadczonych, którzy radzą sobie w każdych okolicznościach. Wygrana z Niemcami, nawet towarzyska, cieszy, ale cały czas zdajemy sobie sprawę, że walka o punkty dopiero przed nami. To one są naszym celem. Ja w lipcu skończę 31 lat, czuję się na siłach, by jeszcze kilka lat grać na wysokim poziomie i pomagać kadrze, ale przede mną mniej wielkich turniejów niż za mną. Chcę zagrać we wszystkich. Ale to, że z zawodników z pola starszy ode mnie jest tylko Robert Lewandowski, nie oznacza, że rano wszystko mnie boli.
- Mecz oficjalny to oficjalny. W piątek Niemcy zagrali w niemal najsilniejszym składzie, też chcieli wygrać, bo ostatnio im się nie wiedzie, a ich kadra jest w przebudowie. A my? Po słabym starcie eliminacji i porażce w Czechach ta wygrana może być interesującym bodźcem dla zespołu. Musimy jednak pamiętać, że we wtorek zaczynamy od 0:0 i z Mołdawią musimy wygrać.
- Zacznijmy od tego, że cieszę się z każdej minuty w reprezentacji, w niej mogę grać zawsze, nawet dzień po dniu. Jestem gotowy, bo to wielki zaszczyt, by reprezentować swój kraj. Fizycznie wytrzymałem dobrze, zszedłem w drugiej połowie, ponieważ tak zdecydował trener - pewnie z myślą o meczu w Mołdawii. Wiadomo: wiosną nie grałem zbyt wiele, ale idąc do Napoli, wiedziałem mniej więcej, co mnie czeka. Dlatego ciężko pracowałem przez kilka miesięcy, by być gotowym do wejścia, kiedy otrzymam szansę od trenera Luciano Spalettiego. Czekałem cierpliwie, okazja przyszła pod koniec sezonu. Z jednej strony było celebrowanie tytułu mistrza Włoch, z drugiej ja nie mogłem pozwolić sobie na luz. Zagrałem w trzech meczach, trochę minut złapałem, wszedłem w rytm meczowy i na początku czerwca przyjechałem do Warszawy. Potrenowałem z zespołem, a potem wystąpiłem w sparingu z juniorami Legii, więc byłem spokojny o kondycję. Występ z Niemcami potwierdził, że jest dobrze.
- Sam nie wiem. W ostatnich dniach Napoli szukało trenera, teraz przyszedł Rudi Garcia, więc w niedalekim czasie będą zapadać decyzje. Wciąż obowiązuje mnie umowa z Sampdorią, jednak postaram się znaleźć najlepsze rozwiązanie dla wszystkich stron. Przyjdzie czas, by poukładać sprawy klubowe, teraz liczy się tylko kadra i zwycięstwo w Kiszyniowie.